Recenzje

“Planeta Singli 2” [czyli sezon świąteczny zacząć czas] – Recenzja

Maciej Kędziora

W naszym kraju od ostatnich paru dobrych lat moment dogaśnięcia zapalonych pierwszego listopada zniczy oznacza początek okresu świątecznego. Na półkach sklepowych widzimy czekoladowych mikołajów, firmy cukiernicze prześcigają się w tym, która zrobi bardziej obrzydliwy smak codziennej porcji słodkości w kalendarzu adwentowym, a z głośników rozlega się hit, stanowiący największe dziedzictwo kariery nieodżałowanego George’a Michaela. Podobny wyścig o bożonarodzeniowego klienta prowadzą polscy dystrybutorzy wypuszczając na nasze ekrany coroczny zestaw klasycznych, śnieżnych i ciepłych jak grzaniec komedii romantycznych. W tym roku pierwszym na mecie okazała się być Planeta Singli 2.

Zobacz również: Recenzję filmu “Wdowy”

Kiedy ostatnim razem żegnaliśmy Anię (Agnieszka Więdłocha) i Tomka (Maciej Stuhr) można było odczuwać – co zaskakujące dal naszego światka filmowego – pewien niedosyt, gdyż film Matji Okorna był prawdopodobnie najciekawszym epizodem moich przygód z polskimi rom-komami. Już w pierwszych scenach sequela okazuje się, że tytuł produkcji nadal jest symptomatyczny – Ania z Tomkiem już na początku się rozstają, ale co gorsza dla nich – muszą poprowadzić jeszcze swój pierwszy i jedyny wspólny, wigilijny program. Ona decyduje się na ten układ jak zwykle z pobudek szkolnych (w show ma wystąpić jej zespół), on z przyczyn zawodowych (gdyż nikt nie chce powierzyć mu programu na żywo). Na horyzoncie natomiast pojawia się Alex – założyciel Tind… znaczy się Planety Singli i twórca najnowszej aktualizacji “Grawitacja”, która raz na zawsze ma rozwiązać problemy nieudanych związków (sam sposób zaprezentowania tego wygląda jak żywcem wyciągnięty z odcinka Black Mirror Hang the DJ).

Jak można jednak się domyślać, mimo rozstania, w naszych bohaterach nadal drzemie uczucie miłości. Niestety obydwoje mają dość spore problemy by to wyrazić i jako samo stanowiące o sobie jednostki planują wywołać w ex-partnerze poczucie zazdrości i emocjonalnej goryczy. Tomek jako obiekt swoich zainteresowań weźmie uzależnioną od mocnych przeżyć piosenkarkę Beatę (Izabella Miko), Ania natomiast skupi się na rozkochaniu w sobie mistrza miłosnej “kompatybilności” w postaci Alexa. Oczywiście poza wątkiem erotyczno – amorycznych zawirowań wrócimy do znanych z pierwowzoru postaci – Marcel (Piotr Głowacki) wyruszy na poszukiwania swojej biologicznej mamy, Bogdan (Tomasz Karolak) z ciężarną Olą (Weronika Książkiewicz) zapiszą się na kurs jogi prowadzony przez tryskającego testosteronem Panira, a Krystyna (Danuta Stenka) wreszcie wyzwoli się z poczucia winy po stracie męża i przejdzie proces wyzwolenia seksualnego.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?

Na papierze wszystko wygląda jeszcze lepiej niż przy pierwszej części. Więcej wątków, większy potencjał, więcej cameo celebrytów (na czele z liderem grupy VOX, wieczne napitym Witoldem Pasztem). Niestety ze słowem więcej w przypadku produkcji Sama Akiny, jest trochę jak z powtarzanym jak mantra zwrotem Bo w święta dzieją się cuda. Na początku każda wyłapana aluzja kulturowa (chociażby do “Casablanci” czy “Był sobie chłopiec”) sprawia nam dużą satysfakcję. Z czasem jednak uświadamiamy sobie, że w tym dzikim repertuarze kalk scen kina romantycznego, dobrze prosperującą historię przemienia się w recital “The best of rom-com”, odbierając nam tym samym jakąkolwiek przyjemność z seansu.

Zobacz również: Recenzję filmu “Boy Erased”

Z odejściem Okorny uciekła gdzieś też magia pierwszej części, która to bazowała na rosnącym napięciu między poukładaną Anią, a pozornie antypatycznym i bezczelnym Tomkiem. Gdzie wątki drugoplanowe były częścią głównej historii, a nie wyrwanym z kontekstu epizodem. Tu natomiast większość zwrotów akcji dzieje się bez żadnego podbudowania, między bohaterami brakuje chemii, a wątek Bogdana i Olgi jest całkowicie oderwany nie tylko od realiów filmu, ale również współczesnego świata (żarty z yogi zdawały się być passé już osiem lat temu, gdy gwiazdą komedii był Vince Vaughn). Nawet ten najlepiej poprowadzony, stricte dramatyczny wątek Marcela, zostaje ograniczony do 2-3 scen, przez co finalne rozwiązanie nie angażuje nas tak mocno jak powinno.

Najbardziej jednak rozczarowującym aspektem są dialogi, przypominające miejscami wstęp do kursu dla copywriterów, aniżeli prawowitą próbę kreacji postaci. Nie chodzi mi nawet o słynny dialog z Princessą (“Ratuję moją princessę” przed automatem z batonikami), ani koszmarnie napisaną postać Beaty, a o dość prozaiczną w swej istocie rzecz – realistyczne dialogi. Szczególnie w przypadku komedii romantycznych, kluczowym jest byśmy mogli identyfikować się z bohaterami.  W Planecie Singli 2 niestety nie potrafiłem zrozumieć niektórych działań bohaterów, podobnie jak powodów stojących za niektórymi wypowiedziami.

Sam Akina zdecydował się również na jeden drastyczny krok – w przeciwieństwie do pierwszej części, tutaj Tomek nie gra pierwszych skrzypiec. A szkoda, bo odnoszę wrażenie, że jeśli jest jakiś progres w świecie “Planety Singli” jest nią gra aktorska Macieja Sturha, który perfekcyjnie oddaje kryzys osobowościowy swojego bohatera, powściągając jego buńczuczno – komediowe zapędy. Trudno chyba wskazać mi w historii naszych komedii romantycznych lepiej zagraną postać, problem w tym, że Wilczeńskiego tym razem nie ma tyle na ekranie ile byśmy chcieli. Podobnie Agnieszka Więdłocha dobrze odnajduje się w postaci Ani, przepełniając ją kobiecą siłą, przez co niezależnie od wyboru jaki podejmie będziemy jej kibicować. Tym bardziej zaskakujące więc, że reżyser tak często odbiega od głównego wątku, skupiając się na najczęściej mało zabawnych gagach, obracających się wokół uosobienia nieśmiesznych żartów, pana Karola Strasburgera (wcielającego się w szefa telewizji).

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?

Nieźle wypada również ikona polskiego rom-komu Tomasz Karolak, który udowadnia że jeśli mu się chce potrafi wykrzesać z siebie dużo sympatii i takiej szczerej poczciwości, tym razem podejmując się procesu zostania polskim Rockym. Podobnie uśmiech na twarzy zazwyczaj przynosi Joanna Jarmołowicz, będąca pewną nadzieją dla przyszłości naszej komercyjnej kinematografii z gatunku product placement. Problem w tym, że reszcie albo się już nie chciało, albo zostali pozbawieni jakiejkolwiek szansy na pokazanie swojego talentu. I tak Piotr Głowacki zostaje sprowadzony do machania rękami i mamrotania “święta”, a Danuta Stenka ma za zadanie przedstawiać najbardziej infantylną postać całej produkcji.

Zobacz również: Recenzję filmu “Touch me not”

Nie myślcie jednak, że wszyscy aktorzy są bez winy – otóż nie. Na nieszczęście dla całej produkcji, w roli piosenkarki Beaty została obsadzona Izabella Miko. Jeśli miałbym w tym roku wskazać scenę, przez którą przeszło mi przez myśl wyjście z seansu, to sposób wykonania kolęd przez gwiazdę Kochaj i Tańcz byłby jednym z pierwszych wyborów. W tym momencie uświadomiłem sobie, że pierwowzór wygrał serca widzów i krytyków tym, że każdy żart był częścią opowiadanej historii, tu natomiast Akina specjalnie kreuje sceny tylko po to, by opowiedzieć swoje ukochane dowcipy. Nie tędy droga.

Planeta singli 2 jest jak kolejny taki sam babciny sweter otrzymany pod choinkę. Nie wypada się nie cieszyć, ale prawdopodobnie po jego odpakowaniu i założeniu do stołu bożonarodzeniowego, zapomnisz o nim po tygodniu. A szkoda bo liczyłem, że franczyza “Planeta Singli” ma potencjał na bycie powiewem świeżości w tym coraz bardziej zardzewiałym gatunku. Niestety potencjał gdzieś przez te dwa lata uleciał, a my zostaliśmy z jedynie miłym, acz przerażająco średnim produktem, przez co muszę mocno się zastanowić czy dojdzie do trzeciej randki.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.