FilmyRecenzjeStreaming

Checked! TOP10 Netflixa – “Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa”

Mikołaj Krebs
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa
fot. Kadr z filmu "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa"

Polskie blockbustery to nadal raczkujący temat. Powoli wymyka się spod komedii romantycznych i Patryka Vegi, przybierając formę takich filmów, jakim jest właśnie Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa. To bardzo odświeżające zobaczyć taką formę na ekranie. Co prawda moje ostatnie starcie z Maciejem Kawulskim przy Underdogu nie zakończyło się dobrze ani dla mnie, ani dla niego, ale nie oznacza to, że nie powinien dostać drugiej szansy. W końcu to tylko reżyser, a nie zimnokrwisty gangster.

Podtytuł „historia prawdziwa” to kłamstwo. Dobrze, jeśli ustalimy to na samym początku. To historia półprawdziwa, pełna niedopowiedzeń, lub teorii, które może i mają jakieś podparcie w rzeczywistości, ale nadal są tylko domysłami. Chociaż muszę przyznać, że prawdy i tak tutaj jest sporo, a nawet więcej, niż wydaje się zaraz po obejrzeniu filmu. Idźmy jednak po kolei.

Głównym (anty)bohaterem i jednocześnie narratorem opowieści jest… no, bohater. To nie jest jego pseudonim – po prostu nigdy nie dowiadujemy się jaka jest jego ksywa, ani jak ma na imię. Nie jest to konieczne, gdyż film robi wyśmienitą robotę w tworzeniu jego sylwetki psychologicznej. Nie potrzeba nam wiele, żeby jasno określić jego moralność, cele, ideały, marzenia. To skurwysyn, ale taki, który nie morduje dzieci i zabrania tego swoim ludziom. Wybielony obraz mafioza, do którego możemy poczuć sympatię. Dla ułatwienia, na potrzeby tej recenzji nazwę go Wódz.

W odniesieniu do prawdziwego świata nie jest żadną konkretną osobą. To zresztą cecha, którą dzielą ze sobą wszyscy przedstawieni na ekranie bohaterzy. Jest zlepkiem różnych osobistości, które pojawiły się w przestępczym półświatku. Nawiązuje głównie do grupy mokotowskiej, żoliborskiej i im podobnym.

Przeczytaj również:  „Fallout”, czyli fabuła nigdy się nie zmienia [RECENZJA]
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa
fot. Kadr z filmu “Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa”

Odniesień do polskich grup przestępczych jest tutaj oczywiście więcej, ale z imienia wymienia się jedynie mafię pruszkowską i Jarosława „Masę” Sokołowskiego. W tym miejscu chcę przypomnieć, że jest on gangsterem, który zniszczył ludzkie życia, a nie autorytetem. Reszty albo trzeba się domyślić, albo poszperać w dostępnych źródłach.

Fabuła śledzi tutaj losy polskiego półświatka w okresie transformacji, zaczynając w latach 80. i kończąc gdzieś w początkowym okresie XXI wieku. Choć z jednej strony jesteśmy przyklejeni do perspektywy narratora, to z drugiej wie on o wiele więcej, niż powinien. W kontekście opisywanych wydarzeń na pewno jest to plusem.
To tyle z historii prawdziwej.

Wódz ma bardzo przyjemną cechę, a mianowicie dysponuje głosem Marcina Kowalczyka. To bardzo ważne z dwóch powodów. Pierwszy to fakt, że narracja nie ustępuje aż do samej końcówki filmu. Drugi – nadrabia to, co aktor gubi w swojej ekspresji i mimice. Nie jest to wybitny aktorski występ, co rzuca się w oczy szczególnie wtedy, kiedy Wodza otaczają inne postacie. Głównie mam tu na myśli Waldena – młodego i niepokornego podwładnego, ale także przyjaciela. W tę rolę wciela się Tomasz Włosok, który jest moim ulubionym aktorem nowego pokolenia, od kiedy tylko zobaczyłem go w 1983. Tutaj perfekcyjnie oddaje wybuchowość i podwórkowy styl bycia Waldena, a jednocześnie błyszczy w bardziej subtelnych, dramatycznych scenach.

Jeśli miałbym jednym zdaniem opisać moje wrażenia po Jak zostałem gangsterem, powiedziałbym, że to „Patryk Vega, ale zrobiony dobrze”. Ewentualnie “Władysław Pasikowski, ale mniej doświadczony”. Dla niektórych może to nie jest wysoka poprzeczka, a części z was ocenianie ich pracy przez pryzmat cudzych kinematografii wyda się ujmujące, więc nieco rozbuduję tę myśl.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką – „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, czyli prawdziwa szkoła uczuć
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa
fot. Kadr z filmu “Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa”

Jest tutaj dużo przekleństw, przemocy i nagości. Nie ma scen bez kontekstu, ekranizujących stare żarty. Nie pojawiają się również bezużyteczne postacie, które służą humorowi opartemu na prymitywnych dowcipach. Taka żartobliwość, nawet jeśli się przejawia, nie irytuje aż tak bardzo, ponieważ jest dostatecznie stonowana. To w pewnym sensie większa dojrzałość niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w polskim kinie.

Dużo jednak do perfekcji brakuje. Kawulski jest reżyserem, który kopiuje swoją pracę domową od kolegów zza oceanu. Czasem wyjdzie to lepiej, czasem gorzej, lecz ani przez chwilę nie czuć w tym żadnej inwencji twórczej. To taki typ kina, który widzieliśmy już setki razy, tylko niekoniecznie w Polsce.  Ogląda się to bardzo przyjemnie, a technicznie wygląda to o wiele lepiej niż debiut reżysera. Chociaż chciałbym, żeby powstrzymał swoją miłość do nadmiernego używania slow motion.

Swoje uwielbienie względem historii, które opowiada, niech zatrzyma. W Jak zostałem gangsterem czuć autentyczną ekscytację wydarzeniami, które są poruszane. W normalnym amerykańskim wydaniu taka forma na pewno byłaby dla mnie bardzo nudna. Po przełożeniu tego na nasze realia czułem jednak niesamowitą frajdę podczas oglądania. Dla nas, Polaków, to powiew świeżości, których jest bardzo mało, a zdecydowanie potrzebujemy ich więcej.

 

Ocena

6.5 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

filmy Pasikowskiego

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.