Recenzje

“Czas Mroku” – Recenzja

Mikołaj Krebs

10 maja 1940. Neville Chamberlain rezygnuje ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, a jego następcą zostaje Winston Churchill – już wtedy kontrowersyjna postać brytyjskiej polityki.

Darkest Hour przedstawia historię od otrzymania przez Churchilla stanowiska premiera i przechodzi po kolei przez jego problemy związane z agresją III Rzeszy, polityką, a także osobistymi kryzysami.
Dużą zaletą narracji Czasu Mroku jest to, iż nie jest ona stronnicza. Nie pokazuje Churchilla jako wielkiego bohatera, któremu podkłada się kłody pod nogi. Pokazuje za to pięknie działający teatr polityczny brytyjskiego rządu, który musiał zmierzyć się z problemem, który sam stworzył.

Zresztą Darkest Hour to nie tylko teatr polityczny, ale też teatr ekranu. Małe przestrzenie, ujęcia ze stałej perspektywy i piękne kadry w półmroku stwarzają wrażenie oglądania sztuki teatralnej bardziej niż filmu. Do tego dochodzą fantastyczne charakteryzacje i gra aktorska, która niesie film na swoich barkach.

A jest niestety co nieść, bo Czas Mroku przedstawia nam niecały miesiąc rządów Churchilla w dwie godziny. Dwie bardzo, bardzo dłużące się godziny. Mówiąc wprost – film nudzi. Przeciągłe sceny rozmów, przemów czy milczenia w półmroku działają mocno na niekorzyść filmu, który spokojnie mógłby być z dwadzieścia minut krótszy. A tymczasem ma się wrażenie po półtorej godziny seansu, że dostajemy ogromny prequel do „Dunkierki” Nolana, który nigdy się nie skończy. Na nudę nie pomaga nawet lekki humor przewijający się od czasu do czasu.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?

Nie pomaga nawet fenomenalny Gary Oldman, faworyt w wyścigu po złotego ludzika w kategorii najlepszego aktora i zdobywca Złotego Globa. Nie tylko wygląda jak Churchill, ale też brzmi jak on i powiela jego zachowania. W trakcie oglądania seansu udało mi się zapomnieć, że Churchill nie jest Churchillem, a Oldmanem. Fenomenalna rola godna wszelkich nagród.
Szkoda jedynie, że zestawiony jest często z bezbarwną postacią Lily James, która gra jego maszynistkę. Kreacja panny Nel gdzieś zawiodła na poziomie scenariusza i to naprawdę nie wina Lily, że nie można patrzeć na jej postać.

Podsumowując, Darkest Hour to dobry film biograficzny, piękny wizualnie (kostiumy, charakteryzacja i zdjęcia!), z fantastyczną rolą Oldmana. Niestety oferuje zbyt mało i próbuje to rozwlec w zbyt długim czasie, co w rezultacie czyni go najwyżej „okej” filmem. Solidny kandydat w każdej nominowanej oscarowej kategorii z wyjątkiem tej najważniejszej.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.