NetflixRecenzjeSeriale

“W głębi lasu” – Kryminalne zagadki Cobena w polskich realiach [RECENZJA]

Joanna Kowalska
W głębi lasu
fot. materiały prasowe / Netflix

Powieści kryminalne cieszą się ostatnimi czasy dużą popularnością. Wśród najbardziej poczytnych pisarzy/pisarek tego gatunku znalazły się takie nazwiska jak: Jo Nesbø, Camilla Läckberg, Wojciech Chmielarz (z naszego rodzimego podwórka), a także Harlan Coben. To właśnie ten ostatni jest autorem powieści pt. „W głębi lasu”, na podstawie której powstał drugi już w polskim dorobku serial oryginalny Netflixa. Czy jest to powód do dumy? A może W głębi lasu w reżyserii Leszka Dawida i Bartosza Konopki, zasługuje na równie ambiwalentny odbiór i powieli los słynnego 1983 Agnieszki Holland?

W głębi lasu posiada pewien charakterystyczny element w swojej strukturze, który przemawia za nim niezwykle głośno. Mowa oczywiście o dwóch liniach czasowych. W traumatyczną historię widz zagłębia się dwupoziomowo. Serial przedstawia ją z perspektywy nastolatków przebywających na letnim obozie w 1994 roku. Wtedy to właśnie dochodzi do tragicznego w skutkach zajścia. Produkcja dodatkowo uzupełnia opowieść o powrót do tego zdarzenia, lecz już 25 lat później. Nie jest to jednak coś, do czego bohaterowie doprowadzili świadomie. Przeszłość zwyczajnie nie daje o sobie zapomnieć.

Prowadzenie akcji w taki sposób pozwala na powolne, ale satysfakcjonujące odkrywanie kolejnych elementów układanki. Prawda poznawana jest stopniowo, wraz z postaciami na ekranie. Dla kryminału nie jest to z pewnością nic innowacyjnego, ale wiąże się z pewnego rodzaju emocjonalnym napięciem. W głębi lasu zdecydowanie potrafi takowe zbudować, ale problem pojawia się w momencie, gdy należałoby je utrzymać. Po każdym wstrząsającym odkryciu lub dramatycznej sytuacji, serial bardzo szybko przechodzi „do porządku dziennego”. Nie pozostawia czasu na to, aby jakikolwiek wątek mógł w pełni wybrzmieć.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej

Można przypuszczać, że osadzenie części akcji aż ponad 20 lat po katastrofalnym incydencie w lesie, ma pewien wiodący cel. Dzięki takiemu zabiegowi twórcy mogą budować suspens w wolniejszym tempie. Potęgują wrażenie mroku oraz stale utrzymują poziom zaintrygowania na względnie wysokim poziomie. Niestety, jeżeli ktokolwiek postanowi wcielić się podczas seansu w rolę działającego na własną rękę detektywa, z łatwością samodzielnie dojdzie do prawdy. Zanim zobaczy ją na ekranie. Pewnych kwestii z pewnością nie można było przeskoczyć, biorąc pod uwagę książkowy pierwowzór. Nie można przy tym jednak oprzeć się wrażeniu, że na papierze fabuła nabrała odpowiedniego kształtu, podczas gdy serial nadał jej formę nieco mniej imponującą.

W głębi lasu
fot. materiały prasowe / Netflix

Czy jest to w takim razie produkcja nieudana? Absolutnie nie, ponieważ prawie wszystko, co w serialu jest dobre, na swoich barkach udźwignęła część retrospektywna. Zasługa w dużej mierze leży po stronie młodych aktorów, którzy wcielili się w nastoletnie wersje głównych postaci. Wzroku wręcz nie można oderwać od Huberta Miłkowskiego, Wiktorii Filus, czy Adama Wietrzyńskiego. Bardzo dobrze przedstawili, jak odgrywani przez nich bohaterowie rozwijali swoje charaktery i osobowości. Zmuszeni do zmiany swojego spojrzenia na świat w jednej chwili. To właśnie w scenach z przeszłości można znaleźć emocje – strach, wzburzenie, bunt, szok.

Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to zasługa wieku. Etapu w życiu, kiedy to przez młodego człowieka przemawiają głównie emocje. Trzeba jednak brać pod uwagę, że są to dzieci, które swój nastoletni okres przeżywały w latach 90. Bardzo charakterystycznych dla Polski. Przeniesienie całości fabuły na realia naszego kraju z pewnością nie było łatwe, ale pomimo tego udało się oddać wszystko, do czego niektórzy z ogromną nostalgią powracają pamięcią. Nie zabrakło czerwonej oranżady, karbowanych włosów i utworów takich jak „Twoja Anarchia” zespołu Ga-Ga/Zielone Żabki czy „Konstytucje” Lecha Janerki.

Przeczytaj również:  Wydarzyło się 11 marca [ESEJ]

W głębi lasu z pewnością nie można zarzucić braku klimatu. Buduje go również praca kamery, która to często jest niestabilna i nie pokazuje wszystkiego, co dzieje się dookoła centralnych wydarzeń. Dopasowana do tego muzyka w konkretny, ale nienachalny sposób buduje grozę. Często, gdy pewne fabularne luki skutecznie to utrudniają, potrafi przywrócić sytuacji dziejącej się na ekranie jej pierwotny, mroczy wydźwięk. W głębi lasu to produkcja udana, ale nie wolna od wad. Z pewnością jest w niej miejsce na lepsze rozwinięcie niektórych postaci, nadanie im większego wyrazu. Sama przedstawiona w niej historia zaś nie jest powiewem świeżości dla ekranizacji książkowych kryminałów, a jednak nie tworzy wrażenia powtarzalności. Śledztwo nie powinno zostać jeszcze zamknięte.

Ocena

7 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Rojst, Żmijowisko

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.