Koniec ery kin? Hybrydowa dystrybucja filmów nowym etapem wojny streamingowej


Warner Bros i AT&T przypuściło potężny atak na amerykańskie sieci kin i NATO (The National Association of Theatre Owners), organizację zrzeszającą właścicieli multipleksów). Ogłosili, że w przyszłym roku wszystkie filmy wytwórni będą miały swoje premiery zarówno w kinie, jak i w serwisie HBO Max. Hybrydowa dystrybucja treści, o której mówiło się w ostatnich miesiącach, staje się faktem. Na razie w Stanach Zjednoczonych, jednak kto wie jak rozwijać się będzie sytuacja w kolejnych miesiącach. Co to oznacza koniec ery kin? Jak odczują to widzowie?


Warner Bros podjął w ostatnich kilku dniach dwie bardzo odważne decyzje biznesowe. Przede wszystkim postanowił, że Wonder Woman 1984 będzie miała swoją premierę jednocześnie w otwartych kinach w USA oraz na platformie HBO Max. O takim rozwiązaniu spekulowano od dawna, właściwie od pierwszego kulturalnego lockdownu i zamknięcia kin. Premierę sequelu Wonder Woman przekładano wielokrotnie. Dlatego też bardziej prawdopodobne było kolejne odroczenie terminu pierwszych seansów, niż udostępnienie filmu widzom na streamingu. Powodem były oczywiście pieniądze, a konkretniej potencjalne zarobki filmu. Pierwsza część przygód o Dianie z Themysciry osiągnęła ponad 800 mln dolarów przychodu z tytułu globalnej kinowej dystrybucji. Można było mieć nadzieję, iż w „normalnych czasach” druga odsłona przygód Wonder Woman wykręci podobny wynik finansowy, a kto wie… może pokusi się o miliard dolarów przychodu.
Plany pokrzyżowała pandemia oraz zamknięcie kin. Film Patty Jenkins przekładano więc na kolejne terminy z nadzieją, iż sytuacja na świecie, związana z koronawirusowym zagrożeniem, uspokoi się na tyle, że możliwa będzie kinowa dystrybucja filmu na skalę globalną oraz że przyniesie ona chociaż częściowy zysk. Niestety, tak się nie stało. Dziś tylko najwięksi optymiści zakładają, że powrót do względnej normalności nastąpi w ciągu kilku miesięcy, a co za tym idzie, świat kultury powróci do funkcjonowania w takim zakresie, jak przed pandemią.
Wonder Woman czeka na szansę
Warner mógł przesuwać swoje filmy o kolejne sloty, tak jak robi to konkurencja. Postawił jednak na hybrydową dystrybucję Wonder Woman 1984 w czasie tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia. Dlaczego tak się stało? Można dostrzec co najmniej trzy powody takiej decyzji.


Po pierwsze film leży na półce bardzo długi czas. Zdjęcia zakończyły się 22 grudnia 2018 roku. Dokrętki zrealizowano bez pośpiechu latem 2019 roku. Reżyserka widowiska w kilku wywiadach informowała, że prace nad filmem ukończono pięć miesięcy przed pierwotną datą premiery, która była zaplanowana na 13 grudnia 2019 roku. WW84 została po raz pierwszy przesunięta, na 5 czerwca 2020 roku, aby zwolnić kinowy slot dla Jokera. Tę decyzję należy ocenić jednoznacznie pozytywnie. Film Todda Phillipsa odniósł sukces finansowy (ponad miliard dolarów przychodu, przy budżecie produkcyjnym 50-55 milionów dolarów) oraz artystyczny (zdobył wiele nagród, w tym dwa Oscary).
Pandemia koronawirusa wymusiła na Warnerze kolejne przesunięcia Wonder Woman 1984, najpierw na sierpień, potem na październik, a następnie na grudzień 2020 roku. Z perspektywy czasu można zastanawiać się, czy były to właściwe decyzje. Kolorowy blockbuster z popularną superbohaterką wydaje się być o wiele bardziej atrakcyjną propozycją dla widzów niż Tenet Christophera Nolana, który właśnie pod koniec lata miał swoją kinową premierę. Najnowsze widowisko reżysera Incepcji, Interstellar czy Mrocznego Rycerza okazało się filmem trudnym w odbiorze i zostało przyjęte z mieszanymi opiniami. Być może Wonder Woman 1984 poradziłaby sobie latem dużo lepiej niż wspomniany thriller szpiegowski Nolana. Tego już się nigdy nie dowiemy… Warner został wiec z wielokrotnie przesuwanym filmem, przedłużoną kampanią promocyjną (generujacą dodatkowe koszty) i nikłymi szansami na kasowy sukces swojej produkcji.


Po drugie, ograniczenia i restrykcje związane z pandemią będą się utrzymywać jeszcze przez kilkanaście tygodni, jak nie kilka miesięcy. Co prawda świat obiegły informacje o kilku skutecznych szczepionkach na covid-19, jednak proces ich certyfikacji jeszcze trochę potrwa. Następnie preparat należy zakupić, rozdystrybuować (w odpowiednich warunkach), a następnie przystąpić do procesu szczepienia. To wszystko będzie trwało miesiącami. Proces nabierania globalnej odporności na koronawirusa będzie wielką operacją logistyczną, którą nie da się przeprowadzić z dnia na dzień. Widać już światełko w tunelu, nadzieja na poprawę sytuacji jest coraz większa. Trzeba jednak zdawać sobie również sprawę, iż walka z covidem potrwa jeszcze długie miesiące.
Po trzecie, HBO Max ma problemy z konkurowaniem na amerykańskim rynku platform streamingowych. Netflix buduje swoje “kulturalne imperium”, a Amazon umacnia swoją pozycję na wielu rynkach (w tym na amerykańskim rynku dystrybucji treści). W tym czasie na rubieżach popkulturowej galaktyki Disney+ walczy o przedłużenie swoich szans na nawiązanie walki z konkurencją. Ruch oporu Myszki Miki oparty jest jednak głównie na starwarsowych produkcjach (The Mandalorian, The Clone Wars). Gdzie w tym wszystkim jest HBO Max? Znawcy branży wielokrotnie krytykowali politykę Warnera w tym zakresie. Zwracali uwagę, iż platforma nie ma do zaoferowania wielu ciekawych nowych treści, co może być istotną przeszkodą w rozwoju tejże. Wrzucenie Wonder Woman 1984 na HBO Max z pewnością zwiększyłoby zainteresowanie usługą.
Ostatecznie Amerykanie zobaczą Wonder Woman 1984 w otwartych kinach i na HBO Max. Już teraz można zakładać, iż produkcja nie przyniesie takiego zysku, jak przy okazji tradycyjnej dystrybucji „w normalnych czasach”. Nikt jednak nie wie, ile potrwa walka z wirusem, a także jak będzie wyglądał postpandemiczny świat kultury. Czy widzowie będą równie chętnie odwiedzać kina jak przed pandemią? A może odzwyczają się od tej formy rozrywki na dobre? Hybrydową dystrybucję Wonder Woman 1984 można było traktować jako kolejny test tego, na ile dochodowy jest ten model dystrybucji treści.
Warner idzie za ciosem
O ile decyzje związane z WW84 były odważne, ale do przewidzenia, o tyle kolejny ruch Warnera zszokował cały świat kultury. 3 grudnia wytwórnia ogłosiła, iż wszystkie zaplanowane na 2021 rok premiery odbędą się w sposób hybrydowy. Filmy będą dostępne w tym samym czasie w otwartych kinach w USA oraz na HBO Max. Wśród nich znajdą się: Dune, Matrix 4, The Suicide Squad, Godzilla vs Kong, In the Heights, Tom and Jerry czy The Conjuring: The Devil Made Me Do It. Następnego dnia HBO Max wypuściło spot, w którym potwierdziło ten brawurowy wręcz ruch biznesowy.
Decyzja Warnera będzie miała swoje daleko idące skutki na bardzo wielu płaszczyznach. Po pierwsze, amerykańscy widzowie w końcu otrzymają dostęp do filmów, na które czekali od wielu miesięcy. Prawdopodobnie wytwórnia utrzyma swój plan premier, dostarczając publice wyczekiwane obrazy. Po drugie, platforma HBO Max dostanie potężne doładowanie. Wylądują bowiem na niej produkcje o wielkich budżetach, które już mają ogromną liczbę oczekujących na seans fanów. Po trzecie, takie zagranie wytwórni pogrąża i tak już słabe sieci kin. Część widzów, nawet mając do wyboru doświadczenie kinowe lub domową rozrywkę, wybierze seans w zaciszu własnych czterech ścian. Nastąpi kolejny odpływ grupy widzów z kin, co będzie mocnym ciosem dla branży. Kto wie czy nie nokautującym – zwiastującym rychły koniec ery kin.
Celowo nie wspominam w tym momencie o pieniądzach. Aktualnie ruch Warnera wydaje się bardzo odważny, wręcz szalony. Uczciwa ocena tego posunięcia biznesowego wytwórni będzie możliwa dopiero pod koniec przyszłego roku. Wtedy właśnie poznamy konkretne liczby. Przede wszystkim dowiemy się, jakie zarobki wygenerowano realizując hybrydowy sposób dystrybucji, a także ilu subskrybentów zdobyło HBO Max. Pierwsze uczciwe prognozy będzie można stworzyć po hybrydowej premierze Wonder Woman 1984. Być może film ten skutecznie zaprosi widzów do nowego świata dystrybucji treści i przyniesie koniec ery kin tradycyjnych?


Warto zwrócić uwagę na fakt, iż Warner swoim ruchem wywarł ogromną presję na konkurencji, przede wszystkim na Disneyu i Universal. Można podejrzewać o to również AT&T, gdyż nie sposób zakładać, że telekomunikacyjny gigant, będący właścicielem wytwórni i całej firmy WarnerMedia, nie miał swojego udziału w podjęciu tej rewolucyjnej decyzji. 10 grudnia odbędzie się Investor Day w Disneyu, gdzie kwestia dalszego rozwoju firmy na płaszczyźnie dystrybucji treści będzie bardzo istotnym tematem. Być może nawet najważniejszym. Czy Disney ośmieli się podjąć podobny ruch i rozpocznie hybrydową dystrybucję swoich tytułów? Może jednak pójdzie wytyczoną już drogą, rozwijając planowo swoją platformę streamingową i odkładając premiery na kolejne terminy?
Czy to koniec ery kin?
Pod koniec 2019 roku analitycy zwracali uwagę, iż „wojny streamingowe” dopiero się rozpoczynają, a prawdziwa walka rozpocznie się na początku 2021 roku. Wtedy też wszyscy wielcy gracze wystartują ze swoją usługą i zdobędą już odpowiednią rynkową pozycję. Koronawirus spowodował, iż ta wojna stała się o wiele bardziej krwawa niż można było przypuszczać. Netflix, który miał stracić na włączeniu się nowej konkurencji do gry, osiąga historyczne szczyty popularności. Natomiast Disney+ i HBO Max walczą o przetrwanie. Obie platformy prowadzą mniej lub bardziej wiarygodną “propagandę sukcesu” i robią dobrą minę do złej gry. Jednak tak naprawdę są w trudnym położeniu. Rok 2021 będzie decydujący przede wszystkim dla nich, a nie dla Netflixa, którego “imperium” jest silne jak nigdy dotąd. Być może do tego czasu będziemy już wiedzieć, czy to faktyczny koniec ery kin tradycyjnych.