Recenzje

“Gloria Bell”, czyli Dyskretny urok rozwódki [RECENZJA – IFFR 2019]

Konrad Bielejewski

Rutyna. Poranna podróż do pracy samochodem, śpiewając do rytmu łzawych przebojów z lat 80’tych. Nerwowe palenie papierosa w ukryciu, unikając wzroku i potępienia otoczenia. Dorosłe dzieci, ignorujące rodziców z dnia na dzień. Skąpany w neonowych światłach wieczór na dyskotece, gdzie popijając drink za drinkiem budzi się nadzieja, że tym razem ktoś na Ciebie spojrzy i rozgorzeje płomień pożądania. Puste łóżko i wrzaski chorego psychicznie sąsiada późną nocą. Gloria. Gloria Bell.

Najnowszy film Sebastiana Lelio – uznanego reżysera z Chile – to reinterpretacja nakręconego przez niego filmu Gloria z 2013 roku. Opowiadający identyczną historię projekt przykuwa uwagę międzynarodowej publiki dzięki zaangażowaniu znanych i lubianych aktorów oraz pompowanej przez Hollywood kampanii marketingowej. Można by podejrzewać, że film ów powstał jako reakcja na szalejącą kampanię #MeToo, będąc dziełem gloryfikującym życie kobiety w kryzysie wieku średniego. I choć na czasie było by wspominanie o różnicach płci i przedstawieniu poszczególnych światków męskich i żeńskich w różnych kolorach i odcieniach, to osobiście wolę traktować Gloria Bell jako film osobny i nieskażony postępującym upolitycznieniem kina.

Zobacz również: Recenzję filmu “At Eternity’s Gate” , czyli film o Van Goghu prosto z Rotterdamu

Film ów opowiada bowiem o perypetiach tytułowej Glorii (Julianne Moore) – wciąż ponętnej kobiecie w wieku średnim, uwięzionej w rutynie codzienności i tęsknocie za byciem kochaną. Jej dni zlewają się w szarą jednostajność, wypełnioną pracą, martwieniem się o dzieci i łowami na dyskotece. Gloria stanowczo nie jest szczęśliwa, jej głębokie oczy za grubymi oprawkami ogromnych okularów zdają się skrzyć nadzieją, że jej ciało i umysł wciąż będą przedmiotem pożądania dla tego jedynego mężczyzny, więc gdy wreszcie taki się pojawia – świeżo rozwiedziony Arnold, grany przez zjawiskowego Johna Turturro – życie Glorii nabiera nowego tempa. Wraz z przepełnionym pasją kochankiem pojawiają się jednak nowe problemy, z którymi zarówno widzowie, jak i Gloria będą musieli się uporać.

Przeczytaj również:  „Pamięć” – Zapomnieć czy pamiętać? [RECENZJA]
kadr z filmu “Gloria Bell”

Powyższy opis nie brzmi zbyt zachęcająco dla przeciętnego kinomaniaka, lecz ciężko jest przedstawić ów film inaczej – historia w stylu slice of life nie jest bowiem zbudowana w żaden zaskakujący sposób. Gloria przechodzi kolejne próby, czasami triumfując, czasami sromotnie upadając, jak to w prawdziwym życiu bywa. Gdzieniegdzie zdarzają się przebłyski humoru i widza rozśmieszy rzucony komentarz bądź powiedziany półgębkiem żart, lecz nie jest to film komediowy. Najprościej rzecz ujmując, określiłbym dzieło Lelio jako przedstawienie życia i nieprzyjemności zgotowanych nam przez los oraz innych ludzi. Gloria jest na tyle sympatyczna, by widz zaczął się z nią utożsamiać, podobnie zresztą z Arnoldem, który pozostaje dla widza tak samo podejrzaną zagadką jak i dla samej protagonistki. Narkotyki, koty, nagość i alkohol – to przebłyski, momenty szaleństwa w życiu bohaterki, bawią nas i smucą, lecz najważniejsze, iż utrzymują naszą uwagę.

Oprawa audiowizualna z pewnością zasługuję na wspomnienie, gdyż utalentowany kompozytor Matthew Herbert prezentuje nam selekcję pop-hitów przeplataną cudnie minimalistyczną muzyką w stylu ambient, przywołującą na myśl delikatne kompozycje Vangelisa bądź Tiersena. W filmie przeważają ujęcia standardowe, śledzące twarze rozmówców, często popadające w nudzącą rutynę ujęć pomiędzy dwoma postaciami, lecz co jakiś czas mamy okazję nacieszyć oczy unikalnym ujęciem, tętniącym neonowymi kolorami i blaskami świateł. Scena miłości rozpalonych kochanków, skąpana w pomarańczowym świetle prześwitującym przez żelazne kurtyny ogromnego okna z pewnością zapada w pamięć, tak jak i pulsujące, pełne ruchu sceny z dyskoteki.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej
Kadr z filmu “Gloria Bell”

Gloria Bell może być widziana w wielu perspektywach – jako manifest, pieśń pełna smutku i rozkoszy, biografia, dokument, rzut oka na zagubioną wśród pędzącego społeczeństwa jednostkę, pożądanie miłości i troski. I gdy inni mogą walczyć o równe przedstawienie postaci kobiecych i męskich, o brak balansu czasu ekranowego poszczególnych płci, dla mnie film ów był interesującą podróżą. Porządne, zrelaksowane aktorstwo światowych gwiazd kina, delikatna melodia z nutką goryczy, przytłaczająca rutyna i wyrwanie się z niej – dla tych rzeczy warto dać Glorii Bell szansę. Nie pozostanie jednak prawdopodobnie zapamiętana na dłużej.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.