FestiwalePIĘĆ SMAKÓWPięć Smaków 2023Recenzje

Braci się nie traci, czyli recenzja filmu „Bracia”

Jakub Nowociński
fot. „Bracia” / mat. prasowe Pięć Smakó

Oczyszczanie jajem to metoda od lat praktykowana przez wiejskie szeptuchy czy zielarki. Funkcjonuje także jako forma medycyny ludowej w Ameryce Łacińskiej. Odczarowuje klątwę, usuwa blokadę energetyczną, pozbywa złych wibracji. Malezyjscy bracia, główni bohaterowie filmu Lay Jin Onga, również pielęgnują „jajeczny” zwyczaj, gdy przed jedzeniem wzajemnie rozbijają jajka na swoich czołach. Co prawda, nie zdejmują tym żadnego uroku, lecz w tym braterskim nawyku kryje się coś równie magicznego – dogłębna intymność, którą cechuje się ich relacja. 

Atmosferę upalnego Kuala Lumpur odczuwamy niemal fizycznie. Stolica Malezji tętni życiem i kolorami ulicznych świateł, w jej powietrzu unosi się duszący zapach spalin. Targowisko przypomina nieokiełznaną dżunglę, której rytm dnia pędzi na łeb na szyję, a zawieszone nad straganami płachty materiału malują ciała bohaterów na odcienie żółci i czerwieni. Po ich czołach i klatkach piersiowych spływają niezliczone krople potu, a widz ma ochotę chwycić za chusteczkę, by się z niego otrzeć. Na jednym z takich targów w Pudu Pasar, jednej z najuboższych dzielnic wielomilionowej metropolii, pracuje Abang, młodszy z braci. Sunie przyciasnymi, ruchliwymi uliczkami ze zwierzyną, którą wcześniej zabił, oskubał i wypatroszył. Mimo chęci wyrobienia dowodu, bracia nie figurują w żadnym systemowym rejestrze, przez co nie jest im dane podjąć się legalnej pracy. 

fot. „Bracia” / mat. prasowe Pięć Smaków

W tym chaotycznym świecie Abangowi udaje się odnaleźć ład i porządek. Gdy hałas staje się przytłaczający wyjmuje z ucha aparat słuchowy; to również szalenie przydatny sposób na ignorowanie osób, których nie chce dłużej słuchać. Niesłyszący mężczyzna wprowadza ułamek harmonii do życia swojego brata, którego wskazówka moralnego kompasu miota się w niekontrolowany sposób. Niemal każdego wieczoru Adi wraca do domu, do w pół przygaszonego kuchennego światła, by zastać na stole starannie przygotowaną miskę z jajem. Od kilku dni ma na sobie ten sam czerwony t-shirt. Gdy po raz kolejny w identyczny sposób rozłupuje jajko o czoło, ukazana jest nam repetytywność życia w ubóstwie.

Zaczynając seans, wiedziałem o Braciach bardzo niewiele. Po pierwszej scenie pomyślałem, że będę miał do czynienia z dwoma godzinami sensacyjnego kina akcji. Adi, zajmujący się drobnymi oszustwami, wraz z kilkunastoma innymi mężczyznami ucieka przed policją długimi korytarzami gigantycznego, opuszczonego budynku. Pościg jest niezwykle dynamicznie zmontowany, a kończy się pojmaniem rzezimieszków oraz niespodziewaną tragedią. Scena ta jest jedynie zmyłką. Prędko okazuje się, że podstawą filmu będzie relacja dwójki braci, a bieg wydarzeń napędza głównie jej dynamika. Jest to bowiem więź braterska z kategorii tych najcnotliwszych. Adi i Abang są wobec siebie absolutnie bezbronni i ludzcy ze wszystkimi wzlotami i upadkami swojego jestestwa. 

Na urodzinach swojej opiekunki z dzieciństwa, Money, bracia tańczą w parze na środku salonu. Przytulają się do siebie, okraszeni czerwonym światłem, gdy w tle leci spokojny utwór. To intymność, którą widzimy niezwykle rzadko – dwóch heteronormatywnych mężczyzn, nie czujących żadnego zakłopotania, związanego ze swoją czułością. W innej scenie, w braterskich przepychankach ich ciała splatają się ze sobą w skomplikowanych kształtach, a nam wydaje się, że dorośli mężczyźni na chwilę zapominają o wszystkich problemach i przemieniają się w beztroskich chłopców. Wcielający się w główne postacie Kang Ren Wu (Abang) i Jack Tan (Adi) doskonale ukazują delikatność tych uczuć. Portretują bohaterów skrajnie różnych, odnajdujących pod wspólnym dachem bliskość, której nie doświadczyli w życiu od nikogo innego. Istotnym elementem filmu jest ich próba zbudowania relacji miłosnych: Abang jest zauroczony w sąsiadce, choć jej rodzina planuje wyprowadzkę z Kuara Lumpur, natomiast Adi składa niespodziewaną propozycję kobiecie, której zdaje się świadczyć usługi sexworkerskie. 

fot. „Bracia” / mat. prasowe Pięć Smaków

Dokładnie w połowie seansu dochodzi do punktu zwrotnego akcji, który zmienia nie tylko życia bohaterów, lecz atmosferę filmu. Druga część Braci namalowana jest w innych barwach niż pierwsza; kolory stają się bardziej wyblakłe, praca kamery mniej dynamiczna, a ulice metropolii zdają się spowalniać wraz z fabułą. Na kolejną godzinę Lay Jin Ong zabiera nas w bardziej kameralną, dramatyczną podróż, nieraz zmuszającą nas do wzruszeń i skrupulatnie wskazującą, w których momentach powinniśmy chwycić po paczkę chusteczek. I choć w kolejnych scenach Ren Wu może wspiąć się na wyżyny aktorstwa, a praca operatorska w dalszym ciągu zachwyca, zdecydowanie bardziej wolałem Braci, zanim wpadli w ckliwe, łzawe tony.

To niezwykle poruszający film, opowiadający o osobach poddanych marginalizacji społecznej: wykluczonych przez system, niepełnosprawnych, transpłciowych, porzuconych przez rodziców oraz urodzonych w ubóstwie. Nigdy nie dowiadujemy się, skąd pochodzą główni bohaterowie; reżyser nie zabiera nas w retrospekcje do ich dzieciństwa. W tej historii nie jest to istotne. Abang i Adi są ludźmi, dla których stolica Malezji staje się miejscem do walki o przetrwanie, a swoje wojenki toczą w zupełnie odmienny sposób. Puenta jest taka, że nieważne, który ze sposobów wybierzesz, z marazmu pozwala wyzwolić jedynie braterska miłość. I jajko rozbite na czole brata.

Ocena

7.5 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.