FilmyRecenzjeStreaming

Checked! TOP10 Netflixa – „Contagion – Epidemia strachu”, czyli „Gra o tron” w realiach epidemii [RECENZJA]

Anna Czerwińska
fot. materiały prasowe/Imdb

Filmy poruszające tematykę epidemii, czy po prostu szaleńczo rozprzestrzeniającego się wirusa, stały się w ostatnich latach osobnym podgatunkiem. I chociaż śmiercionośny czynnik za każdym razem jest inny, twórcy zdają się bazować na podobnym schemacie fabularnym, rzadko proponując świeże rozwiązania. Co się w takim razie stanie, kiedy zbierzemy śmietankę aktorską, każemy jej wcielić się w racjonalnie myślące postacie i skupimy się na zwalczaniu wirusa, a nie na jego zabójczym działaniu?

Contagion – Epidemia Strachu to film Stevena Soderbergha (Solaris, Niepoczytalna) sprzed 9 lat, który dzisiaj zaskakuje podobieństwami do panującej pandemii. Pojawił się on kilka lat później niż słynne 28 dni później. Nie wpasował się też w trend epidemicznych filmów z lat 90. Co ciekawe, fabuła skupia się przede wszystkim na metodach zapobiegania rozprzestrzenianiu zakażenia i próbach zwalczenia wirusa. Nie są tu aż tak istotne skutki infekcji, nie opisuje się drobiazgowo symptomów. Te oczywiście są ukazane, ale na samym początku, by widz wiedział, z czym będą musieli zmierzyć się bohaterowie.

Obecne w filmie postacie natomiast to iście gwiazdorska obsada, z pewnością zachęcająca do włączenia omawianej pozycji. Ba, jestem pewna, że właśnie takie grono, w połączeniu z walką ze śmiercionośnym wirusem, najbardziej zaintryguje i przekona (albo już to zrobiło!) do obejrzenia Contagion. Na ekranie możemy zobaczyć Kate Winslet, Matta Damona oraz Jennifer Ehle, którzy, według mnie, odegrali pierwsze skrzypce. Poza tym, często na pojawiają się także: Jude Law, Laurence Fishburne, Marion Cotillard – i wreszcie – Gwyneth Paltrow, Bryan Cranston oraz Elliott Gould. Tak, ja też byłam zaskoczona. Zastanawiałam się jednocześnie, czy poradzą sobie na tyle, by nie wstydzić się później w wywiadach udziału w tej produkcji.

fot. materiały prasowe/Warner Bros. Entertainment Inc.

Historia rozpoczyna się dosyć dynamicznie. Wydarzenia są uszeregowane dzień po dniu, co twórcy wskazują między kolejnymi sekwencjami lub scenami. Już pierwsze minuty uświadamiają widzowi, by nie przywiązywał się za bardzo do bohaterów. Stąd też moje porównanie w tytule do Gry o tron. Nie będę jednak odbierać elementu zaskoczenia i więcej w tej kwestii nie zdradzę. We wstępie reżyser szybko i bez ogródek zarysowuje całe tło dla filmu. Pokazane są objawy zakażenia, następstwo w postaci śmierci (swoją drogą niezwykle szybkiej), reakcje bliskich, działanie podejmowane przez władze państwowe. Obok informacji o dniach, widzimy też dane dotyczące umiejscowienia konkretnych wydarzeń. Jak można było się spodziewać, są to największe miasta z niemalże całego świata. Takie rozwiązanie nastraja nas na obserwowanie walki z wirusem o zasięgu globalnym.

Przeczytaj również:  Wydarzyło się 11 marca [ESEJ]

Po takim wprowadzeniu tempo nieco zwalnia, chociaż i tak nie do końca wiadomo, w jakim przedziale czasowym rozgrywają się przedstawione wydarzenia. Społeczeństwo, na czele z władzami, stara się znaleźć źródło epidemii. Swoje działania koncentrują też na badaniach nad strukturą wirusa. Ich wiodącym celem staje się wynalezienie szczepionki. Jednak poza tym podejmują również decyzje, których podobne skutki, niestety, obserwujemy dzisiaj na całym świecie. Zamknięte zostają szkoły, ludzie otrzymują nakaz izolowania się, zakrywania twarzy. Rozbrzmiewają coraz to nowe plotki na temat leków mających skutecznie zwalczać wirusa. Doprowadza to do buntów i zamieszek. Ludzie taranują się nawzajem, okradają sklepy, szturmują apteki. Z drugiej strony, w zaciszu laboratoriów, trwają badania nad wynalezieniem szczepionki.

fot. materiały prasowe/Imdb

Droga obrana przez twórców Contagion – Epidemii strachu wypada naprawdę dobrze. W pewnym momencie zaczęły mnie już męczyć powtarzalne scenariusze i oklepane do bólu pomysły, przez które filmy z wątkiem epidemii były nudną, krwawą jatką. Najczęściej bowiem cała akcja kręci się wokół łańcuszka zarażeń, nie poruszając w ogóle działań podejmowanych przez władze oraz służby medyczne. To właśnie działało najbardziej na niekorzyść produkcji w tym klimacie. Wydawały się one irracjonalne i głupiutkie, kiedy to rzekomo nikt nie reagował na zagrożenie. Ośmielę się nawet pójść krok dalej i powiedzieć, że tytuły opowiadające o rozprzestrzeniającym się wirusie to preludium do małej apokalipsy zombie. W Contagion – Epidemii strachu nie ma miejsca na takie skojarzenia, ponieważ symptomy zakażenia zostają w pewnym momencie zepchnięte na dalszy plan.

Przeczytaj również:  Posterunek na granicy. Elia Suleiman i humor w slow cinema

Muszę jednak skrytykować pewną kwestię. Oczywiście podoba mi się nadanie wielowymiarowości Contagion – Epidemii strachu poprzez przedstawienie walki z wirusem z perspektywy naukowców, władz państwa, dziennikarzy, ekspertów rzuconych w masy i wreszcie zwykłych, przerażonych ludzi. Jednak takie rozwiązanie ma swój ogromny minus. Głównie przez nagromadzenie wielkich nazwisk, co przekłada się na sporą liczbę postaci. Nikt tak naprawdę nie może w pełni zabłysnąć. Da się wyróżnić bohaterów pierwszoplanowych, ale jeśli chodzi o aktorski warsztat, osobiście nie czułam aktorskiego popisu z żadnej ze stron. Jednak aby zrekompensować ten niedosyt, zapewniam, iż dzięki obsadzie film jest „bezpieczny”. Nie da się kręcić nosem z powodu tego, że ktoś zagrał w nazbyt przerysowany lub sztuczny sposób. Sceny są w odbiorze po prostu ludzkie i naturalne.

fot. materiały prasowe/Imdb

Koniec końców chyba nikogo nie dziwi obecność Contagion – Epidemii strachu w TOP10 polskiego Netflixa. Wieści rozchodzą się szybko, a film został okrzyknięty wśród kinomanów “wczesną ekranizacją realiów, w których dziś żyjemy”. Naturalne jest zatem, że mnóstwo osób chciało sprawdzić, ile faktycznie podobieństw można znaleźć w produkcji Stevena Soderbergha. Dla mnie ten seans był jednak odrobinę niepokojący i niekomfortowy. Do tej pory podczas oglądania produkcji o szerzącej się epidemii, byłam zdumiona, że przez wirusa da się zamknąć miasta czy nawet kraje. Myślałam sobie, że to totalny surrealizm i wydarzenia, których na szczęście nigdy nie przeżyję. Cóż, najprawdopodobniej przez skupienie się twórców na zwalczaniu zakażenia, a nie na szczegółowym jego zobrazowaniu, Contagion – Epidemia strachu powoduje podczas oglądania drobny dreszczyk na karku. Po seansie pozostaje natomiast zmęczone westchnienie i nadzieja, że niedługo ten tytuł na powrót stanie się jedynie formą piątkowej rozrywki.

Ocena

6 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.