Recenzje

“Suburbicon” – Recenzja

Maksymilian Majchrzak

Najnowsze dzieło George’a Clooneya nie zostało zbyt przychylnie przyjęte przez krytyków i dlatego pewnie wielu fanów kina wykreśliło „Suburbicon” ze swoich notesów jako pozycję obowiązkową. Ja z uwagi na moją bezgraniczną sympatię do twórców scenariusza tego filmu, słynnych braci Joela i Ethana Coenów postanowiłem się na tę produkcję wybrać. I na pewno nie był to czas stracony.

Film to dzieło typowo coenowskie i obecność braci odczuwa się zdecydowanie wyraźniej niż np. w Moście Szpiegów, gdzie również byli współautorami scenariusza. Jak to ktoś trafnie ujął, wygląda to tak, jakby Coenowie po prostu dali wyreżyserować Clooneyowi swój nowy film. Fabuła zasadza się więc na popełnieniu zbrodni, które jest przedstawione tradycyjnie jako najzwyklejsza rzecz na świecie, a potem przeradza się w oczekiwanie na konsekwencję tych czynów i ukaranie winnych, w typowym dla rodzeństwa chaotycznym stylu. Przypomina to walenie się domku z kart. Troszkę zajmuję filmowi rozkręcenie się, jest kilka momentów, gdzie można ziewnąć, ale gdy już wchodzi na obroty to trzyma w napięciu.

Bohaterowie i stylistyka scenografii to wszystko co już widzieliśmy w innych obrazach braci. Lata 50. w Ameryce jak spod igły przywodzą na myśl „Poważnego Człowieka” czy „Ave, Cezar!” Gdyby film był kręcony w latach 90. to parę zbirów „nękających” rodzinę zagraliby Buscemi i Jon Polito, masywnego wuja John Goodman, agenta ubezpieczeniowego Jon Turturro a w podwójnej żeńskiej roli zobaczylibyśmy Frances McDormand. Tylko postać Matta Damona jest czymś nowym w coenowskim uniwersum, choć ma w sobie trochę cynicznego sznytu Jerry’ego Lundegaarda z „Fargo”. Nie przepadam jednak za Damonem i choć starałem się dostrzec zalety jego roli, to była to zbyt płaska postać jak na przerysowany klimat filmu. Zastanawiam się, czy gdyby film reżyserowali sami Coenowie nie obsadziliby w tej roli bardziej charyzmatycznego aktora.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej

Czarny humor działa (jeśli się go lubi oczywiście), a film naśmiewa się np. z zamieszek na tle rasowym w sposób typowo coenowski, wiele scen potrafi naraz bawić i jednocześnie pokazywać poważne problemy. Aktorsko bez zarzutu, oprócz delikatnie wyróżniającego się na minus Damona, cały pierwszy i drugi plan daje radę. Julianne Moore ostatnio zasmakowała w mocno groteskowych rolach i wychodzi jej to dobrze. Show na chwilę skradł wspaniały jak zwykle Oscar Isaac, ale było go troszkę za mało.

Dlaczego więc film ma takie słabe oceny u krytyków? Nie mam pojęcia, być może dlatego, że korzysta ze wszystkiego co już bracia Coen wymyślili i nie wnosi nic nowego, a do tego jest przez Clooneya troszkę wygładzony i brakuje mu wyrazistości typowej dla coenowskiej satyry. Clooney starał się nakręcić bardziej bezpieczny i lekkostrawny obraz, przez co nieco stępił pazury tej tragikomedii. Momentami film pozostaje przez to w rozkroku między komedią, a poważnym dramatem. Na pewno jednak warto się na niego wybrać i samemu ocenić.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.