Recenzje

“Loveling” – “O dojrzewaniu dorosłych ludzi” – Recenzja

Maciej Kędziora
Loveling
fot. materiały prasowe

Życie rodzica jest pełne rozterek i wątpliwości moralnych, czy uczuciowych. Od prozaicznego pytania – czy pozwolić mojemu dziecku wyjść wieczorem na imprezę, przez dylemat w jaki sposób wygospodarować środki, by mógł robić to co mu dusza podpowiada i przy tym rozwijać się, aż do rozdzierającej serce kwestii wypuszczenia swojego potomka z domowego gniazda w szeroki i niebezpieczny świat. O ile w większości przypadków ojciec i matka mają czas by dojrzeć do naturalnej kolei rzeczy, czasem, tak jak w przypadku Irene (Karine Teles) i Klausa (Otavio Muller), muszą podjąć kluczową decyzję dla przyszłości ich rodziny w okresie krótszym niż dwa tygodnie.

Loveling
fot. materiały prasowe

“Loveling” opowiada historię matki, która musi się pogodzić z “utratą” syna. W końcu niespełna szesnastoletni Fernando musi opuścić dom, by kontynuować karierę piłkarza ręcznego i pojechać aż na inny kontynent, do Niemiec. Nie jest to jednak jedyny problem jaki trapi Irene. Mężowi grozi widmo bankructwa, ich dom z dnia na dzień ulega coraz większej dezintegracji, a jej siostra po raz kolejny została pobita przez swojego partnera. Jedyną oazą zdaje się być działka oddalona niecałe dwie godziny od miasta, miejsce niestety spisane na straty – wszystko po to, by znaleźć pieniądze na ufundowanie nowego, “zbawczego” pomysłu głowy rodziny, będącego niestety strasznym fantastą.

Zobacz również: „Krzysiu, gdzie jesteś?” – Recenzja

Gustavo Pizzi tworzy portret kobiety strapionej sytuacją w swym siedlisku, która mimo wszystko próbuje stawić czoła problemom, sytuacji społeczno-socjalnej – stara się zdobyć wykształcenie i próbuje zapewnić swoim dzieciom jak najlepsze dzieciństwo. Irene pozostaje również wzorem skromności – przekładając dobro ogółu nad swoje, będąc w pełni sobą jedynie podczas sceny tańca w kuchni, kiedy nikt na nią nie patrzy. Przyjdzie taki moment, w którym jako widzowie pomyślimy: “Oni na nią nie zasługują”. Wówczas okaże się właśnie w czym nasza protagonistka jest od nas lepsza – taka myśl, o wyższości nad innymi nawet nie przejdzie jej przez głowę, bo ma ona zbyt dobroduszne serce.

Przeczytaj również:  Diuna: Część druga - Nic jak krew w piach [RECENZJA]
Loveling
fot. materiały prasowe

Czuć, że Karine Teles współtworzyła scenariusz, bo jej gra aktorska jak i sposób napisania postaci są zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się elementem filmu. Podobnie jak rodzina Irene – bez jej obecności całość by się rozsypała i prawdopodobnie utraciła ten typowy dla produkcji latynoamerykańskich naturalizm i szczerość. Jestem w stanie zaryzykować, że jest to jedna z najlepszych kobiecych ról ostatnich lat, bo przez cały okres trwania mamy wrażenie, że kiedy inni grają i się bawią – szczególnie dzieciaki – ona jako jedyna jest ostoją, która próbuje trwać i wynieść wszystkich ją otaczających, jak na kochaną matkę przystało, ponad wybitność.

Immersyjność seansu umożliwiają piękne kompozycje kadrów, czy to na brazylijskich plażach, czy też w (prawie) zawsze słonecznym Rio. Nie mamy tutaj typowego katowania się fawelami, brudem i ubóstwem – w ich miejsce otrzymujemy zwykłe rodzinne życie, pokazane w sposób tak piękny kolorystycznie, że po seansie sprawdziłem ceny biletów lotniczych do kraju górującego Jezusa.

Zobacz również: „Better Call Saul” – Otwarcie 4. sezonu

Niestety mimo bardzo mocnego oddziaływania emocjonalnego, nie sposób przymknąć mi oka na pewne widoczne wady. Po pierwsze mam dziwne poczucie, że sam zamysł na film starcza na godzinę, po której to usilnie oczekujemy już na wyjazd Fernando. Dodatkowo miałem lekkie problemy ze sposobem prowadzenia wątku z przemocą domową, gdzie czułem się niekomfortowo i błagałem o to by nie było “kolejnej szansy”, przez co wyczułem umyślną grę na emocjach widza. Nie będę natomiast wytykał ckliwości, bo trudno uniknąć płaczu przy tak trudnym temacie jakim jest opuszczenie domu, zwłaszcza w okresie buntu związanego z dojrzewaniem.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej
Loveling
fot. materiały prasowe

Oczywiście samo “Loveling” to bez wątpienia spektakl tylko jednej aktorki, gdzie cała reszta wypada, by ująć to łagodnie, blado. Oprócz Teles, w pamięci nie zapadała mi żadna kreacja aktorska, co nie musi być koniecznie wadą, ale jednak jest pewnym widocznym i odczuwalnym brakiem. Szczególnie podpada mi Konstantionos Sarris wcielający się w rolę Fernando, którego od pewnego etapu nie mogłem już zdzierżyć przez jego – prawdopodobnie wynikającą z stresu debiutanckiego – szarżę aktorską i granie na jednej i tej samej dramaturgicznej (ćwierć)nucie.

“Loveling” to historia o każdej z waszych rodzicielek – o silnych kobietach, które już coraz rzadziej spychane są na drugi plan. Jeśli szukaliście produkcji, która pokaże waszym mamom, że je kochacie – “Loveling” jest właśnie dla was.



Best Film wprowadzi film do kin już 24. sierpnia, tymczasem zapraszamy do obejrzenia jego zwiastunu:

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.