FelietonyPublicystyka

Pięć etapów żałoby po finale “Good Place”, czyli ostatnie pożegnanie

Ludwika Sieczkowska
"Dobre miejsce", mat. promocyjne

Rozstanie z naszymi ulubionymi serialami jest często bolesne i pozostawia nas w pewnym rodzaju żałoby. Często spędzamy miesiące czekając na nowe sezony, co tydzień siadamy przed ekranem, czasem oglądamy cały wielosezonowy program w kilka dni – ale zawsze to ten ostatni odcinek zostanie przez nas najlepiej zapamiętany, jest on naszym ostatnim pożegnaniem z bohaterami (o ile oczywiście serial nie zostanie wskrzeszony za jakieś 10-20 lat, dając ponownie dając szansę naszemu wścibskiemu oku aby zajrzeć do życia naszych ulubionych postaci).

The Good Place mogę z łatwością zaliczyć do jednych z moich ulubionych seriali telewizyjnych ubiegłej dekady. Od pierwszego odcinka do ostatniego rozbawiał mnie do łez w tym samym czasie co starał się rozwiązać moralne zagwozdki życia codziennego. Mike Schur (twórca The Good Place, Parks and Recreations oraz Brooklyn Nine-Nine) traktuje widza jak równego sobie, tłumaczy mu filozofie nie ubliżając niczyjej inteligencji.  Moje pożegnanie z The Good Place niestety, ale przypominało ostatnie pożegnanie ze dobrym znajomym który wybiera się na jedną z tych podróży z których już nigdy nie powróci.

Nie będę nawet ukrywać że przeszłam przez znane pięć etapów żałoby. Byłam zła, byłam załamana, ale pod koniec doszłam do swego rodzaju spokoju i akceptacji.

1. Zaprzeczenie.

Do końca nie mogłam uwierzyć, że tak dobry serial będzie miał tylko 4 sezony. (to tylko 50 odcinków). I mimo tego, że wiedziałam, iż to twórcy zdecydowali się na zakończenie serialu, to Po obejrzeniu kilku wywiadów z Kristen Bell i Tedem Dansonem niestety, ale się musiałam z nimi zgodzić – The Good Place jest o wiele krótsze niż byśmy chcieli. Marzymy o kolejnym sezonie, o jeszcze jednej roku, ale jak życie, program trwa odrobinę za krótko. Pozostawiając nas z wiecznym niedosytem.

Kadr z “The Good Place”

2. Gniew.

Na początku wydawało mi się że twórcy zmarnowali pierwszą połowę sezonu na wątki nowych postaci, które wcale nas nie tak bardzo interesowały, ale teraz jak o tym myślę że decyzja żeby pokazać ten pierwszy sezon z perspektywy nie tych testowanych, a testujących była dobra. Nie tylko zobaczyliśmy nasze ulubione postacie w zupełnej roli, ale był to odświeżony powrót do domu, do pierwszego sezonu. Widzieliśmy stary dobry plac, starą uwielbianą lodziarnię z mrożonym jogurtem.

Kadr z “The Good Place”

3. Targowanie.

Jeżeli wysłałam maila do stacji NBC, w którym zaproponowałam, że sprzedam im moją duszę w zamian za kolejny sezon, to ta sprawa zostaję miedzy mną, a producentami z Rockefeller Plazy. Ale w sumie to ta próba targowania była przegrana od początku, bo moje serce (i dusza) należało do tego serialu od momentu, w którym obejrzałam pierwszy odcinek. Serial nie tylko pod względem fabuły mnie uwiódł, ale też swoją jasną kolorystyką, pięknymi pomieszczeniami i ciekawymi postaciami, które są pełne wad, ale i życzę im jak najlepiej.

Kadr z “The Good Place”

4. Smutek

Pierwsza połowa finałowego sezonu mogła by trwać przez jeszcze przynajmniej kilka odcinków. BA! Gdyby chcieli to mogliby zrobić pewnie z dwa sezony o różnych próbach eksperymentu, ale jednak tak się nie stało. Losy nowych postaci zostały zakończone, tak samo szybko jak przedstawione. Od odcinka ósmego The Funeral to End All Funerals czuć, że każda interakcja bohaterów jest smutna i jest końcowym etapem naszej znajomości.

Kadr z “The Good Place”

5. Akceptacja

Twórcy serialu w końcowym odcinku postanowili odbyć ostatnią lekcję filozofii ze swoimi widzami, tym razem traktowała ona o przemijaniu życia, o odejściu najbliższych nam ludzi… Kiedy postacie żegnają się ze sobą, żegnają się też z widzami.

Serial od początku pierwszego odcinka wiedział gdzie zmierza, mamy przecież piękną klamrę kompozycyjną, w której każda z postaci na końcu staje się tym, kim była w pierwszy odcinku. Opuszczają zaświaty w roli, jaką grali na początku swojego pośmiertnego życia: Chidi jest dzielnym profesorem filzofii, Tahani celebrytką ze złotym sercem, która pomaga innym, Jason cichym mnichem, a Eleanor Shellstrop dobrą osobą, która ocaliła ludzkość.

Kadr z “The Good Place”

Losy architekta (tym razem prawdziwego) dobrego miejsca, Micheala, są opowieścią o marzycielu, który udowodnił, że nigdy nie jest za późno, by się zmienić lub aby zrobić coś co zawsze chcieliśmy zrobić (niezależnie, czy jest to nauka gry na gitarze, czy doświadczenie ludzkiego życia po mileniach bycia demonem). Gdy nasi główni bohaterowie decydują się, żeby na zawsze odejść w nieznane, nasza biedna wszechwiedząca Janet pozostaje sama. Jednak i dla niej jest nadzieja. Janet jest najbardziej rozwiniętą istotą (nie-robotem, nie-dziewczyną) we wszechświecie i przeżywa czas inaczej. Żyje w teraźniejszości i przeszłości jednocześnie, dzięki temu wie, że nigdy nie zapomni swoich przyjaciół ponieważ zawsze cześć niej będzie z nimi.

Jednym z głównych celów serialu The Good Place było udowodnienie tego, że ludzie nie są źli, nie są też dobrzy. Są ludzcy, popełniają błędy, na które często nie mają nawet wpływu.
Dobro nigdy nie ginie, jeden dobry uczynek rodzi następny.

Jeżeli serial The Good Place ma nam dać instrukcje dostania się do dobrego miejsca po śmierci, to zdecydowanie jest to przesłanie: “bądź dobry”. Dla siebie i dla innych.

Chidi pożegnał się z Eleanor opowiadając jej historie o tym, co według buddystów dzieje się na samym końcu – wszystko niczym fala powraca do oceanu.

Słowa jakimi powitał nas pierwszy odcinek, są też słowami, które możemy się też z nim pożegnać.  “Everything is fine”.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.