“Ja teraz kłamię” – Klimat, muzyka, zdjęcia [RECENZJA]
Nie będę kłamał, na film poszedłem z czystą kartą. Żadnych zwiastunów, żadnych opinii, przez głowę przeszły mi tylko jakieś cyferki na Filmwebie, ale na to i tak się nie zwraca uwagi. O Ja teraz kłamię słyszałem tylko przecieki z planu, gdzie było podobno niemałe zamieszanie związane z trzydziestoosobową orgią. Miałem to i kilka zdjęć sprzed paru miesięcy. Ja byłem gotowy, ale gorzej z filmem.
Już pierwsze spojrzenie przykuwa coś tak głęboko nieprzystającego do naszego nadwiślańskiego kurortu filmowego. To wyjęta spod powszechności estetyka, prawdziwy styl. Jest to, co prawda, styl retro tandety, wskrzeszonych lat 80., świecących orgiastycznie neonów i futurystycznych fantazji, ale… gdy o tym piszę, to brzmi przecież epicko. Bo kiedy ostatnio mieliśmy do czynienia z polską dystopią z prawdziwego zdarzenia? Powiedzieć, że w Seksmisji to pewnie ignorancja, ale taka jest ogólna świadomość. Film Pawła Borowskiego naprawdę zbudowany jest z godną podziwu pieczołowitością, zadbaniem o małe świecidełka, przechodzące pojęcie kiczu stroje i stroiki, wąsy i wąsiska. Puszczone przez taki pryzmat Katowice to pożywka dla oczu i po prostu kawał dobrej roboty. Czepiam się tego, że nie zbudowano tutaj koherentnej, dystopijnej wizji, a za kostiumami i drobiazgami nie zawsze nadąża miejska topografia. Z drugiej strony, gdy popatrzę na imidż Roberta Więckiewicza czy Adama Woronowicza, to chyba jednak było warto.
Tym bardziej mając to na względzie, nieodparcie przytłacza rozlazłość tej fabuły. Akcja skupia się niby na telewizyjnym show pt. “Konfesjonał Gwiazd”, gdzie protagoniści, Celia, Mat i Yvonne zwierzają się widzom ze swoich tajemnic. Jeśli zdobędą posłuch publiki, zgarną tak potrzebne im pieniądze. Jednak przez większość czasu ich losy skupiają się na retrospektywnym śledztwie i kulisach powstawania nowego filmu Mata. Z uwagi na równorzędność bohaterów zostają nam przedstawione 3 perspektywy zdarzeń. Ale nie ma co liczyć na jakieś Rashōmon. Często są to te same sceny, utrwalone przez montaż dwa razy, a intryga właściwie sama się rozwija i wyjaśnia. Zanim Borowski pozwoli się wam połapać w tym galimatiasie, już zwija biznes i załatwia na dodatek ryjące banie zakończenie.
Zobacz również: Recenzję filmu “Petra”
Owo zakończenie jest podobno asumptem do dyskusji na temat dzisiejszych mediów, tego, jak widz jest postrzegany i na ile jesteśmy w stanie uwierzyć w autoprojektowany obraz celebrytów i tabloidów. No wiecie, fake newsy, postprawda i inteligentna gra z widzem. Będę mocno próbował w to uwierzyć, ale na razie mi nie wychodzi. Fabuła nie jest bowiem jakimś pretekstem, a cały ten Konfesjonał Gwiazd właściwie się do niej wpasowywał. Nad bohaterami wiszą jak chmury nieustępliwi paparazzi, a gwiazdy próbują odpędzić się od brukowców węszących ich sekrety – ale to zaledwie tło, jakiś motyw, a nie poszukiwany-nieodkryty komentarz polityczny.
Mimo zdawkowej nudy i sporadycznej monotoniczności, narracja nie wypada tak słabo. Noirowa konwencja, zacieranie się znanych nam intencji bohaterów samo w sobie jest ciekawe, a opowiadanie obrazem Arkadiusza Tomiaka wprowadza nas w ten piękny świat przez efektowne neonowe kadry i sycące oko iluzje optyczne. Nie mogę przesłodzić, bo czasem to “efektowne” przechodzi w “efekciarskie”, a tricki na widzach zapodziewają gdzieś swój sens. Lecz to dalej bardzo solidna robota, na którą aż miło patrzeć.
Ja teraz kłamię może poszczycić się plejadą gwiazd w swojej obsadzie. Poza głównymi rolami Mai Ostaszewskiej, Rafała Maćkowiaka i Pauliny Walendziak pojawia się też władcza Agata Buzek, jej poplecznik Adam Woronowicz, menadżer Robert Więckiewicz, menadżerka Joanna Kulig czy biznesmen Jacek Poniedziałek. Szwenda się tu gdzieś nawet Janusz Chabior i Marian Dziędziel. Niestety aktorzy za wiele nie wnoszą, a ich drugo- i trzecioplanowe role często sprowadzane są do paru dialogów i lepiej sprawdzają się jako element scenografii niż postacie z krwi i kości. Znajduje się za to miejsce dla wymuszonych bluzgów i niespodziewanych negliży, o które nikt nie pytał. Wspomnianej na początku sceny orgii też się dopatrzycie. Po co? To zapewne komentarz na współczesne tabloidy, które łakną seksu, przemocy i narkotyków. Ale to chyba nie komentarz z tego filmu.
Zobacz również: Recenzję filmu “Anna” Luca Bessona
Po seansie odpaliłem parę razy zwiastun i wtedy przypomniałem sobie motyw muzyczny. Ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Adama Burzyńskiego to bodaj największe zaskoczenie w tym przypadku. Absolutnie klimatyczne elektroniczne bity, mi osobiście skojarzyły się z retrofuturyzmem Die Mensch-Maschine Kraftwerku. Tak czy siak, to mokry sen wszystkich tych, którzy marzą o dobrej polskiej muzyce filmowej. Wespół ze znakomitymi zdjęciami i scenografią, zbudowana została prawdziwa aura sensacyjnego sci-fi. A to zasługuje na: Wow!
Choć scenariusz jest schorowany, a fabuła rozlazła, mam ochotę pójść na Ja teraz kłamię jeszcze raz. Ten masochizm można wytłumaczyć ekspresowo – to jednak dobre polskie kino. W granicach stylowej tandety; futury, na którą nas stać. Nie bez kozery zamykam to w maksymie: Klimat, muzyka, zdjęcia. Z pewnością jest tutaj więcej do odkrycia, ale dla artystycznego i własnego bezpieczeństwa zostawię to odłogiem. Może lepiej szczycić się, że mamy polskie Oczy szeroko zamknięte, Blade Runnera, Donniego Darko i tak dalej…