KomiksKultura

Kryzys Bohaterów – trauma i fanserwis [RECENZJA]

Michał Skrzyński
kryzys bohaterów recenzja
Kryzys Bohaterów - okładka

Komiksy mogą być dobre, złe lub takie sobie, a w celu przyporządkowania ich do którejś z tych kategorii powstały pewne w miarę obiektywne wyznaczniki. Możemy ocenić rysunki, sposób narracji, zarysowanie charakterów postaci czy po prostu fabułę. Jednak niezależnie od nich możemy się przy konkretnym tytule lepiej lub gorzej bawić. Dzięki temu trafiają się komiksy wybitne, z którymi obcowanie nie jest tak przyjemne, jak z niektórymi niezbyt udanymi pozycjami. Takim całkiem przyjemnym w ostatecznym rozrachunku tytułem okazał się Kryzys Bohaterów. Co nie oznacza, że nie zgrzytałem przy nim zębami. Ale o tym za chwilę.

Kryzys Bohaterów to dziewięciozeszytowa limitowana seria napisana przez Toma Kinga, a narysowana w większości przez Clay Manna. W większości, ponieważ im dalej w las, tym częściej widać rękę Travisa Moore’a. Obaj rysownicy dostarczają pierwszoligowe, ale do bólu standardowe, rysunkowe superhero. Choć różnica między pracą jednego i drugiego jest wyraźnie dostrzegalna, całość jest spójna, czego nie można powiedzieć o sporej części regularnie wydawanych serii, w których na jeden tom przypada kilku rysowników.

Tom King to złote dziecko superbohaterskiego mainstreamu. Napisał Vision dla Marvela i Mistera Miracle dla DC; te dwie limitowane serie to, według sporej części fanów, najlepsze co spotkało wielką dwójkę od bardzo dawna. Tym razem musiał stworzyć coś zupełnie innego. Zamiast dokładnie zagłębić się w psychikę i motywację jednego (raczej drugoplanowego) bohatera dostał do ogarnięcia kilka postaci razem z “Trójcą”, czyli Batmanem, Supermanem i Wonder Women. Co z tego wyszło? Superbohaterski kryminał o radzeniu sobie z PTSD i traumą doprawiony niezdrową ilością fanserwisu. Efekt okazał się całkiem inny od ostatnio recenzowanego przez nas komiksu PTSD.

Kryzys bohaterów recenzja
Plansza z Kryzysu Bohaterów / fot. materiały prasowe

Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest, że superbohaterowie tak często ratują świat, zabijają złoczyńców i zawodzą swoich przyjaciół, a mimo to jako tako trzymają się psychicznie? Ja nie, ale Tom King to i owszem. W ten właśnie sposób powstał koncept Sanktuarium: ośrodka terapeutycznego, w którym trykociarze mogą anonimowo poddać się psychoterapii opartej na pozaziemskiej technologii wykorzystującej najlepsze cechy charakteru członków “Trójcy”. Brzmi dosyć sielsko prawda? Niestety, komuś to nie pasowało i wymordował prawie wszystkich znajdujących się w ośrodku bohaterów. Prawie wszystkich, ponieważ Harley Queen i Booster Gold przeżyli, przez co od razu znaleźli się na krótkiej liście podejrzanych. Ich sytuację komplikuje dodatkowo to, że oboje są zupełnie przekonani o winie drugiej osoby. Mamy więc setup, najlepszego detektywa na świecie i kilka nawzajem goniących się postaci.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]
Kryzys bohaterów recenzja
Plansza z Kryzys Bohaterów / fot. materiały prasowe

Wszystko to działa dobrze do momentu, gdy nie pojawiają się elementy takie jak dialogi, narracja, czy związki przyczynowo skutkowe. Niestety w kwestii samej opowieści, Kryzys Bohaterów zawodzi właściwie na każdej linii. Sama intryga dla czytelnika staje się jasna już gdzieś w połowie, dlatego tracimy jakiekolwiek zainteresowanie śledztwem, które w pewnym momencie prowadzą aż trzy różne zespoły.

Jedna trzecia całego albumu (lekko licząc) to wspomnienia i monologi różnych bohaterów, którzy leczyli się w Sanktuarium. W to wszystko wpleciona została jeszcze Lois Lane, która dostaje od tajnego informatora nagrania z sesji terapeutycznych. Ten ostatni wątek pojawił się tu chyba tylko po to, by znaleźć miejsce na odpowiedź na pytanie “Czy to dobrze, że Ci którzy nas chronią szukają pomocy psychologicznej”. Podpowiem i to nie jest żaden spoiler: tak to dobrze.

Wiecie, co wyjątkowo drażni mnie w Kryzysie Bohaterów? Sposób, w jaki sposób przedstawione są w nim kobiece postacie. I nie mówię tutaj jedynie o sferze charakterologicznej; pomijając Harley Quinn, całej reszcie można by pozamieniać dialogi i rolę, a historia nic by na tym nie straciła. Chodzi mi tutaj o same rysunki. Na każdym z nich kobiece postacie są ustawione i wygięte tak, by dokładnie było widać wszystkie nieanatomiczne szczegóły bohaterek. Najbardziej skrzywdzona w ten sposób została chyba Batgirl: kadry z nią wyglądają momentami wręcz absurdalnie.

Kryzys Bohaterów recenzja DC komiks
Przykład omawianego zjawiska / fot. materiały prasowe

Nie jestem pierwszym recenzentem, który porusza ten temat. Kwestia przedstawienia bohaterek w komiksie Kinga i Manna była podnoszona od pierwszych zeszytów, a sami twórcy próbowali się z tego tłumaczyć na różne sposoby. Jest to jednak fakt i choć jednych to ruszy bardziej, a drugich mniej, z pewnością zwrócicie na ów fakt uwagę w trakcie lektury.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]

W tym miejscu wypada zaznaczyć to bardzo wyraźnie: Kryzys Bohaterów to komiks zły. Obraża czytelnika brakiem logiki, bezsensownymi dialogami (serio, czasami można odnieść wyraźnie, że postaci nie słyszą siebie wyraźnie i odpowiadają na całkiem inne, niż zadane, pytania) i przeseksualizowaniem kobiecych postaci.

Mimo wszystko, pomimo tych wad, lektura bardzo mnie odprężyła i dała trochę radości. Sam nie umiem do końca wytłumaczyć, dlaczego. Może przez satysfakcję związaną ze znajdywaniem tych wad i bzdurek fabularnych? Może przez naprawdę udane i świetnie pokolorowane rysunki? Czy może ujęło mnie całkiem poważne podejście do tematu traumy, czy zasadności psychoterapii? Nie wiem, ale wiem, że istnieje szansa, że i Wy będziecie się przy tym komiksie dobrze bawić.

Ocena

4 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.