Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2020FestiwaleFilmyPublicystykaRecenzje

“Ciężki dzień”, czyli gdy gorzej być nie może… [RECENZJA]

Bartłomiej Rusek
"Ciężki dzień", mat. promocyjne

Nie znam żadnej osoby, której nigdy nie przytrafił się ciężki dzień. Zarówno taki, po którym nie ma się sił na wykonanie jakiejkolwiek czynności, jak i taki, który męczy psychicznie i sprawia, że chcemy o nim jak najszybciej zapomnieć. Oba te przykłady są jednak niczym w porównaniu do przeżyć głównego bohatera Ciężkiego Dnia, którym jest Gun-soo – detektyw wydziału zabójstw koreańskiej policji.

W rolę naszego protagonisty wciela się Lee Sun-kyun, który szerszej publice dał się poznać z roli w oscarowym Parasite. Recenzowany przeze mnie film Kima Seong-huna ukazał się jednak kilka lat przed wspomnianą produkcją i to w nim już aktor dał pokaz swych możliwości. Gun-soo jest skorumpowanym policjantem, co jest zresztą dość popularnym motywem we współczesnym kinie koreańskim. Pewnego dnia wszystko układa się jednak całkowicie nie po jego myśli.

Już na samym początku Ciężkiego dnia dowiadujemy się, że naszemu bohaterowi zmarła matka – spieszy się, by nie spóźnić się na jej pogrzeb. Po drodze, jadąc z wysoką prędkością, stara się wyminąć stojącego na drodze psa – niestety robi to tak niefortunnie, że uderza znajdującego się nieopodal pieszego. Widząc nadjeżdżający, będący jeszcze dość daleko radiowóz, a chcąc uniknąć problemów (nie jest on bowiem trzeźwy – wypił kilka kieliszków na stypie), ukrywa zwłoki w bagażniku. Pech chce, że nasz nietrzeźwy bohater trafia na kontrolę drogową…

Przeczytaj również:  „Omen: Początek” – diabelnie dobry debiut

Jakby tego było mało, wydział wewnętrzny prowadzi śledztwo w sprawie korupcji w policji. Znajdują oni w biurku Guna-soo dużo banknotów, które najprawdopodobniej pochodzą z łapówek. Po pewnym czasie nasz bohater staje się również ofiarą szantażu. Muszę przy tym zaznaczyć, że ciężko którąkolwiek z tych informacji nazwać spoilerem. Wszystko dlatego, że każde z tych zdarzeń ma miejsce już w trakcie pierwszych kilku minut filmu. A później jest jeszcze gorzej… a przez to jeszcze ciekawiej.

“Ciężki dzień”, mat. promocyjne

Lee Sun-Kyun rzuca nas bowiem w karuzelę wydarzeń, która z każdą kolejną sceną przyspiesza – często w dość absurdalny sposób. W tym absurdzie tkwi jednak przepis na humor. Ciężki dzień jest dramatem. Ilość, natężenie, wspomniana absurdalność, a także częstotliwość dramatycznych wydarzeń, które przydarzają się naszemu bohaterowi, sprawiają jednak, że produkcji tej bardzo blisko do czarnej komedii. W efekcie po kilkudziesięciu minutach seansu, na którym wielokrotnie dostawałem niepohamowanego napadu śmiechu, każda kolejna scena sugerowała mi, że nawet najprostsza czynność naszemu bohaterowi się nie uda.

Tak na szczęście jednak nie było, co sprawiło, że film zdecydowanie nie był przewidywalny i każda pełna wydarzeń i akcji scena potrafiła zaskoczyć – w większości zdecydowanie pozytywnie. Nie podobało mi się jednak kilka rozwiązań twórców filmu, który moim zdaniem zyskałby wiele na wycięciu kilku sekwencji, nakręconych prawdopodobnie celem jak największego zszokowania widza. Byłby też zdecydowanie lepszy, gdyby pozbawiono go kilkunastu minut, które w zasadzie wiele do przebiegu fabuły nie wniosły, a oglądało się je z lekkim zażenowaniem.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką – „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, czyli prawdziwa szkoła uczuć

Ciężki dzień to jeden z tych filmów, dla których kocham kino. To produkcja, której dramatyzm jest często tak przesadzony, że przywodzi na myśl rasową czarną komedię. Dodatkowo regularnie zaskakuje widza, wymagając od niego ciągłej uwagi – przekazuje bowiem tak dużo treści, że z łatwością można coś przegapić. Dynamiczna akcja sprawia, że na filmie bardzo trudno poczuć znużenie, co gwarantuje, że te niecałe dwie godziny zlecą w mgnieniu oka.

Ocena

8 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Parasite

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.