“Maggie” – Co powie ryba? [RECENZJA]
Jeżeli dzięki wielokrotnym konfrontacjom z filmami z Korei Południowej mogłem się czegoś nauczyć, to przede wszystkim tego, jak umowne są wszelakie ramy gatunkowe. Nawet najbardziej kuriozalne mieszanki i miszmasze uchodzą twórcom na sucho, wyłącznie dlatego, że sami nie pozwalają sobie wpaść w narzucone przez konwencje restrykcje. Niemal podświadomie oczekuję od nich niekonwencjonalnego podejścia i nieoczekiwanego zaprezentowania tematu i problemu. Zatem kiedy przeczytałem opis „Maggie” w reżyserii Ok-seop Yi, nie kryłem swojej ekscytacji kuriozalnym na pierwszy rzut oka konceptem. Czy były to emocje adekwatne do niepowagi sytuacji?
W lokalnym szpitalu wybucha obyczajowy skandal. Po obiekcie ktoś rozprowadza zdjęcie rentgenowskie, na którym uwieczniono śmiało poczynającą sobie seksualnie parę. Nikt nie zna personaliów kochanków-ryzykantów, przez co cały personel szpitala zaczyna spoglądać na siebie podejrzliwie. Jednak tylko przez chwilę, bowiem niespodziewanie niemal wszyscy pracownicy postanawiają nie przyjść do pracy, a na placu boju zostają tylko młoda pielęgniarka i ortopedka. Postanawiają rozpocząć śledztwo mające na celu ustalenie przyczyn nieobecności współpracowników i rozpracowanie tego, co mogą mieć oni na sumieniu. A gdyby tego chaosu było mało, to na terenie całego Seulu zaczynają pojawiać się tajemnicze kratery, których nadejście potrafi przewidzieć nasza tytułowa bohaterka. Bohaterka, która, tak się akurat złożyło, jest sumem…
Choć wygląda to jak zlepek kilku pomysłów na film fabularny wrzuconych brutalnie w ramy jednego scenariusza, nie wszystkie wątki są tak niepasujące, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. Powiązanie wstrząsów sejsmicznych z wąsatą rybą ma swoje korzenie już w mitologii. Japończycy wierzyli bowiem w istnienie Namazu, wielgachnego suma, który posiadał moc wywoływania trzęsień ziemi. Niestety, w przypadku reszty składowych filmowego konceptu doszukiwanie się intertekstualnych odniesień nie jest już tak proste, a składanie scenariuszowych elementów w całość staje się zadaniem wręcz karkołomnym. Filmy ukazujące różne, niezwiązane ze sobą bezpośrednio zbiorowości i postaci nie są niczym nowym. Za pośrednictwem konkretnego incydentu, przedmiotu czy osoby, obcy ludzie stają się sobie bliscy lub bardziej do siebie podobni. W przypadku „Maggie”, niestety, miedzy prezentowanymi wydarzeniami nie widać żadnego spoiwa.
Choć nasza rybia narratorka opisuje i omawia sytuacje właściwie każdego bohatera, w żaden sposób nie wiąże ich ze sobą. Zwyczajnie tak się życie ułożyło, że każdy z nich mieszka w Seulu. Ich losy się nie przecinają, nikt nie wpływa na nikogo, zwyczajnie żyją w okolicy, w której wydarzyła się ciekawa rzecz. W żadnym razie nie umniejszam dramaturgicznej wadze każdego z „epizodów” prezentowanego w filmie. Niezależnie od siebie, każda z tych historii jest całkiem interesująca i z przyjemnością obserwuje się jej rozwój. Intryga ze zdjęciem ma masę humorystycznego potencjału, pojawiające się szczeliny to interesująca przepustka do świata młodego bezrobocia w Korei, nawet gadający sum jako artefakt uczący ludzi czułości i zrozumienia, czy czego tam zazwyczaj uczą sumy, jest zagadkowy i intrygujący. Tylko, na nieszczęście dla widza, nie wynika z tego absolutnie nic. Rozwiązania tych historii rzadko kiedy są satysfakcjonujące, a niektóre wręcz wydają się urwane. Nie wiemy właściwie po co poznaliśmy tych bohaterów, bo znikają z naszego życia natychmiastowo, nie zostawiając za sobą żadnych wspomnień.
Ten brak konsekwencji i pointy czuć nawet wyraźniej poprzez dość specyficzny montaż. Na wzór nieprzystających do siebie wątków, podobnie chaotycznie w filmie prezentują się niezrozumiałe tricki montażowe. Pojedyncze ujęcie POV z jadącego wózka, przyspieszone ujęcie z drona ukazujące wychodzących ze szpitala ludzi, czy kamery monitoringu miejskiego. Nie zwiększają one immersji, ale potęgują jedynie to wszechobecne poczucie dziwności i chaosu. Możliwym jest, że to zabieg celowy, jednak nie sądzę, żeby działał on na korzyść całokształtu. Jak z resztą większość wyborów reżyserki.
Naprawdę chciałbym polubić „Maggie”. Widać w tym filmie sporo serca i zaangażowania emocjonalnego w tematy, które próbuje podjąć. Nie wiem jednak czy tak rozczarowujący efekt to brak śmiałości, czy, paradoksalnie, jej nadmiar, jako że wszystkie lekcje, komentarze i refleksje toną zupełnie pod falą dziwnej, „randomowej” i nieśmiesznej estetyki. Nie odradzam jednak seansu, bowiem w tym dziwnym chaosie ktoś może odnaleźć jakieś niewielkie paralele do swojego życia czy swoich problemów. Nawet jeśli będzie to wąsata ryba opowiadająca jakieś dziwactwa.
Film dostępny jest na platformie VOD Pięciu Smaków!
Absolwent łódzkiego filmoznawstwa, entuzjasta kina wszystkich wysokości, regularny czytelnik historii obrazkowych, cierpiący na stały niedobór książek, aspirujacy AFoL.