Recenzje

Koszmar o Warszawie – Po pierwszych trzech odcinkach „Ślepnąc od świateł”

Maciej Kędziora

Jeden z warszawskich klubów, wybija północ. Z rozkręconych na maksa głośników wydobywa się Duel 35 Zamilskiej. Ludzie wiją się, zlepiają w tanecznym szale, odurzeni słodem, żytem i białym proszkiem. Ekstatyczny uśmiech na ich twarzach, podkręcany światłami klubowych neonów, pozwala im zapomnieć o kłopotach codzienności. To ich Raj, ich Tropiki. Przypadkowo spotkany tej nocy partner, napotkana w barze partnerka, to dobre uzupełnienie wieczoru. Imiona się nie liczą, było ich zbyt wiele. Czas liczony jest w odstępach pomiędzy następującymi po sobie kolejkami, czy wciąganymi kreskami wzmagającymi zmysły. W tym szaleńczym zrywie uczestniczą wszyscy: chłopaki z blokowiska, hipsterzy ze Zbawiciela, a także śmietanka towarzyska znana z przydrożnych bilbordów. Wszyscy chcą żyć, w miejscu, w którym żyć się już nie da. Wszyscy Ślepną od świateł. 

Każdy w Nocnej Warszawie ma swojego anioła stróża, czuwającego wiecznie z telefonem w ręku, czekającego na sygnał “Masz coś? Przywieź nam trochę”. Kuba (wybitny Kamil Nożyński) jest jednym z nich. Wiecznie wyprasowana czarna marynarka, golf z kołnierzem zasłaniającym jabłko Adama, nowe auto i wciąż naładowany smartfon. Budzi się o 12, zasypia o 6.00. Kursuje od klubu do klubu, od klienta do klienta. Stawia się na każde wezwanie. Jest korposzczurem, problem w tym, że zatrudnił się w najgorszej możliwej korporacji – dilerce.

Zobacz także: Recenzję finału House of Cards

Odpowiada tylko przed Januszem (Robert Więckiewicz). Jego excelem jest waga towaru. Jego wypłatą jest przekazywana z ręki do ręki gotówka. Cztery, pięć, sześć tysięcy nie robi na nim wrażenia. I tak nie ma na co ich wydać. I tak nie może się z tego życia wycofać. Więc noc w noc jeździ po rozświetlonym neonami i reklamami mieście, oddychając tytoniem, zapachem przepoconych ciał nastolatków, spirytusem z oddechu klientów. Kupuje bilety do Buenos Aires. Wyjedzie po świętach. Zwiedzi świat. Ale jeszcze nie teraz, teraz musi pracować.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]

Warszawskie parkiety przesiąknięte są buchającym z owłosionych ciał testosteronem. Stryj (Janusz Chabior) pomiędzy łamaniem łamie tyle samo kości dłużników, co zmusza kobiet do stosunku. Mariusz (Cezary Pazura) w swej oślepiającej marynarce przypominając Różową Panterę próbuje każdego dnia udowodnić, że jest lepszy od reszty – w końcu go na to stać. Jedynym, który do tego współczesnego, nowoczesnego, wyrachowanego świata nie pasuje jest Dario (Jan Frycz). Samiec alfa. Ma kogo chce, zabija kogo chce, bierze co chce. Bo nie w jego świecie nie ma znaczenia. Dla niego po prostu jesteś, albo Cię nie ma.

W Warszawie nocą brakuje ludzi dobrych. Pozostali sami zagubieni, wchłaniający w siebie co nowe substancje tylko po to, by pozostać na powierzchni, by nadchodząca powódź depresji i żałości nie zabrała także ich. Każdej nocy ślepną od rozstawionych świateł i nie zauważają nadchodzącego nieuchronnie końca. Modlą się i biorą by nie wytrzeźwieć. Bo w trzeźwym życiu obecny byłby tylko smutek. A on jest nie do zniesienia.

Zobacz także: Recenzję Bohemian Rhapsody

Krzysztof Skonieczny zdaje się w pełni rozumieć świat stworzony przez Jakuba Żulczyka i przedstawia Warszawę w sposób, którego inni by się bali. Stolica nocą poza swoim złudnym pięknem, jest przepełniona demonami, władającymi każdym z nas. Prezentuje miasto zanurzone w popkulturze. Miasto, w którym każdy doszedł do sukcesu po trupach. Miasto łączące fanów rapera Pioruna, krzyczącego o koksie i zwolenników orkiestry Polskiego Radia. Wszyscy z nich spotykają się o później godzinie w tych samych miejscach, by spełniać swoje ukryte pragnienia i dawać ujście swym żądzom. Warszawa jest tutaj wszystkim, bo to Warszawa jest tutaj naszym protagonistą.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej

Nie było jeszcze w naszym kraju tak hipnotyzującego audiowizualnie serialu. Niczym bohaterowie, również my ślepniemy od świateł, nie potrafiąc oderwać wzroku od ekranu. Czy to podczas zakrapianych imprez, brutalnych aktów przemocy, czy też prostackich rozmów w obskurnych tanich knajpach. Nawet w momentach skrętu żołądka, kiedy chcemy uciec myślami od świata przedstawionego, nie potrafimy tego uczynić. Bo światła Skoniecznego nas już od siebie uzależniły.

Z odcinka na odcinek coraz bardziej osuwamy się w przepaść. Nie ma tu czasu na łagodne wprowadzenia, miłosne wejrzenia, powolne budowanie wątków. Jedyne na co możemy liczyć to kolejny cios pod żebra, seksistowski czy homofobiczny tekst, a także parodię naszego życia. Stajemy się  częścią tej upadającej grupy społecznej. I tak jak Kuba, chcemy się stamtąd wyrwać. Ale w mafijnym świecie, jeśli raz do niego wejdziemy, nie ma już odwrotu i musimy tam dotrwać do końca.

Ślepnąc od świateł to póki co najwybitniejszy koszmar senny w historii naszej kinematografii. Wszystko w szybkim jak beat utworu Morodera tempie zmierza w stronę Apokalipsy i jeśli Skonieczny utrzymał obrany przez siebie kurs, będzie to najpiękniejszy Koniec Świata. A ja bardzo chcę być jego częścią.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.