Piekielna gra czy pikantny niewypał? [Hong Kong]


Zabierając się do obejrzenia filmu okrzykniętego perełką Hong Kongu, nastawiłem się na dobre, wciągające kino. Liczyłem na nietuzinkową fabułę, ciekawych bohaterów, trochę akcji i jakiś plot twist. Piekielna gra zaserwowała mi dynamikę i zwroty akcji, ale historia i postacie to aspekty, które zdecydowanie przyczyniły się do rozczarowania wobec wspaniale zapowiadającej się produkcji. Pamiętając po części Infiltrację, liczyłem na możliwość zaangażowania się w starcie pomiędzy agentem policji (Tony Leung Chiu Wai) a kretem szajki przestępców (Andy Lau). Niestety, im dalej w las, tym gorzej. Znakomity początek ustępuje po kilkunastu minutach nicości. Film wychodzi z niej obronną ręką, lecz dopiero w finałowej rozgrywce.
Uwielbiam dobrze napisane postacie, które niekoniecznie muszą wyróżniać się skomplikowanymi ideałami i sposobami postępowania. Ważne jest dla mnie, aby bohater był spójny, ciekawy i wnosił do fabuły coś więcej niż sam fakt, że posuwa ją do przodu. W Piekielnej grze tego nie ma. Yan, czyli policyjny szpieg po “złej” stronie, ma w filmie mnóstwo okazji do pokazania głębi siebie. Zostaje on jednak spłycony i przedstawiony jako osoba, która od wielu lat infiltruje szajkę, a po pracy chodzi na terapię i łyka Panadol.
Andrew Lau Wai-Keung i Alan Mak do Piekielnej gry dorzucają kolejną postać, doktor Lee (Kelly Chen), która wspiera Yana w jego problemach. Postać terapeutki ma ogromny potencjał do tego, aby dosłownie w ciągu dwóch minut przedstawić profil psychologiczny głównego bohatera, stojące przed nim wyzwania i powody, dla których codzienne żyje w stresie. Niestety, ich rozmowy wcale nie są tak głębokie, a szansa na rozwinięcie charakterystyki bohatera przepada. Możemy się jedynie domyślać, że zmaga się on z trudem wieloletniej pracy szpiega. Brzmi to enigmatycznie, ale tak właśnie przedstawiona została postać, którą na swoich barkach dźwigał Tony Leung Chiu Wai.


Twórcy poprowadzili Yana przez mało istotne, niewiele niewnoszące do fabuły wątki, takie jak romans czy spotkanie z byłą ukochaną. Nie wywierają one jednak znaczącego wpływu na zachowanie czy decyzje szpiega. W porządku, można powiedzieć, że takie zabiegi reżyserzy zastosowali po to, aby skłonić widza do rozmyślań na temat tego, co siedzi w głowie Yana. Niestety, ostatecznie nie ma się tu żadnego punktu zaczepienia do refleksji na temat jego problemów.
Nemezis Yana, czyli inspektor Lau Kin Ming, infiltruje komisariat dla szajki. Jest on znacznie lepiej przedstawiony niż jego przeciwnik, chociaż nadal sporo brakuje mu do tego, aby nazwać go interesującym. Żyje w stałym związku i przeprowadza się do nowego mieszkania, dzięki czemu mamy również okazję do poznania jego ukochanej (Sammi Cheng). Jest ona pisarką i tworzy nowe opowiadanie, którego bohater znacząco przypomina Lau. Autorka wciąż zadaje sobie pytanie: Czy mój bohater jest dobry, czy zły? Podobne myśli na swój temat ma inspektor z racji tego, że pracuje zarówno dla szajki, jak i dla policji.
Brawa za ten motyw, bo istotnie jest on wyjściem do rozważań i poszukiwania odpowiedzi na pytanie: Czym jest dobro, a czym zło? Refleksja nad tą kwestią to sedno Piekielnej gry. Do tego zagadnienia sprowadza się właściwie cała fabuła, która jest całkiem prosta, ale myślę, że w pewnym aspekcie możemy to uznać za atut filmu. Pomimo tego ciekawego zagrania i tajemniczych retrospekcji nadal nie rozumiem motywacji Lau.


W Piekielnej grze warto zwrócić uwagę na aspekty techniczne. Przez całą produkcję towarzyszy nam przyjemny dla oka montaż, ujęcia są wspaniałe i uznaje je za jeden z głównych atutów filmu. Szczególnie cenię sobie scenę, w której jeden z funkcjonariuszy zostaje wypchnięty przez okno i z hukiem uderza w samochód. Operator idealnie uchwycił szok, który towarzyszył znajdującemu się niedaleko obserwatorowi tego zdarzenia. Pomijam przy tym fakt, że widz do tej pory nie zdążył zbudować praktycznie żadnej więzi ze “spadającym” bohaterem, a jego śmierć nie wywołuje żadnych emocji. Poza tym ujęły mnie sceny na dachach budynków, gdzie Wong (Anthony Chau-sang Wong), szef wydziału policji zajmującego się zwalczaniem szajki kryminalistów, wymienia z Yanem informacje na temat śledztwa.
Gra aktorska wymienionych przeze mnie trzech panów jest fantastyczna, czego nie można powiedzieć o pani doktor i szefie szajki, Samie (Eric Tsang), przedstawionym raczej jako klaun niż poważny przestępca, choć do gracji Jokera mu daleko. Muzyka w filmie jest w porządku, lecz miejscami wydaje się aż zbyt podniosła.
Zbierając wszystko w całość, Piekielną grę
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
Infiltracja, Kartel, Gangster, Glina i Diabeł