Recenzje

“Outsider” – Recenzja

Bartłomiej Rusek
Outsider

Do obejrzenia filmu Martina Zandvlieta zachęciła mnie bardzo pozytywna rekomendacja, według której miało to być dobre widowisko, gdzie w ciekawy sposób została ukazana Yakuza. Lekko odpychający był dla mnie fakt, że w tytułowego Outsidera wciela się Jared Leto, którego zdecydowanie nie jestem fanem (zarówno pod względem dorobku aktorskiego, jak i muzycznego), ale postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę.

Główny bohater, Nick Lowell, pomaga w więzieniu członkowi Yakuzy, z którym dzieli celę. Dzięki pomocy słynnej organizacji przestępczej, wydostaje się z zakładu karnego i, aby spłacić swój dług, zaczyna współpracować z japońską mafią. Już na tym etapie, na samym początku przedstawionej historii, pojawia się pierwsza, rażąca wręcz głupota, jednocześnie stanowiąca główny wątek całego filmu. Nick jest gaijinem, obcym, tytułowym Outsiderem, który nigdy nie mógłby się dostać do Yakuzy. Tutaj nie stanowi to jednak problemu, a tylko jeden z członków całej organizacji wydaje się być z tego faktu niezadowolony. Aby podkreślić ten absurd, należy wspomnieć o czasach, w których dzieje się akcja filmu, a mianowicie o okresie tuż po zakończeniu II wojny światowej. W Japonii znajdowało się wtedy dużo Amerykanów (co jest zresztą przedstawione w tejże produkcji), a ich wzajemne relacje z Japończykami były wyjątkowo napięte.

Outsider
Kadr z filmu “Outsider”

Wracając jednak do postaci Nicka – jest to chyba jedna z najbardziej bezosobowych kreacji aktorskich, jakie do tej pory widziałem. O ile jestem w stanie zrozumieć koncepcję bohatera kompletnie wypranego z emocji, tak tutaj prezentowało się to co najwyżej marnie. Jared Leto prezentował w każdej scenie tę samą minę, wyzbywając się jakiejkolwiek ekspresji. O przeszłości naszego protagonisty nie dowiadujemy się absolutnie niczego, oprócz faktu, że był wojskowym. Kolejnym absurdem wydaje się być to, że dostaje się on do Yakuzy nie znając kompletnie języka japońskiego – potrafił jedynie powiedzieć kilka formułek (rozumiejąc przy tym niewiele więcej), a zdecydowana większość komunikacji między nim a resztą bohaterów odbywa się po angielsku. Wychodzi więc na to, że jedna z głównych rodzin Yakuzy przyjęła w swoje progi gaijina, dostosowując się przy tym do niego w kwestiach komunikacyjnych.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]

Całość fabuły została poprowadzona bez żadnego polotu, a nieliczne zwroty akcji były bardzo przewidywalne i oczywiste już od samego początku. Dużo scen i wątków, wśród których można wymienić chociażby zakończenie całej historii, obraża wręcz inteligencję widza. Większość wykraczających poza główny wątek scen była nieprzemyślana i wyglądało to tak, jakby twórcom filmu brakowało pomysłu na jakiekolwiek przerywniki, odciągające męczących się widzów od głównego wątku. W całości nie pomagają również pozostałe postacie, które nie wyróżniają się niczym szczególnym – od głowy rodziny Shiromatsu, aż po spotkanego na ulicy amerykańskiego żołnierza (Emile Hirsch). Ten stanowi jedyny element filmu, nawiązujący do wspomnianej już przeze mnie przeszłości Nicka.

Outsider
Kadr z filmu “Outsider”

Mimo całej krytyki, należy jednak wspomnieć o nielicznych pozytywnych aspektach obrazu Martina Zandvlieta. W ciekawy sposób zostały tu przedstawione niektóre wschodnie zwyczaje, podobnie jak i elementy kultury Kraju Kwitnącej Wiśni. Sam proces dołączenia głównego bohatera do Yakuzy był zdecydowanie jednym z najlepszych fragmentów produkcji Netflixa. Ciężko się również przyczepić do otoczki wizualnej filmu, która dobrze komponuje się chociażby z plakatem, w ukazaniu neonowych barw na ulicach Osaki. Nie jest to co prawda współczesne Tokio, ale wciąż wywarło na mnie jakieś wrażenie i nie raziło w żaden sposób w oczy, pod względem realizacji.

Zobacz również: Obietnica Poranka – Recenzja

Niestety, kolejne podejście do produkcji filmów, wykonane przez najpopularniejszy serwis streamingowy, zakończyło się niepowodzeniem. Mimo ciekawego, dość oryginalnego pomysłu, Netflix ponosi kolejną porażkę na rynku filmowym. Można za to obwiniać zarówno słabą realizację produkcji, jak i fatalnego Jareda Leto. Ostatecznie, seans Outsidera utwierdził mnie w przekonaniu, że Netflix powinien zostać na etapie produkcji serialów. Nie jestem w stanie nikomu polecić obejrzenia tego “dzieła”, a jeżeli kogoś mogą do tego zachęcić napisane przeze mnie pozytywne zdania, dotyczące przedstawienia elementów kultury japońskiej (a także struktury samej Yakuzy), to czuję się zobligowany, aby powiedzieć: nie warto. Lepiej obejrzeć na to konto dowolny, traktujący o tym dokument.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]

 

 

Ocena

3 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.