„Sekretne światło”, czyli (przed)ostatnia deska ratunku [RECENZJA]
Najbardziej druzgocącymi kłamstwami są te powtarzane samemu sobie. W chwili udręki potrafimy rozpaczliwie uczepić się wiary, czyjegoś sposobu postrzegania świata i tłumaczenia zachodzących w nim zdarzeń, przyjmując cudze przekonania jako kamuflaż mający gwarantować poczucie bezpieczeństwa. Aby uciec od bólu i smutku, możemy szukać schronienia w religii, starając się nie zwracać uwagi na rodzące się w sercu wątpliwości. Sekretne światło jest studium właśnie tego szczególnego przypadku. To subtelne, niespieszne, kameralne kino opowiadające o próbach odzyskania nadziei i wewnętrznej harmonii. Chang-dong Lee stworzył film pełen prostoty i szczerości, który zadaje trudne pytania i pozostawia je bez odpowiedzi.
Suma wszystkich cierpień
Lee Shin-ae (Do-yeon Jeon), młoda wdowa, przeprowadza się wraz z synkiem do prowincjonalnego miasteczka Miryang. Chce w ten sposób spełnić marzenie zmarłego męża o powrocie w rodzinne strony. Kobieta zamierza otrząsnąć się z żałoby i rozpocząć swoje życie od nowa. Planuje wychowywać syna z dala od wielkomiejskiego zgiełku i uczyć gry na pianinie. W drodze do Miryang zaprzyjaźnia się z sympatycznym mechanikiem, Kim Jong-chanem (Song Kang-ho), który odholował jej zepsuty samochód.
Film początkowo przybiera format ciepłej obyczajówki. Widzimy, jak nowoprzybyła osoba z wielkiej metropolii mąci senną atmosferę zamkniętej społeczności. Sielankowy klimat pryska jednak jak bańka mydlana, gdy dochodzi do tragedii. Jun, synek głównej bohaterki, zostaje porwany i zamordowany. Nagły zwrot akcji spada na widza jak grom z jasnego nieba. Nie ma już śladu po kochającej się rodzinie. Lee Shin-ae zostaje sama. Wokół niej niczym Anioł Stróż krąży niezniechęcony Kim Jong-chan, lecz jego obecność nie daje kobiecie pocieszenia. Zdesperowana bohaterka nie wiedząc, gdzie szukać pomocy, postanawia uchwycić się z całych sił ostatniej deski ratunku znajdującej się w jej zasięgu – religii.
Nazwa miejscowości, w której rozgrywa się akcja filmu, Miryang, oznacza „sekretne światło”. Dowiadujemy się tego już na początku. Czym jest tytułowe sekretne światło? Nadzieją lub wiarą, której promień ma rozproszyć ciemności żałoby? Niewykluczone. Chang-dong Lee przywołał obraz absolutnej beznadziei, którą raz za razem rozświetla promyk radości.
Szybki zastrzyk wiary
Lee Shin-ae próbuje znaleźć pocieszenie w Słowie Bożym, do czego gorąco zachęcała ją farmaceutka z lokalnej apteki. Aby dostrzec rzeczy dotąd niewidzialne i zauważyć, że świat jest wypełniony szczęściem, zaczyna uczęszczać na spotkania wspólnoty chrześcijan. Chce przyjąć ewangelię bezgranicznej miłości i przebaczenia. Reżyser dużo czasu poświęcił scenom modlitw, śpiewów i innych aktywności członków Kościoła. Trudno stwierdzić, czy bardziej chciał w ten sposób pokazać rozpaczliwą próbę ucieczki w religię, czy też egzotykę obrzędów chrześcijańskich, widzianą oczami Koreańczyka.
Zobacz również: “Gangster, glina i diabeł”, czyli koreańskie podziemie [RECENZJA]
Szczególnie poruszająca jest scena, w której Shin-ae pobożnie śpiewa religijne piosenki, odczytując ich tekst z ogromnego ekranu, niejako powtarzając fatalną noc, kiedy poszła na karaoke ze znajomymi, a jej synek został uprowadzony. Automatycznie powtarza słowa, chociaż nie pojmuje ich znaczenia. Jej religijna żarliwość wydaje się powierzchowna. Przypomina pospiesznie przygotowany kamuflaż. Shin-ae traktuje modlitwy jak tabletki przeciwbólowe, które mają ekspresowo ukoić jej cierpienia. Jak można się było spodziewać, film nie pokazał łatwej drogi ku ponownym narodzinom i odkupieniu.
Jak możesz, o Boże?!
Kiedy bohaterka skłania się ku religii, zdaje się, że wszystko zaczyna wracać do równowagi. Łatwo ulec wrażeniu, że od tego czasu sprawy idą ku lepszemu. Nadzieje Shin-ae i widza rozwiewa scena w więzieniu. Nawrócona kobieta chciała przebaczyć mordercy swojego dziecka. Spodziewała się, że oprawca będzie skruszony, pełen wyrzutów sumienia. Stało się wprost przeciwnie. Przestępca dzięki wierze stał się oazą spokoju. Shin-ae przeżyła głębokie rozczarowanie. Jak Bóg mógł zadecydować o wybaczeniu mordercy, skoro sprawa dotyczy jej dziecka i to ona ma pierwszeństwo w odpuszczeniu win? Świat bohaterki wali się po raz trzeci. Co istotne, kobieta nadal wierzy w Boga, ale jest na niego obrażona i stara się robić wszystko na złość swojemu Stwórcy.
Zaczyna od hałasowania w kościele i zakłócania religijnych uroczystości. Następnie próbuje nakłonić znajomego współwyznawcę do cudzołóstwa. Jej działania nie przynoszą ulgi, postanawia więc wykonać ostateczny krok – targnąć się na swoje życie.
Zobacz również:Trzy filmy Noah Baumbacha, które warto poznać przed premierą “Historii małżeńskiej”
Sekretne światło jest poruszającą opowieścią o żałobie, poszukiwaniu wiary i wewnętrznej równowagi. Ma w sobie ten rodzaj emocjonalnej głębi i złożoności, który nagradza wytrwałość widza podejmującego wyzwanie obejrzenia dwuipółgodzinnego filmu wypełnionego obrazami cierpienia. Chang-dong Lee stworzył kinowy odpowiednik prozy. Historia została opowiedziana z uwagą i starannością. Reżyser poprzeplatał sceny pokazujące udręczenie bohaterów momentami łaski, promykami nadziei i iskrami współczucia. Dzięki temu nie obserwujemy piętrzących się tragedii, lecz wiarygodne przedstawienie nieprzewidywalności ludzkiego losu i niestałości serca.
Portret kobiety cierpiącej
Do-yeon Jeon za swoją rolę w Sekretnym świetle została nagrodzona Złotą Palmą. Stało się tak nie bez powodu. Dała popis wybitnego aktorstwa, na przemian ujmując ciepłem i wyrozumiałością i dusząc się, wyjąc i krzycząc z bólu. Wszystkie sceny z jej udziałem są pełne realizmu i energii. Aktorka pokazała, że potrafi błyskawicznie przejść od nieprzeniknionego spokoju do ataku paniki. Tym, co zasługuje na szczególne uznanie, jest fakt, że Do-yeon Jeon udało się wykreować postać, która nie jest niewinna ani bezsprzecznie sympatyczna. Niespójności w zachowaniu jej postaci tworzą przekonujący obraz, a każde zbliżenie na twarz aktorki łamie serce. W oczach Do-yeon Jeon widać było lęk przed osamotnieniem i poczucie niesprawiedliwości. Odmalowywało się w nich też dogłębne rozczarowanie życiem i faktem, że nie takiego Boga chciała znaleźć. Popis Do-yeon Jeon bez wątpienia przyćmił występ Songa Kang-ho, niemniej aktor dobrze wykonał swoje zadanie, nadając swoją grą melodramatyczny ton części scen i przełamując ciężką konwencję skupioną wokół egzystencjalnych pytań.
Sekretne światło nie daje nam jasnego happy endu. Reżyser uciął fragment życia bohaterki, nie tworząc tym samym wrażenia zamkniętego rozdziału. Widz może wyobrażać sobie dalsze losy Shin-ae, życzyć jej powodzenia. Po cichu liczyć na to, że znajdzie spokój, którego szuka.
Dużą zaletą filmu Changa-dong Lee jest jego niepopadanie w tragizm. Otwarte zakończenie napawa nadzieją, poczuciem, że bohaterka wreszcie odszuka sposób na to, by pokierować swoim życiem. Opowieść snuta przez reżysera nie jest więc przygnębiająca i przytłaczająca nieznośnym ciężarem. To historia rozbrajająco szczera, naturalna i bezpretensjonalna.
Nie jestem pewna, czy film poradził sobie z podjętym tematem wiary i szukania przyczyn zła. Zdaje się, że ledwie zarysował tę problematykę, koncentrując się na osobistym dramacie. Myślę, że decyzja podjęta przez twórcę okazała się słuszna. Zamiast prostego moralizatorstwa otrzymaliśmy dzieło skupione na niewielkim wycinku ludzkiego życia, które momentami bywa targane burzą, by później napełnić się blaskiem słońca.
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
"BlacKKKlansman", "Czarną Panterę", "Rób, co należy"