PublicystykaZestawienia

Obrazy, które chciałbym zobaczyć w filmach [ZESTAWIENIE]

Marcin Kempisty
David Hockney Portrait of an artist
"Portret artysty" Davida Hockneya

Kino żywi się obrazami. Wprawdzie najczęściej jako widzowie skupiamy się na słowach, ale to pojedyncze kompozycje kadrów najdłużej pozostają w pamięci. Symetria, kolory, nastrój – istnieje wiele elementów, które potrafią wydusić łzy, wcisnąć w fotel z przerażenia, albo po prostu być pożywką dla naszych wiecznie nienasyconych estetycznych gustów.

Twórcy uwielbiają cytować obrazy w filmach. Pozwala im to poszerzyć pole interpretacyjne, ale przede wszystkim pomaga w udowodnieniu operatorskiego kunsztu. Odpowiednie ustawienie postaci, rekwizytów i światła wymaga niezwykłego wyczucia barwy i przestrzeni, ale efekty są piorunujące. Oglądanie ożywionych dzieł malarskich na wielkim ekranie gwarantuje wspaniałe doznania.

Z tego też względu prezentuję zabawę polegającą na oferowaniu kolejnych grafik, które z różnych względów mogłyby być wykorzystane w filmach. Nie zawsze będzie chodziło o dokładne przeniesienie wszystkich szczegółów na taśmę filmową. Czasami będzie liczył się klimat, a chwilami też jeden drobny element, przy pomocy którego można byłoby stworzyć celną paralelę. 

1. Albrecht Altdorfer – Bitwa Aleksandra

Albrecht Altdorfer Bitwa Aleksandra

Uwielbiamy oglądać wielkie bitwy w filmach, o czym reżyserzy doskonale wiedzą. Niektórzy ze scen batalistycznych zrobili swego rodzaju fetysz, gdy nagle się okazywało, że w Hobbicie: Bitwie pięciu armii batalia trwa prawie 2,5 godziny. Ale nawet, gdy są pokazywane raptem przez kilka minut, to i tak od ich realizacji często zależy sukces całego przedsięwzięcia. Artyści prześcigają się zatem w doskonaleniu bitewnych widowisk, najczęściej przy pomocy coraz to lepszych efektów specjalnych, ale także dzięki ciekawemu prowadzeniu kamery, czego “bitwa bękartów” z Gry o tron jest najlepszym przykładem.

Działania wojenne są najczęściej wynikiem wcześniej podejmowanych przez bohaterów deyczji, ale nie niosą ze sobą dodatkowej wartości interpretacyjnej. Widzowie z zapartym tchem śledzą, kto przeżyje, a kto polegnie, ale oprócz tego twórcy nie mają więcej do zaoferowania. 

Tymczasem wykorzystanie kompozycji zaproponowanej przez Altdorfera byłoby przeniesieniem sceny bitewnej na zupełnie inny poziom. Wprawdzie bohaterowie bardzo często wspominają, że wojna nie ma sensu i prowadzi tylko do zniszczenia, ale jednak same obrazy strzelanin, bijatyk i bombardowań są na swój sposób fetyszyzowane. Natomiast malarz proponuje inną optykę. Na dole obrazu pieczołowicie kreśli malutkie ludziki, można nawet policzyć ich główki, ale ich działania nie mają większego znaczenia. To jedynie mrówki bijące się o nic nieznaczącą połać ziemi, podczas gdy to w niebie toczy się najwspanialsze ze wszystkich widowisk. 

Na mniejszą skalę podobny zabieg wykorzystał przez chwilę Akira Kurosawa w końcówce Ran, ale tu trzeba by było odwagi, by w pełni zacytować obraz Altdorfera. Nie chodzi nawet o barwę nieba, tak wspaniale niebieskiego, oświetlonego boskim słońcem. Skoro bowiem producenci wydają miliony na efektowne sceny bitewne, to nikt by nie chciał ich pokazywać z dużego dystansu, by niewiele było widać. A to właśnie ta perspektywa sprawia, że o bezsensie wojny nie trzeba już mówić. Wszystko jest w obrazie Bitwa Aleksandra wyłożone jednoznacznie – ludzie się mordują, podniecają swoimi śmiesznymi sprawami, a czas płynie spokojnie, niewzruszony mrówczą zawieruchą.

2. Maxfield Parrish – Contentment

Maxfield Parrish Contentment

Niektóre reprodukcje tego obrazu, jakie odnajdziecie w internecie, mają odrobinę inną kolorystykę. Niestety, brak możliwości zapoznania się na żywo z tym dziełem utrudnia sprawę, dlatego wybór akurat tej wersji niesie ze sobą element ryzyka, bo nie wiem, czy tak właśnie wygląda oryginał. Musiałem jednak wybrać akurat tę wersję, bo w niej wykorzystany przez Parrisha fiolet jest cudowny i żywcem przypomina barwę okładki płyty Hounds of Love autorstwa Kate Bush.

Rzeczywiście, podczas oglądania Contentment najlepiej słuchać w tle piosenki Running Up That Hill z jej wkręcającą perkusją i eterycznym głosem wokalistki. Odrzućmy na chwilę warstwę symboliczną obrazu, nie ma ona większego znaczenia. Przypatrzmy się rozmarzonym twarzom dwóch kobiet. Rozmawiają, śmieją się, niczego więcej im nie potrzeba. Sekundy przestały mijać jedna po drugiej, ziarenka piasku zrezygnowały z ustawicznego przesypywania się w rytm jakichś odwiecznych reguł. Widzimy tylko magiczne góry tonące w purpurowej poświacie, doświadczamy świata pełnego delikatnej melancholii. Bohaterki są tylko dla siebie, nie można im przeszkadzać, można tylko po cichu podglądać, jak noga jednej z kobiet swobodnie zwisa ze skały, pewnie delikatnie bujając się z prawej strony do lewej, niczym wahadło czasu, którego przecież tutaj nie ma.

Czy tak właśnie wygląda tęsknota za utopią i potrzeba ucieczki przed zmechanizowaną, cyfrową rzeczywistością? Jeżeli tak, to w filmie powinna ona przybrać kształt obrazu Parrisha. Potrzebujemy w kinie więcej subtelności, zamiast ustawicznego zalewania widzów potokiem monologów pełnych truizmów. Niech fioletowa barwa tego świata opowiada swoją historię małżeństwa radości i smutku, spokoju i pustki, idylli i oczekiwania na koniec. Przecież Et in Arcadia Ego.

3. Caravaggio – Niewierny Tomasz

Caravaggio Niewierny Tomasz

Rzadko kiedy mamy możliwość obejrzeć interesujące kino o tematyce religijnej, w którym nie dochodziłoby do prostackiego ataku na wiarę, a z drugiej strony nie byłoby cukierkowej wizji wyidealizowanych postaci, których każdy krok świadczy o niewzruszonej ufności w Boga. Filmy o katolicyzmie są najczęściej robione albo na kolanach, albo z prawdziwą pogardą wobec tematu.

Tymczasem Caravaggio przedstawia trzecią drogę. Prezentuje mężczyznę, który ze szczerego serca chce uwierzyć w zmartwychwstanie Jezusa. Jest ciekawy tego, co się wokół niego dzieje, nie zamyka się całkowicie na metafizyczne cuda. Szkopuł tkwi w szczególe – dopóki tego nie doświadczy sensualnie, to nie uwierzy. Musi zobaczyć, dotknąć, powąchać. Musi wsadzić swojego grubego palucha w ranę, poczuć ciepło ludzkiego mięsa.

Ta scena jest wprost fenomenalna, ludzka jak to tylko możliwe. Opowiada o głodzie wiary, ale też ludzkiej ułomności w obliczu spraw ponadnaturalnych, wymykających się rozumowemu pojmowaniu rzeczywistości. Malarz śmieje się z naszego prostactwa, ale też nie odbiera nam racji – w końcu jak można uwierzyć facetowi, który daje się ukrzyżować za wszystkich? Paluch Tomasza jest sam w sobie cytatem z palców Adama i Boga prawie że stykających się na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej. Tam jest kontakt Absolutu z Pierwszym Człowiekiem, chwila triumfu naszego gatunku. Tutaj u Caravaggia też mógłby być uchwycony moment zwycięstwa życia nad śmiercią, gdyby mężczyzna nie musiał tego namacalnie zweryfikować. Tomasz nie uwierzył na słowo, musiał krzyknąć “sprawdzam” w decydującym momencie.

Na swój sposób bluźniercza scena, ale jak bardzo prawdziwa. Takich paluchów potrzebuje kino.

4. Tishk Barzanji – Intruiging

Tishk Barzanji Intriguing

Gdyby taka scena pojawiła się w filmie, to obowiązkowo w tle musiałaby płynąć piosenka I’ve Seen That Face Before autorstwa Grace Jones. Wyobraźcie sobie to ujęcie, gdy jeszcze nie wiadomo, co się wydarzyło, karty nie zostały wyłożone na stół, a i tak na skórze czuć tę kroplę tajemnicy, erotycznego napięcia i z trudem skrywanej niechęci między dwoma postaciami.

Grafika pochodzącego z Kurdystanu artysty ma w sobie to, co najbardziej lubię w kinie. Barzanji znakomicie rozplanował przestrzeń, stwarzając taki układ, by od razu z samej mowy ciał było wiadomo, kto tu rządzi, kto bardziej cierpi, kto posiada ostatnie zdanie. Mężczyzna czeka na wyrok, gdy kobieta swobodnie rozkoszuje się chwilą, siedząc w wygodnym fotelu. Panuje cisza, której nie przerywa nawet przemykający pies. 

Jak tu wszystko jest fantastycznie zaprojektowane – na dole ilustracji kobieta, na górze żyrandol, po prawej stronie mężczyzna, zaś po lewej lampa. W samym centrum tego czworokąta stoi pusta sofa. Może na niej zaraz wylądują kochankowie? Albo może trzymana przez bohaterkę w lewej ręce szklanka poleci w stronę okna. Barzanji trzyma w napięciu i daje gotowy przepis na niezwykle emocjonalną scenę.

5. Henri de Toulouse-Lautrec – La Danse au Moulin-Rouge

Henri de Toulouse-Lautrec La Dance au Moulin-Rouge

Mam słabość do tego nieszczęśnika. Pochodzący z arystokratycznego, wielowiekowego rodu artysta został “zakałą” rodziny, gdy okazało się, że ma problem ze zdrowiem. Ledwie chodził, popadł w alkoholizm, a do tego energicznie pracował nad pozostawieniem po sobie prac, które zostałyby docenione przez odbiorców.

Jego idee fixe było ukazanie potęgi ruchu. O tym jest właśnie La Danse au Moulin-Rouge: na środku ekstatycznie tańczy kobieta niedbająca o to, co “towarzystwo” pomyśli na jej temat. Odznacza się ekspresją, swawolą, dosłownie podbija kolejne skrawki wolnej przestrzeni na parkiecie, byle tylko dać upust swoim emocjom. 

Widzę taką scenę w filmie, gdy kamera z perspektywy Lautreca, niemogącego przecież uczestniczyć w tańcach, zazdrośnie przygląda się zdrowym, bawiącym się ciałom. Bohater sączy absynt z kieliszka, a przed nim wiruje rzeczywistość. Chciałby też przeżyć chociaż raz podobną przygodę, ale wie, że nigdy mu to nie będzie dane. Pozostało mu tylko bierne przyglądanie się tancerzom, no i oczywiście wezwanie barmana, by podarował mu kolejny łyk zapomnienia.

6. David Hockney – Portrait on an Artist (Pool with Two Figures)

David Hockney Portrait of an artist

Tak, to ten obraz, którego odrobinę zmieniona wersja wisi w gabinecie BoJacka Horsemana. Nie chodzi jednak o nawiązanie do Netfliksowej animacji, lecz o podwojonego bohatera. Rzadko kiedy podobny zabieg stosują filmowcy. Mimo rozwijającej się techniki, nie wykorzystują aktorów do grania wielu ról w jednej produkcji. Ostatnimi czasy przed podobnymi wyzwaniami stanęli Tom Hardy, James Franco, a na naszym podwórku oczywiście Cezary Żak, niemniej jednak brakuje mi ujęć, w których bohaterowie mogliby przyglądać się swoim działaniom z boku.

Tymczasem obraz Hockneya pokazuje, jak można stworzyć podobną scenę. Gdy jeden pływa w wodzie rozświetlonej promieniami słonecznymi, drugi patrzy na roznegliżowanego siebie, by zrozumieć, kim jest, do czego dąży i ile jest w stanie poświęcić dla zrealizowania celu. Na twarzy ubranego można chyba dostrzec niechęć do podglądanego osobnika. Dwie natury biją się o prymat w ciele tego samego człowieka. Rozebrany w końcu porzucił kostium konwenansów, podczas gdy jego antagonista nadal tkwi w stroju z epoki, zapewne odgórnie narzuconym.

Hockneyowe ujęcie pomogłoby w uchwyceniu wewnętrznej batalii toczącej się w duszach wielu ludzi. Artyście udało się złapać chwilę tuż przed katastrofą, gdy jedna część osobowości poznała tajemnice drugiej strony i szykuje się do zadania ostatecznego ciosu.

7. Piero di Cosimo – Śmierć Prokris

Piero di Cosimo Śmierć Prokris

Zazdrosna Prokris umarła z rąk swojego kochanka. Tyle razy była przez niego boleśnie doświadczona, że ponownie chciała sprawdzić, czy jej luby uciekł w ramiona Jutrzenki. A że (w tej wersji) faun nie wiedział o podchodach konkubiny, to w trakcie polowania przez przypadek wycelował w Prokris swoją niezawodną bronią, co skończyło się tragedią.

Znaczną część obrazu zajmują zwłoki ofiary, po lewej stronie znajduje się jej partner zdewastowany tym, czego chwilę wcześniej dokonał. Już nie będzie miłości, już nie będzie szczęścia. Już wystarczająco dużo pobawił się w swoim życiu, bezceremonialnie szukając kolejnych atrakcji, więc los ukarał go w bezwzględny sposób.

Prawdziwym bohaterem tego obrazu jest oczywiście pies. Na jego pysku nic się nie ukryje, tam nic nie może być wystudiowane. Przenieśmy go do dowolnej sceny, gdy jeden z bohaterów umiera. Aktorzy potrafią często przesadnie odegrać tragizm, z kolei u naturszczyków też istnieje kłopot, jak tak silne emocje oddać bez odrobiny fałszu. Kto w danym momencie nie doświadcza tak skrajnego uczucia, temu trudno będzie przedstawić w filmie, co może czuć żałobnik. 

Z kolei pies nie będzie fałszywy, nie sprawi, że widzowie zaczną powątpiewać w szczerość postaci występujących na ekranie. Na obliczu zwierzęcia objawi się cała prawda na temat praw natury. Jedni umierają, by drudzy mogli się temu przyglądać i czekać na swoją kolej. Nie pozostaje nic innego, jak milczenie wobec wyroków losu, bo nie ma wyższej instancji od tych decyzji. 

Obecność tego psa sprawia, że obraz naprawdę dostarcza potężną dawkę smutku. Gdyby w filmie jeszcze nie było spreparowanego zwierzaka przy pomocy CGI, to efekt zostałby osiągnięty, a widzowie utonęliby we łzach. 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.