Wywiady

“Szanuję Scorsese, więc poszedłem na Irlandczyka do kina”. Mówi nam Sebastian Stankiewicz, polski Jack Black

Maja Głogowska
Sebastian Stankiewicz
Sebastian Stankiewicz / © Agencja fotograficzna i informacyjna AKPA

Sebastian Stankiewicz. Aktor perfekcjonista, który, wcielając się w każdą kolejną postać, dopisuje sobie do niej potrzebny mu kontekst. Lubi Jacka Blacka, uwielbia kino, kocha aktorstwo. Swoje studenckie lata spędził nie tylko w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, ale i studiując filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mogliśmy go oglądać między innymi w “Panu T.”. Z ubiegłorocznego festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Sebastian wywiózł Złotego Lwa za najlepszą drugoplanową rolę męską.

Dziś z Sebastianem rozmawia Maja Głogowska. Między innymi o jego inspiracjach, o “wyborach”, o granicy żartu w Polsce w czasach kwarantanny i o jego nowym programie – “Nowym Kabaretowym Rejsie”, w którym po raz kolejny stara się rozśmieszyć widzów.


Maja Głogowska: Niejednokrotnie wspominałeś, że żyjesz zawodem aktora, że żyjesz kinem. Teraz nie możesz wejść ani na deski teatru, ani na plan zdjęciowy. Może za to w ramach tego życia kinem, dało Ci się obejrzeć w ostatnim czasie coś ciekawego?

Sebastian Stankiewicz: Faktycznie oglądam ostatnio sporo, bo pozwala mi na to kwarantanna. Obejrzałem na przykład Sukcesję, która mi się bardzo podobała. Wróciłem też do klasyki komedii, powtórzyłem sobie Nagą broń, Maskę, czy Głupiego i głupszego. Chce jeszcze zobaczyć na przykład Forresta Gumpa czy Indiana Jonesa. Mam ochotę sięgać nie tylko po rzeczy nowe, których jeszcze nie miałem okazji zobaczyć, ale przypomnieć sobie tytuły, na których się wychowałem.

Czyli lubisz wracać do jednego tytułu kilka razy?

Lubię. Czasem w telewizji włączam filmy, które już lecą, a i tak zaczynam je oglądać, nieważne od którego momentu, i oglądam je do końca. Wspomniany Forrest Gump czy Skazani na Shawshank to filmy, które mi się nie nudzą i za każdym razem mi się z nimi dobrze obcuje.

A czy w Sukcesji masz swoją ulubioną postać?

Podobał mi się Tom, razem w duecie Gregiem the Eggiem. W kontekście całego serialu odnalazłem tutaj najwięcej humoru, lekkości. Przyjemnie się oglądało ich starania, aby mimo bycia spoza rodziny, dołączyć do gry o największą stawkę.

Sukcesja
Tom i Greg w serialu “Sukcesja” / HBO

Więc wolny czas wykorzystujesz na oglądanie. Czy to znaczy, że życie zawodowe zabiera ci na tyle czasu, że nie masz kiedy konsumować kultury?

Ostatnio dużo pracowałem. Przed pandemią więc to jest czas na nadrobienie kulturalnych zaległości w zaciszu domowych oraz powolne powoli przygotowuje się do projektów, które maja być kręcone kiedy będzie to tylko możliwe.

Skoro już mowa o inspiracjach – pięciokrotnie próbowałeś dostać się na wydziały aktorskie. Czy Twoim zdaniem warto, by aktor skończył studia przeznaczone dla kształcenia jego fachu?

Moim zdaniem warto. Masz dzięki temu okazję przez cztery lata bycia studentem, obcować z tą materią, z ludźmi, którzy uczą od lat, którzy czegoś w tym zawodzie dokonali. Wydaje mi się, że takie obcowanie przez te lata z takim środowiskiem, z materią słowa, ruchu, gestu – uważam, że to bardzo ważne. Osobiście skończyłem wydział lalkarski, mieliśmy zajęcia dramatyczne, zajęcia z technik lalkarskich, śpiew, taniec –  wszystko to na pewno wiele mi ułatwiło.

Pewien czas spędziłeś również na filmoznawstwie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak myślisz, co dały Ci te studia? Było warto?

Na pewno było warto. Oglądaliśmy filmy i je analizowaliśmy, co dało mi niezbędne narzędzia do patrzenia na medium, jakim jest film. Szczególnie że na Jagiellońskim wykładowcy są z najwyższej półki. Dzięki nim zacząłem widzieć więcej – jeśli chodzi o strukturze filmowej, strukturze opowiadania, kim jest filmowy bohatera, cała ta teoria wiele mi dała.

Twój styl pracy jest godny pochwały. Do każdej, chociażby epizodycznej roli starasz się wymyślać cały „background” postaci. Na pewno nie każdy traktuje role drugoplanowe tak poważnie, nie irytuje Cię to?

Każdy ma prawo do swojej pracy podchodzić indywidualnie. Ja rzeczywiście zawsze staram się coś wykreować. Zgłębiam temat. Staram się zrobić dobry research, aby się „nawodnić” wiadomościami o postaci świecie przed wejściem na plan. Lubię aktorstwo kreacyjne, lubię się zmieniać na ekranie.

Mówiłeś kiedyś, że Polakom brakuje dystansu. Myślisz, że koronawirus to coś, z czego można się śmiać czy tu, jednak znajdujemy się przed granicą żartu?

Wydaje mi się, że każdy z nas potrzebuje pewnego wentylu bezpieczeństwa, czegoś, co pomoże oswoić strach. Myślę, że humor i dowcip temu służą. Oczywiście w ramach rozsądku. Jednak patrząc na wszelką twórczość ludzi w Internecie – filmiki, memy, śmieszne obrazki, dowcipy – nie widziałem, żeby ktoś przekraczał granice.

Ludzie zdają sobie sprawę z tego, że sytuacja jest poważna i raczej obserwuję, jak wykorzystują humor do pewnego rodzaju edukacji w tym temacie. Wystarczy chociażby podać przykład celebrytów dzielących się, w jaki sposób należy śpiewać ich piosenkę, żeby umilić sobie 30 sekund mycia rąk. Myślę, że bez tego poczucia humoru, bez pewnego rodzaju balansu w tej sytuacji nie dalibyśmy rady.

Sam zajmuję się kabaretem, niedawno zrobiłem taką rzecz jak Nowy Kabaretowy Rejs i moim zdaniem to jest jedna z niewielu dziś możliwości, żeby odciąć się od codziennych przykrych informacji, trochę się pośmiać, uspokoić myśli. Bo dziś jak wstaję rano, świeci słońce, to przez krótki moment wszystko jest w porządku, dopóki nie zajrzę w Internet czy do telewizji. Wydaje mi się, że powinniśmy dawać sobie trochę czasu na oderwanie się od przykrej rzeczywistości. Odrobina poczucia humoru na pewno może tutaj pomóc.

A czym różni się granie w kabarecie od grania w filmie i serialu?

Chyba niczym. Wiadomo, że w kabarecie używa się innych środków, ale ostatecznie, jeśli coś ma być zabawne, to jest zabawne – niezależnie czy zagrane będzie to w filmie, serialu teatrze czy w kabarecie. Dobrze napisany dowcip lub skecz zawsze się obroni. Trochę tak też jest, że komedia to odwrócona tragedia. Im bardziej na poważnie gramy w komedii, tym bardziej może to być zabawniejsze.

Sebastian Stankiewicz
Sebastian Stankiewicz na planie programu “Nowy Kabaretowy Rejs”

A opowiesz więcej o tym kabaretowym rejsie, o którym wspomniałeś?

Nagraliśmy dla Kino Polska około pięćdziesięciu scenek z Michałem Wójcikiem z kabaretu Ani Mru Mru. Nigdy wcześniej razem nie pracowaliśmy, więc ten program to przede wszystkim ciekawe zderzenie naszych osobowości. Bardzo fajnie nam się współpracowało, była to niesamowita walka na puenty, miny. Michał jest świetnym artystą kabaretowym, od lat działa na scenie kabaretowej, jest niesamowicie plastyczny i błyskotliwy, więc dużo się też od niego nauczyłem.

Sam program ma moim zdaniem ciekawą formułę, w każdym odcinku występują kabarety prezentujące swoje skecze, a my gramy dwóch majtków walczących z nudą na statku. Co z tej walki wyniknie? To już myślę warto zobaczyć w Kino Polska.

W komentarzach pod jednym z wywiadów przeczytałam, że „Sebastian Stankiewicz to polski Jack Black”. Czy humor tego amerykańskiego komika Ci pasuje, czy raczej uważasz to za nietrafne porównanie?

Ja akurat bardzo lubię Jacka Blacka. Wydaje mi się, że on ma w sobie coś takiego pozytywnego i ciepłego, oprócz tego zwariowanego i dzikiego. Lubię również humor Zacha Galifianakisa. Czerpię garściami, ile mogę z twórczości tych panów.

Czy zaprosiłbyś ich do swojego programu kabaretowego? Czy znalazłby się tam ktoś jeszcze, gdybyś mógł zaprosić kogoś zza granicy?

Zdecydowanie! A oprócz nich na pewno zaprosiłbym Jima Carreya i Ricky’ego Gervaisa. Genialni aktorzy i komicy.

Komentatorzy też często chwalą twoją charyzmę, twoje poczucie humoru. Myślałeś kiedyś o wykorzystaniu tego i stanięciu za kamerą? Chciałbyś napisać jakiś film lub go wyreżyserować?

Nie wiem, mi się ostatnio wydaje z każdym dniem, że jestem coraz mniej zabawny, ale może chodzi o to, że jestem coraz bardziej wymagający i krytyczny wobec siebie. Komentarze na temat charyzmy są bardzo miłe, ale to zawsze jest tak, że trochę walczysz sam ze sobą. Mam jednak takie marzenie, żeby coś wyprodukować. Ale to raczej w ekipie, tak jak kiedyś stworzyliśmy cykl „La La Poland” z obsadą Kabaretu Na Krańcu Świata. Coś bym na pewno jeszcze w tej ekipie zrobił. Może przyjdzie moment, że napiszę jakąś fabułę. Jest to kuszące, ale nie jest to łatwe.

Jesteś również fanem kina gangsterskiego. Przez Irlandczyka Scorsese przebrnąłeś na jednym posiedzeniu, czy rozłożyłeś film na raty?

Ja bardzo szanuję Martina Scorsese, dlatego poszedłem na Irlandczyka do kina. Obejrzałem go w Kinie Muranów, świetnie się to oglądało. To film, co trzeba zobaczyć na dużym ekranie. Jestem wielkim fanem takich sag gangsterskich. I choć nie uważam, że to ostatnie słowo Scorsese, to jest to pewna klamra jego twórczości od Chłopców z ferajny.

Sebastian Stankiewicz
Sebastian Stankiewicz na planie filmu “Furioza”

W grudniowym wywiadzie z radiową dwójką radziłeś, by zapamiętać imię i nazwisko twojego kolegi z planu Piotra Trojana. Przyglądasz się polskiej scenie aktorskiej i kabaretowej, wyczekujesz kolejnych talentów?

Jak oglądam filmy, seriale, kabarety i widzę, że ktoś ma fajną energię, poczucie humoru, jest obdarzony talentem, to jakoś tak podskórnie czuje, że prawdopodobnie jeszcze wystrzeli. Kiedy byłem na wydziale lalkarskim, pamiętam, że przez jeden rok był tam również Mateusz Kościukiewicz i już wtedy czułem, że kiedyś wypłynie. Pamiętam też, jak dawno temu pracowałem przy różnych wydarzeniach w Krakowie z Rafałem Zawieruchą, który był wtedy jeszcze przed szkołą aktorską, ale już był pełen takiej wyjątkowej energii. Podobne przeczucie mam właśnie co do Piotrka, że dzięki swojej nowej roli, wreszcie zostanie odkryty przez szerszą widownię. Dużo mam takich ludzi, ostatnio pracowałem przy Furiozie z Konradem Elerykiem, który zagrał tam świetną rolę i wiem, że za jakiś czas będzie o nim głośno. Mam więc swoje typy, którym się przyglądam, obserwując rozwój ich kariery.

 Jeszcze niedawno jako Zygmunt Stary namawiałeś Polaków do wzięcia udziału w wyborach. Jak myślisz, jak dziś ten polski władca zareagowałby na wyborczą sytuację? Wybory przekładać czy nie przekładać?

Wydaje mi się szczerze, że zostałby na zamku w komnacie. I tym samym nie namawiałby innych do pojechania windą na szafot.

Dziękuję za wywiad.

Również dziękuję!

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.