FilmyKinoRecenzje

„Tenet” – Pościgi, wybuchy i filmowa narracja à la Nolan [RECENZJA]

Joanna Kowalska
Tenet Christopher Nolan
W kadrze John David Washington - fot. materiały prasowe / IMDb

Christopher Nolan nadzieją na kinową rehabilitację… Chyba każdy już stracił rachubę, jak wiele razy można było natknąć się na podobne zdanie. Nie bez przyczyny oczywiście, ponieważ to właśnie w Tenet widziano najbardziej prawdopodobną szansę na odbudowę branży filmowej. Produkcja uznanego i popularnego reżysera, głośno zapowiadana oraz wielokrotnie przekładana premiera, świadoma rezygnacja z formy streamingowej w czasach, wciąż jeszcze trwającej (niestety), pandemii. Tenet jest sprawdzonym przepisem na sukces, przynajmniej w teorii, w którą wiele osób wierzy. Jak jednak wygląda to w praktyce?

Twórczość Christophera Nolana już od dłuższego czasu dostarcza widzom kino mainstreamowe na sterydach. Bardzo świadoma „zabawa” formą, która niebezpiecznie balansuje na granicy nieprzyjemnej dla oka przesady, a jednak wciąż prezentuje artyzm w ekstremalnym wydaniu. Takie posunięcia reżysera powodują stan ciągłego napięcia w wygodnym fotelu kinowym. Nie wiadomo, czy lepiej przygotować się na gwałtowny upadek z wysokości wygórowanych oczekiwań, czy lepiej jednak chybotać się na krawędzi, przyjmując kolejne zastrzyki adrenaliny.

W tym miejscu można odnieść wrażenie, że Dunkierka z 2017 roku była jedynie przystawką przed daniem głównym o nazwie Tenet. Tym razem Christopher Nolan postanowił zaprezentować widzom kino akcji z klasycznym już dla niego sznytem. Nie są to zatem jedynie sceny bijatyk, wybuchających budynków i samochodowych wyścigów… No, przynajmniej nie postrzegane w standardowy sposób. W przypadku Tenet do tego zestawu dochodzi jeszcze kwestia czasu, odwróconego jego biegu. Przeszłość i przyszłość nie tylko wpływają na siebie, ale doprowadzają do wzajemnej destrukcji. Z tego powodu już od pierwszych minut filmu wyraźnie odczuwalne jest towarzystwo ciągłego stanu dezorientacji i niezrozumienia. Może zatem sama fabuła pomoże w ułożeniu porozrzucanych kawałków scenariuszowej układanki?

Tenet
W kadrze John David Washington oraz Robert Pattinson – fot. materiały prasowe / IMDb

Tutaj pojawia się jednak zarówno spory problem dla widza, jak i największa zaleta Tenet. Christopher Nolan bardzo dobitnie pokazuje, na co postanowił położyć maksymalny nacisk w filmie. Forma zdecydowanie dominuje nad treścią. Reżyserska koncepcja poprowadzona jest bezbłędnie od początku do końca. Wielowymiarowa konstrukcja scenariusza, naciąganie pojęcia czasu oraz fundamentalnych zasad fizyki do granic możliwości, genialna redefinicja znanego wszystkim do tej pory kina akcji. Filmy jednak kierowane są do odbiorców, którzy powinni nie tyle w pełni rozumieć twórczą wizję, co móc się w niej zwyczajnie odnaleźć. Sprawdzonym na to sposobem jest permanentne podążanie za głównym bohaterem. Pewne zachowania, czyny lub cechy charakteru mogą naprowadzić na jakiś trop, co później umożliwi samodzielne poruszanie się po filmowym labiryncie. Tenet nie zapewnia jednak widzom ratownika, którego rękę mogą chwycić w krytycznej sytuacji.

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

Bezimienny protagonista (John David Washington) to postać kompletnie pozbawiona jakiejkolwiek osobowości. Wiadomo o nim jedynie to, że jest równie zagubiony w zaistniałej sytuacji, beznamiętnie wykonując kolejne przydzielone mu zadania. Reaguje na wszystko tu i teraz – bez żadnych wątpliwości czy chwili refleksji. Rozpoczyna współpracę z Kat (Elizabeth Debicki), której zależy głównie na uwolnieniu się od męża tyrana i utrzymaniu bliskich kontaktów z synem. Coś więcej o niej? Absolutnie nie, ponieważ akcja w filmie przebiega tak dynamicznie, że zwyczajnie nie ma czasu na wykreowanie jakiegokolwiek podłoża psychologicznego. Rwący nurt fabularny porywa od razu i nie daje ani jednej okazji na, chociażby chwilowe, wynurzenie.

Tenet
W kadrze John David Washington oraz Robert Pattinson – fot. materiały prasowe / IMDb

Podczas seansu nie można oprzeć się wrażeniu, że aktorzy nie wiedzą, co powinni grać. Nic dziwnego, skoro nie mają do dyspozycji chociażby zarysu charakteru konkretnej postaci. Bardzo klarowny pomysł na swoją rolę zrealizował za to Robert Pattinson. Neil posiada jasno zdefiniowany cel, nadaje sens swojej egzystencji i jako jedyny ze wszystkich bohaterów daje widzom nadzieję na zrozumienie chociaż części zawiłości, które serwuje im Tenet. Pozostali natomiast pojawiają się i znikają, pozostawiając za sobą więcej niejasności i zagadek. Tego typu zabiegi idealnie wpasowują się co prawda w ogólną koncepcję filmu, ale mimo wszystko brakuje w nim ludzkiego pierwiastka. Człowieczeństwa w świecie, gdzie czas to pojęcie względne, a przyszłość to tylko iluzja.

Niedociągnięcia związane z charakterologią bohaterów nikną jednak na tle audiowizualnej uczty dla zmysłów. Wspaniale zrealizowany obraz idealnie współgra z elektryzującymi wibracjami ścieżki dźwiękowej Ludwiga Goranssona. W zaplanowanej przez Christophera Nolana formie nie było miejsca na chociażby najmniejsze potknięcie. Całość to kreacja doskonała, która posiada swój początek i koniec, mimo iż nie wiadomo, gdzie i kiedy miały one miejsce.

Przeczytaj również:  Nieme, a dźwięczne. Dźwięk w kinie niemym [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
Tenet
W kadrze Kenneth Branagh oraz Elizabeth Debicki – fot. materiały prasowe / IMDb

Christopher Nolan nieustannie, w praktycznie każdej swojej produkcji, wprowadza umysł widza w stan paradoksu. Z jednej strony wyraźnie sugeruje, że droga ku zrozumieniu filmu jest bardzo zawiła. Wymaga umiejętności szybkiego przetwarzania informacji i wielowątkowej ich interpretacji. Z kolei nadmierne analizowanie łatwo doprowadzi do jeszcze większej dezorientacji. Gdy aktualnie mózg przetwarza sens i logikę jednej sceny, kolejne już zdążyły się wydarzyć, wprowadzając do rozumowania kilka nowych znaków zapytania. Tenet przynajmniej, w gąszczu beznamiętnie wypowiadanych kwestii dialogowych, przemyca drobne wskazówki. Dzięki nim wiadomo między innymi, że myślenie liniowe doprowadzi do zguby, gdyż nie należy w ogóle myśleć, a czuć.

Tenet to film, któremu z pewnością można zarzucić całkiem sporo. Co jest jednak równie oczywiste? Wiele osób już teraz wie, że obejrzy najnowszą produkcję Christophera Nolana ponownie. Dzieje się tak, ponieważ Tenet to gwarancja niesamowicie satysfakcjonującego seansu – pełnego ciągłego uczucia napięcia i oczekiwania. Prowokuje do dyskusji, wymusza wręcz porównywanie go do innych produkcji traktujących o pojęciu czasu, takich jak m.in. Dark (zachęcamy do posłuchania o serialu w naszej podcastowej serii Serialawka – TUTAJ) czy Devs (kilka słów o nim znajdziecie również TUTAJ). Największą siłą kina jest inicjowanie dialogu, a tą właśnie Tenet wykorzystał skrupulatnie i przede wszystkim efektywnie. Do zobaczenia na ponownym seansie.

Ocena

7 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

„Dark”, „Dunkierka”

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.