Recenzje

“Logan Lucky” – Recenzja

Maksymilian Majchrzak

Film, który światową premierę miał w sierpniu, natomiast jego dystrybucja w Polsce nie była w ogóle przewidziana. Czy słusznie? Wielkich sum by raczej nie zarobił, bo nie jest to aż tak lekka rozrywka jak chociażby Baby Driver, co nie znaczy, że tej rozrywki nie dostarcza. Ktoś na pewno by na niego poszedł, bardziej egzotyczne produkcje były w Polsce grane, ale widocznie jakiś księgowyw szklanym biurowcu stwierdził, że się nie opłaca. Ale pssssst, jest już dostępny w dobrej jakości w internecie, dlatego postanowiłem napisać tę rekomendację.

Dawno nie widziałem tak intrygująco i niepowtarzalnie wyreżyserowanego film – kontrolę i zamysły z Soderbergha można odczuć z każdego ujęcia. Czerpiemy tutaj mocno z kina klasy B, exploitation, serialu i filmu „Diukowie Hazardu”. Południe USA i to takie mocno przerysowane, wyścigi NASCAR, wąsy i bokobrody, kapelusze, wysokie kowbojki, wiejskie festyny i szybkie fury. Ale nie jest to film pościgowy jak chociażby „Mistrz kierownicy ucieka”, co mógłby sugerować plakat. Fabuła skupia się na samym skoku na kasę, szybkiej jazdy Mustangiem jest bardzo mało.

Wszystko zaczyna się dość typowo, mamy południowe, sfrustrowane troszkę życiem tytułowe rodzeństwo Loganów – Tatum, Driver i Riley Keough, które planuje ukraść kasę z wyścigu NASCAR. Jednak już za drugim rzutem oka widzimy, że to wszystko jest dosyć przetworzone – nie rzucają oni sprośnymi żartami ani nie popisują się groteskowym akcentem – Jimmy(Tatum) to dosyć wrażliwy facet, który chce odbudować relacje z córką, Mellie (Keough) to nie głupia blachara, a raczej cicha i sarkastyczna osoba. Clyde, weteran wojenny który stracił rękę to już jest szczyt groteski i przetworzenia wzorców popkulturowych – cichy, strojący fochy, robiący wszystko najwolniej jak się da, markotny barman. Świetny komizm w wykonaniu grającego tę rolę Adama Drivera, który ze stoickim spokojem wykonuje najbardziej absurdalne zadania powierzone mu przez reżysera. Gdy dodamy do tego bardziej konwencjonalnie południową rodzinę ich wspólników – Bangów – z niezwykle dobrze pasującym tu Danielem Craigiem (a to przecież Anglik!), to możemy mówić o prawdziwie doborowej obsadzie. Warto wspomnieć o wianuszku dodatkowych aktorów trzeciego i czwartego planu, którzy nawet jeśli nie błyszczą, to też mają ciekawe postacie.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?

Sam film formalnie jest niezwykły – niby jest szybki montaż typowy dla tego typu fabuł, ale wszystko dzieje się jakoś powoli, bez napinki, jak luźne upalne popołudnie gdzieś na południu USA. Wizualnie niby styl zerowy, trochę dokumentalny nawet, ale wiele kadrów ma swój urok. Zawiła fabuła pozwoli dostrzec wszystkie smaczki dopiero po uważnym przeanalizowaniu wszystkich zakamarków scenariusza, albo najlepiej ponownym seansie. Humor słowny nie popada w banał, a groteska prowadzona jest niezwykle inteligentnie. Pełna kontrola Soderbergha, jak wspominałem.

Naprawdę warto obejrzeć, jeden z najciekawszych filmów roku. I konsekwentnie zastosowany styl dość nieoczywistego postmodernizmu. A piosenka „Take Me Home,Country Roads” Johna Denvera przeżywa w tym roku renesans, to już drugi film (po „Kingsman: Złoty krąg”) w którym została użyta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.