Recenzje

“Dziadek do orzechów i cztery królestwa” – Dzieci ziewają, rodzice zerkają do smartfonów – Recenzja

Maksymilian Majchrzak

Skomplikowane są losy historii, która najlepiej jest znana w postaci baletu słynnego rosyjskiego kompozytora Piotra Czajkowskiego mającego premierę w 1892 roku. Bazuje on na baśni Dziadek do Orzechów niemieckiego poety epoki romantyzmu E.T. A. Hoffmanna, na dodatek w wersji przekazanej przez francuskiego pisarza Alexandre’a Dumasa. Po drodze były jeszcze liczne wersje filmowe, jak animacja z 1990 roku, Dziadek do orzechów 3D z Elle Fanning w roli głównej (który przy budżecie 90 mln dolarów zarobił w kinach jedynie 15!) czy Barbie w Dziadku Do Orzechów z 2001 roku.
Debiutująca właśnie interpretacja Disneya, która pewnie chciałaby powtórzyć sukces zeszłorocznej Pięknej i Bestii, również nie miała łatwo, by zwrócić uwagę choćby na fakt konieczności zmiany reżysera w trakcie (bo Lasse Hallström był “niedostępny”) i niezbyt zachęcające przyjecie przez amerykańską krytykę.

Fabularnie mamy tutaj do czynienia z klasyczną baśniową zagrywką, tak dobrze znaną już z produkcji w szerokim przekroju od Opowieści z Narnii aż po Labirynt faunaClara Stahlbaum, niemogąca sobie ułożyć relacji z ojcem rezolutna dziewczyna znajduje portal do innego, fantastycznego świata podczas wigilii w domu swojego ekscentrycznego ojca chrzestnego Drosselmeyera. Szybko okazuje się, że jest tam już znana za sprawą swojej matki, która była władczynią jednego z tytułowych czterech królestw, a której niedawna śmierć położyła się cieniem na życiu rodzinnym Stahlbaumów. Nad baśniowym światem wisi widmo wojny, którą młoda bohaterka będzie musiała poprowadzić, wystawiając na próbę relacje z nowo poznanymi przyjaciółmi i przede wszystkim starając się odnaleźć własne ja w obliczu wielkiej straty.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?
Kadr z filmu “Dziadek do orzechów i cztery królestwa”

Standard. Trudno się czepiać przewidywalnej fabuły przy tego typu produkcjach przetworzonych już wielokrotnie przez popkulturowy młynek. To co może sprawić, że kolejna adaptacja będzie się wyróżniać, to umiejętności reżysera w kreowaniu bajkowego świata, który pochłonie widza za pomocą magii scenografii, charakteryzacji i baśniowego klimatu. No i po drugie można oczekiwać jakiegoś przesunięcia akcentów, uwydatnienia pewnych wątków będących dotąd w cieniu, wyrazistych postaci drugoplanowych, słowem czegoś, co tchnie trochę świeżości w skostniały kanon tej historii.

Z pierwszym z aspektów omawianych w poprzednim artykule nie ma problemu – realizacja jest spektakularna i bezbłędnie wystylizowana. Urokliwe połączenie XIX-wiecznego klimatu z kanonami disneyowskiej cukierkowej narracji. Co rusz widzimy kolejny urokliwy detal scenografii, czy zachwycamy się charakteryzacją Keiry Knightley albo Helen Mirren. Brakuje jednak bardzo mocno treści – momentów wymuszających skupienie uwagi, wyraźniej zarysowanego morału, reinterpretacji… Nie pomaga nawet od linijki zarysowana klamra kompozycyjna i plot twist, cały czas ma się wrażenie, że fabuła jest pretekstowa i prowadzona od niechcenia. Nieangażujące dialogi i postacie drugoplanowe będące tylko efektownymi wydmuszkami również nie zapraszają do popłynięcia z tą historią. Zachęcam do wybrania się na wersję z napisami, może ona jest nieco lepsza w odbiorze – bo ciężko by było gorzej niż z polskim, mocno “na alibi” robionym dubbingiem.

Kadr z filmu “Dziadek do orzechów i cztery królestwa”

A mogło być tak pięknie… potencjał tej produkcji widać zwłaszcza w spektakularnej scenie baletu, wystawianego przed Clarą by pokazać jej historię matki. Takiego pójścia na całość, odejścia od szablonu brakuje najmocniej w innych momentach filmu. Szkoda też marnowania talentu świetnych aktorów jak Morgan Freeman czy wspomniana wyżej Mirren na tak słabo zarysowane, epizodyczne postacie, którym w kluczowych momentach nie kibicujemy, bo wiemy o nich zbyt mało. Pochwalić za to należy twórców za odwagę z jaką musiało się wiązać osadzenie w realiach XIX-wiecznego baletu czarnoskórych aktorów, z z których na słowa uznania zasługuje zwłaszcza Jayden Fowora – Knight w roli Kapitana Hoffmanna. Stworzył z uroczo nieśmiałą w głównej roli Mckenzie Foy naprawdę dobraną parę.

Przeczytaj również:  „Fallout”, czyli fabuła nigdy się nie zmienia [RECENZJA]

Biorąc pod uwagę reakcję obecnych na sali dzieci filmowi może być ciężko na siebie zarobić, zwłaszcza, że jego budżet wynosi aż 130 milionów dolarów. Widoczne znudzenie i wiercenie się jakie zaobserwowałem u obecnych na sali nieletnich  nie wróży dobrego przyjęcia w głównym targecie tego obrazu. Dla dorosłych to też średnia opcja, ciężko się doszukać jakichś ukrytych  punktów zaczepienia, dzięki którym Dziadek do orzechów i cztery królestwa miałyby podbić serca starszej widowni. Efektowny, ale pusty przelot.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.