Recenzje

“Boże Ciało”, czyli sztuka pisania scenariusza [RECENZJA]

Maja Głogowska

Wierzę w to, że każdy z nas powinien mieć wysokie oczekiwania wobec polskiego kina. Tym oczekiwaniom powinna towarzyszyć jednak wrażliwość na pewne ułomności, nad którymi często ani twórcy ani producenci nie mają kontroli. Ryzykowne, świetne scenariusze potrafią przez lata zbierać kurz tylko dlatego, że w budżecie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej nie ma dla nich miejsca. Gdzieś tam, na jednej z półek leżał scenariusz, który dziś jest polskim kandydatem do Oscara.


Przeczytaj również: “Wszystko dla mojej matki”, czyli odkrycie Festiwalu w Gdyni [RECENZJA]

Boże Ciało jest jednym z niewielu tegorocznych polskich filmów, który próbuje pokazać nam cokolwiek. Komasa nie sygnalizuje problemów w lakoniczny sposób Vegi, nie łapie nas za ramiona, potrząsając nimi jak Imielska. Reżyser stawia je przed nami niczym żywołapkę z serem i nie czeka na to aż do nich podbiegniemy. Wie, lub ma nadzieję na to, że z czasem naturalnie w naszych głowach zaczną się kłębić pytania, a my nawet nie zauważymy, gdy wpadniemy do pułapki. To jeden z najmocniejszych aspektów filmu.

Boże Ciało

Tuż po pierwszym seansie myślałam, że Boże Ciało zastanawia się przede wszystkim nad tym, jaką formę powinno przybierać duchowieństwo i pod wielki znak zapytania stawiać, kto jest a kto nie jest dobrym kapłanem. Jednak im więcej czasu mija od mojego seansu, tym więcej dostrzegam podejmowanych tematów i  scenariuszowych zalet filmu. W Bożym Ciele możemy oglądać wiejskie społeczeństwo, krzysy wiary i zakłamanie w każdym paciorku. Żałobę, zatracenie się w rozpaczy i ciągle rzucaną pod wiatr kwestie „bóg tak chciał”. Jednak słowa te rzucane są opornie, a to szybko podchwytuje główny bohater, którego kreacja zdaje się być czymś pomiędzy rygorystycznym katolikiem i rygorystycznym miłośnikiem książki Bóg urojony Richarda Dawkinsa. To sprawia, że jego postać ma dwie natury i sprawnie przechodzi od zadawania niewygodnych dla wiary pytań i próby odpowiedzi na nie – tak po chrześcijansku. 


Przeczytaj również: “Supernova” – Climax w biały dzień [RECENZJA]

Ta postać po prostu działa. Od pierwszych po ostatnie kadry możemy w nią uwierzyć a temu pomagają nie tylko pułapki Komasy i Pacewicza, ale i to jak został wykreowany świat Bożego Ciała. Podczas seansu zanurzamy się głównie wgłąb wiejskiego społeczeństwa, ale za pośrednictwem głównego bohatera i jego poszczególnych kolegów zaglądamy też do poprawczaka. Obserwujemy ludzi bez perspektyw, ale nie bez marzeń. Zakłamanych i dążących do prawdy. W Bożym Ciele wszystko ma swoją przeciwwagę – jest czerń i biel, choć twórcy nie zapominają przy tym o odcieniach szarości.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]

Boże Ciało

Boże Ciało wsiąkało we mnie stopniowo. Z sali wyszłam absolutnie oniemiana nowym filmem Komasy. I choć mój zachwyt zaczął opadać po seansach kolejnych perełek prosto z festiwalu w Gdyni, to finalnie, gdy usiadłam przed kartką papieru gotowa poddać film większej analizie, okazało się, że przez chwilowy marazm wiara w tę produkcję jeszcze bardziej we mnie wzrosła. Nie byłoby tak, gdyby nie fakt, że Boże Ciało jest technicznym majstersztykiem. Nie ma tu elementów, które nie działają. Rzadko kiedy zdarza się, że kadry przygotowane pod reklamy filmu wyglądają identycznie jak gotowy produkt. W tym przypadku widz nie zostaje okłamany a produkcja wygląda tak dobrze, jak zdjęcia ją promujące.


Przeczytaj również: “Mowa ptaków” – Dlaczego wszystko musi się rymować? [RECENZJA]

W takich produkcjach często ma się wrażenie, że dialogi są napisane z perspektywy turysty, który przyjechał skosztować polskiej wsi. Tu jest inaczej. Kwestie są prężne same w sobie a dodatkowej dynamiki dodają im wszelkie kulturowe koneksje. Jeśli boicie się, że w nadchodzącej, drugiej części filmu Sala Samobójców  (premiera już w przyszłym roku) Komasa znowu nadpisze definicje internetu to Boże Ciało powinno was nieco uspokoić. Tu wszyscy korzystają z dobrodziejstw sieci w sposób naturalny. Reżyser dorósł, a dzięki Pacewiczowi nie przekroczył żadnej linii. W Bożym Ciele nikt nie próbuje koloryzować. Korzystanie z internetu, kiedy występuje, to łączy się z pokazywaną w filmie kulturą – czy często widzimy w polskim filmie bohaterów, którzy słuchają muzyki z kompilacji na YouTubie przy pomocy taniego głośnika Bluetooth? Nie. Dlatego uważam, że Komasa potrafi dostrzec więcej niż inni. 

Jednak nawet to w połączeniu z doskonałymi dialogami miałoby zbyteczny efekt, gdyby twórcy nie zadbali o scenografię oraz garderobę głównych bohaterów. Na szczęście jest inaczej. Nic w tym filmie nie odciągnie nas od historii – wszystko jest tak naturalne, autentyczne. Na ekranie zobaczymy zarówno markowe ubrania, jak i te wyciągnięte z sieciówek czy straganów.

Boże ciało to symbioza dwóch artystów. Film, który nie potrafiłby tak wybrzmieć, gdyby nie to, że oboje – reżyser i scenarzysta włożyli w niego swoje ręce. Zróbcie sobie przyjemność i wybierzcie się na niego do kina. Zobaczycie jak to jest, gdy w filmowej Polsce artyści chcą rozmawiać. Nie tylko między sobą, dopieszczając kolejne aspekty produkcji, ale i rozpocząć dialog z widzem. 

Tylko jak odpowiedzieć?

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.