„Tenet” jednak nie dał rady? Chłodne przyjęcie letnich blockbusterów
Aby nie spisać 2020 roku na straty, wielkie wytwórnie filmowe i koncerny medialne decydują się na nowe sposoby dystrybucji swoich treści. Universal, Disney i Warner różnymi sposobami walczą o uratowanie zainwestowanych pieniędzy oraz utrzymanie swojej pozycji na rynku.
Nowi Mutanci i Tenet walczą o uwagę widza
Końcówka sezonu letniego przyniosła częściową odwilż w branży kinowej – w Stanach Zjednoczonych pracę podjęła mniej więcej połowa wszystkich kin. W większości europejskich państw kina funkcjonują od kilkunastu tygodni. Pracę wznowiły również sieci kin w Azji. Początkowo repertuar był mocno ograniczony. Multipleksy oferowały widzom „marcowe” filmy, które miały swoją premierę przed gospodarczym lock downem. Przede wszystkim Onward, a także The Invisible Man, Emma, Just Mercy, itp. Decydowały się również na wznowienie seansów wielu popularnych tytułów (w polskich kinach można było ponownie zobaczyć m.in. The Empire Strikes Back, Inception czy The Dark Knight). Repertuar uzupełniano również o krajowe produkcje. Sieci multipleksów działały w pierwszych tygodniach po ponownym otwarciu „na pół gwizdka”, a zainteresowanie kinową rozrywką było niewielkie. Przełom miał przynieść Tenet – film Christophera Nolana został wykreowany jako produkcja, która „uratuje kina”. Czy tak się rzeczywiście stało?
Jak informują portale zajmujące się analizą box office, w ciągu trzech tygodni Tenet zarobił na rynku amerykańskim zaledwie 36 mln dolarów. Można przypuszczać, że kolejne tygodnie nie przyniosą zbyt dużego zysku, a film Warnera zakończy swój kinowy run w USA z wynikiem w granicach 40-50 mln dolarów. Jest to z pewnością wynik rozczarowujący dla wytwórni. Warto jednak zauważyć, iż Tenet na rynku międzynawowym zarobił blisko 215 mln dolarów (stan na 26 września 2020 roku). Być może więc, w ostatecznym rozrachunku, końcowy przychód będzie na tyle duży, że pokryje budżet produkcyjny filmu.
W podobnym czasie do kin trafili Nowi Mutanci. Film Disneya, odziedziczony przez nich w wyniku przejęcia wytwórni 20th Century Fox, zarobił 18 mln dolarów na rynku amerykańskim oraz 17 mln dolarów na rynku międzynarodowym zaś 14 mln (stan na 26 września 2020 roku). Produkcja z uniwersum X-Men spotkała się z chłodnym przyjęciem krytyków, co niewątpliwie wpłynęło na zarobki filmu. Budżet produkcyjny Nowych Mutantów szacuje się na ok. 70 mln dolarów. Już dziś wiadomo, że nie uda się osiągnąć takich przychodów z tytułu kinowej dystrybucji.
Ryzykowny eksperyment Disneya
The New Mutants są filmem stosunkowo tanim. Choć w wyniku dokrętek, zmian w strukturze filmu oraz przedłużającej się kampanii marketingowej film ostatecznie kosztował znacznie więcej, niż pierwotnie zakładano. Co do niego jednak Disney nie miał wielkich oczekiwań. Od dawna liczono się z klęską finansową tego tytułu. O wiele większym problemem była dystrybucja Mulan. W czasach przedpandmicznych spekulowano o tym, iż film o chińskiej wojowniczce ma szanse na rozbicie banku i zarobki na poziomie ponad miliarda dolarów. Film został skonstruowany w dużo poważniejszym duchu niż oryginalna animacja, z nastawieniem na spełnienie oczekiwań chińskiej publiki. W normalnych warunkach Mulan z pewnością byłaby ogromnym hitem. Niestety, pandemia korona wirusa pokrzyżowała plany Disneya. Ostatecznie zdecydowano, iż premiera Mulan będzie miała charakter hybrydowy. Film został rozdystrybuowany do otwartych kin na całym świecie. Jednak oprócz tego klienci Disney+ otrzymali możliwość wykupienia dostępu do tego tytułu na wspomnianej platformie za 29,99 dolarów.
De facto zrezygnowanie z kinowej dystrybucji Mulan w USA i udostępnienie jej amerykańskiej publiczności na streamingu, było bardzo ciekawym, lecz ryzykownym ruchem ze strony Disneya. Trudno było oczekiwać, iż film zarobi na streamingu tyle pieniędzy na ile mógłby liczyć w przypadku kinowej dystrybucji na rynku amerykańskim. Z drugiej strony, kolejne przeniesienie premiery Mulan wiązałoby się z przeciągnięciem kosztownej kampanii marketingowej. Co więcej, takie posunięcie wiązałoby się ze zmianami w napiętym kinowym kalendarzu Disneya. Aby znaleźć dobre miejsce dla Mulan, należałoby odłożyć w czasie inne duże produkcje tej wytwórni. Taka decyzja wiązałaby się z kolejnymi utraconymi możliwościami zarobku dla firmy. Ostatecznie zdecydowano się na odważny ruch dystrybucji hybrydowej, licząc na chociaż częściowy zwrot kosztów produkcji filmu.
Czy był to ruch opłacalny? Według pierwszych nieoficjalnych danych, do 12 września dostęp do Mulan miało wykupić około 9 milionów użytkowników Disney+. To miałoby się przełożyć na 261 milionów dolarów przychodu. Niestety, kilka dni później firma która opublikowała takowe szacunki wycofała się z opublikowanych założeń. Po dokonaniu kolejnych wyliczeń szacunkowy przychód zredukowano do poziomu 60-90 mln USD. Z jednej strony, jest to wynik dużo większy niż w przypadku Tenet, z drugiej strony są to wciąż rozczarowujące liczby.
W tym tygodniu Disney ogłosił, iż największe filmowe produkcje tej wytwórni zostaną odłożone w czasie. Black Widow znowu mocno ucierpiała – jej premiera została przesunięta z listopada 2020 roku na maj 2021 roku. Na Eternals poczekamy do listopada 2021 roku. Nowe daty premier otrzymały m.in. Death on the Nile oraz West Side Story. Ruch firmy spod znaku Myszki Miki z punktu biznesowego jest w pełni zrozumiały – są to filmy zbyt drogie w produkcji, aby wypuścić je w tym momencie do kin. Z drugiej strony, brak blockbusterów w mulipleksach znacząco odbije się na sieciach kin. Im dłużej wielkie wytwórnie będą zwlekać z premierami swoich największych produkcji, tym sytuacja branży będzie coraz gorsza.
Popkulturowy eskapista. Miłośnik blockbusterowego kina (najlepiej z komiksowymi superbohaterami). Poza Parkiem Rozrywki im. Martina Scorsese pasjonuje się box officem i śledzeniem wojny streamingowej między platformami. Wielki fan Brie Larson i twórczości Christophera Nolana.