Recenzje

“Tully” – Jak być matką w 2018 roku? – Recenzja

Marcin Kempisty

Gdy Marlo (Charlize Theron) delikatnie szczotkuje ciało syna, chcąc poprawić mu samopoczucie, to wydaje się, że wszystko dobrze się wiedzie w tej rodzinie. Uśmiechy nie schodzą im z twarzy, oczy iskrzą od ciepła, promienie słoneczne przedzierają się przez zasłony, tworząc intymny nastrój, a płynąca w tle rzewna piosnka dodatkowo potęguje sielankową atmosferę. Macierzyństwo, miłość, poświęcenie – czyż może być coś wspanialszego?

Tully (2018)
kadr z filmu “Tully” (2018)

Pierwsza scena Tully jest ironiczną fantazją na temat rodzicielstwa. Wyabstrahowaną scenką, pozbawionym kontekstu epizodem, awersem rodzinnego funkcjonowania widocznym przede wszystkim dla postronnych. Tak się zawsze jakoś składa, że każda familia prezentuje się tylko od tej “uświęconej” strony. Wystarczy jednak, że reżyser delikatnie odsłoni rewers i zeskrobie idylliczny naskórek, ujawniając tkankę życia, a szybko okaże się, że codzienność skutecznie sprowadza Marlę na ziemię. Kobieta nie może za bardzo liczyć na męża, gdyż ten wiecznie pracuje, a ciąża z trzecim dzieckiem wprowadza jeszcze więcej nerwowości oraz obaw o dalszą przyszłość. Stres, opuchnięte stopy, poporodowe problemy z oddawaniem moczu – czyż może być coś wspanialszego?

Jason Reitman lokuje swoją opowieść na styku społecznych wyobrażeń na temat macierzyństwa oraz zwykłej rzeczywistości utkanej z codziennych problemów. “Stan błogosławiony” czasami traktowany jest jak choroba, czasami jako dzieło Boże, ale jedno jest pewne – ciało matki staje się ciałem publicznym, nad którym każdy chce w jakiś sposób sprawować kontrolę. A to trzeba pouczyć, którego napoju nie warto spożywać, a to trzeba przypomnieć o nadchodzących powinnościach – każdy doskonale wie, jak w tej sytuacji postępować. Reżyser żongluje kolejnymi stereotypami, wyszydzając paternalistyczne podejście do bohaterki, która wprawdzie była na tyle dojrzała, by zajść w kolejną ciąże, ale którą społeczeństwo wciąż próbuje nakierować na jedynie słuszną drogę.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]

Gdy dziecko już się rodzi, rozpoczyna się karuzela nieprzespanych nocy doprowadzająca do stanu skrajnego wycieńczenia. To w tym momencie, za namową brata, Marlo zaprasza do swojego domu nocną niańkę o imieniu Tully (Mackenzie Davis), by zajęła się brzdącem. Młoda dziewczyna zaczyna zagarniać coraz większą przestrzeń w tym środowisku, nie tylko wyręczając Marlę w matczynych obowiązkach, ale również wspierając ją w codziennym życiu. Od tego momentu film staje się niezwykle ciepłą i szczerą opowieścią o niespełnionych marzeniach i potrzebie bliskości. Reżyser umiejętnie zestawia ze sobą historie dwóch kobiet i sugeruje za Milanem Kunderą, że życie zawsze jest gdzie indziej, a przynajmniej tak się bohaterkom wydaje. Reitman wgryza się w zwykłą codzienność, by przedstawić człowieczy los jako pasmo drobnych czynności, które dopiero później składają się na większą całość. Każdemu wytyka pomyłki, ale nie robi tego moralizatorskim tonem, bo przecież to są tylko ludzie. Jednocześnie pokazuje jak niewiele trzeba, żeby w człowieku zakiełkowała nadzieja i chęć do dalszej walki. Unikanie jednoznacznych osądów i przedstawianie zagadnień z różnych perspektyw to najlepsze, co się mogło temu obrazowi przytrafić.

Tully (2018)
kadr z filmu “Tully” (2018)

Sukces zostaje osiągnięty nie tylko dzięki dobrze napisanemu scenariuszowi, ale przede wszystkim dzięki aktorskiemu duetowi. Charlize Theron Mackenzie Davis od samego początku odnajdują nić porozumienia. Matka jest chorobliwie potrzebującym tlenu motylem wciśniętym w kokon obowiązków, zaś niania produkuje nadwyżkę energii niczym Arabia Saudyjska. Czasami ma się wrażenie, że prowadzone rozmowy są improwizowane, ponieważ kobiety wypadają w nich niezwykle naturalnie, a i wygłaszane opinie są żywcem wyjęte z prawdziwego życia. Nawet wprawne ucho nie odnajdzie w ich dialogach nuty fałszu.

Przeczytaj również:  „Pamięć” – Zapomnieć czy pamiętać? [RECENZJA]

Zresztą w przypadku oglądania Tully aż chce się odstawić na bok wszelkie analityczne narzędzia, by czerpać przyjemność z oglądanych na ekranie wydarzeń. Na nic zdadzą się wszelkie pogłębione interpretacje. Nie trzeba rozbijać tej produkcji na czynniki pierwsze, by wyłuskać wielorakie konstrukty społeczne, w jakie uwikłane są bohaterki. To jeden z tych filmów, które po prostu się ogląda i pochłania całym sercem. Warto dać temu filmowi szansę, gdyż Tully jest w stanie przemówić szczerym oraz czystym głosem, tak bardzo potrzebnym w dzisiejszym zgiełku i natłoku wrażeń.


Film trafi do polskich kin już 11 maja, tymczasem zapraszamy do obejrzenia jego zwiastunu:

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.