„Zielona granica” – Granice człowieczeństwa [RECENZJA]
W rozgrzanej do czerwoności atmosferze kampanii wyborczej na ekrany polskich kin trafił najnowszy film Agnieszki Holland. Można próbować abstrahować od wpisywania samego dzieła polskiej reżyserki w ten kontekst i oceniać go, pozując na obiektywność. Byłaby to jednak fałszywa strategia, nieoddająca sprawiedliwości sprawie. Agnieszka Holland zrobiła bowiem film polityczny. I bardzo dobrze.
Co jakiś czas na polskich ekranach pojawia się obraz, który wzbudza szczególne wzmożenie wśród ludzi. Do tego rodzaju dzieł w ostatnich latach należały Ida Pawła Pawlikowskiego, Kler Wojciecha Smarzowskiego, oraz Pokot Agnieszki Holland. Spośród wymienionej przeze mnie trójki, muszę przyznać, że najmniej podobał mi ten ostatni. Uważam, że jego konwencja nie usprawiedliwiała toporności, z jaką reżyserka odmalowała w nim postaci, osuwając się momentami w niezamierzoną śmieszność. Dlatego z pewną obawą podchodziłem do Zielonej granicy, która podobnie jak adaptacja prozy Tokarczuk jest filmem zaangażowanym. Jak się okazało, moje obawy były niesłuszne.
Film podzielony jest na cztery rozdziały i epilog, w których zawierają się historie postaci uczestniczących w kryzysie na granicy polsko-białoruskiej. Losy bohaterów poszczególnych części będą się w trakcie filmu przeplatać, pozwalając uchwycić świat osób w tę sytuację zaangażowanych. Film rozpoczyna historia rodziny Syryjczyków, składającej się z dziadka (Mohamed Al Rashi), ojca (Jalal Altawil), matki (Dalia Naous) oraz dwójki dzieci: chłopca (Taim Ajjan) i dziewczynki (Talia Ajjan). Poznają oni w samolocie lecącym do Mińska uciekającą przed reżimem talibów Afgankę (Behi Djanati Atai), która będzie im towarzyszyć w dalszej podróży. Rodzina żyła w obozie dla uchodźców w Syrii i planuje dotrzeć do Szwecji, gdzie czeka na nich wujek, z którym całą akcję transportu załatwiali. Po wylądowaniu w Białorusi mają dotrzeć umówionym transportem na granicę z Polską, a gdy ja przekroczą, kolejnym pojazdem ruszyć dalej. Prędko jednak okazuje się, że zostali oni oszukani przez przewoźnika, który zostawia ich na pastwę białoruskiej straży granicznej. Od tej pory rodzina wraz z Afganką będzie przepychana w tę i z powrotem przez granicę, dnie i noce spędzając w lesie, doświadczając głodu, przemocy i skrajnego wycieńczenia.
Wtedy pojawia się wątek dotyczący osób z grupy „Granica”. Pomagają oni uchodźcom jak mogą, jednak zakres ich działania jest ograniczony przez wprowadzony przez rządzących stan wyjątkowy. Grupie pomocowej przewodzi Marta (Monika Frajczyk), która pilnuje, by nie narazić wolontariuszy na problemy ze strażą graniczną czy policją. W tym wszystkim pomaga jej anarchistycznie usposobiona siostra (Jaśmina Polak). Kolejny rozdział skupia się na postaci Jana (Tomasz Włosok), młodego funkcjonariusza straży granicznej, biorącego udział w akcjach na granicy. Ten początkowo wykonuje rozkazy przełożonych, jednak dość prędko ceną za to posłuszeństwo jest postępujący kryzys psychiczny.
Bohaterką ostatniego wątku jest Julia (Maja Ostaszewska), kobieta w średnim wieku, pracująca jako terapeutka, która wskutek osobistej tragedii przeniosła się z dużego miasta do wsi leżącej przy granicy. To nie uchroni jej jednak od dramatu, jaki rozegra się w pobliżu jej domu. Po nim Julia przechodzi do działania i dołącza do grupy „Granica”. Bierze udział w akcjach pomocy uchodźcom na granicy, udostępnia jej działaczom swój dom.
Mnogość postaci pojawiających się w filmie pozwala Holland na odpowiednie zniuansowanie ich jako grup. Uchodźcy to nie tylko rodziny z dziećmi, ale również młodzi mężczyźni uciekający z Afryki czy Azji. Podstawieni pod ścianą przejawiają różne postawy moralne, od bohaterstwa po tchórzostwo. To osoby o różnym wykształceniu i statusie materialnym. Z pewnością wśród nich wyróżnia się Afganka, która nie dość, że sprawia wrażenie osoby o wysokim statusie społecznym, to ponadto dysponuje zasobnym portfelem. Jest ona tym samym lustrzanym odbiciem Julii, znajdującej się po drugiej stronie granicy, z którą połączy ją wspólna tragedia. Jest więc to zbiorowy portret osób o różnym charakterze, pochodzeniu, wieku i wyznaniu. Nie lukrujący rzeczywistości, ale odpowiednio złożony – a przez to po prostu ludzki.
Co do strony białoruskiej, film przedstawia ich żołnierzy w bardzo krytycznym świetle. Są oni ukazani jako grupa przestępców, czerpiących korzyści materialne z wywołanego kryzysu, nie stroniących od przemocy. Oskarżenia pod adresem Holland, jakoby film ten miał wpisywać się w białoruską propagandę, są kompletnie absurdalne. Dostaje się w nim zarówno Putinowi oskarżanemu o wywołanie kryzysu na granicy, jak i Łukaszence który w bezwzględny sposób go eskaluje. Z kolei grupy polskich pograniczników nie da się tak jednoznacznie ocenić. Reżyserka wydaje się nie skupiać tutaj na krytyce charakterów, ale na politycznym kontekście, w jakim działają pogranicznicy. Wykonują oni w końcu rozkazy przełożonych. A ci działają w ramach wytycznych ustalanych przez rządzących. Jednak nie oznacza to jeszcze, że działają w ramach prawa. Oskarżeniem, jakie kieruje Holland w kierunku straży granicznej jest to, że zamiast stać na straży prawa, wzięła ona udział w procederze, który podważa ich moralny status.
Tzw. „push-backi” są praktyką nielegalną, sprzeczną z prawem polskim oraz międzynarodowym, ale przede wszystkim, narażającym ludzi na utratę zdrowia i życia. Nie przyjmowanie wniosków o azyl, niedopuszczanie grup pomocowych czy przerzucanie martwych ciał uchodźców na stronę białoruską, jest czarną kartą w historii działalności tej instytucji. Ponadto ramy, w jakich działa w filmie straż graniczna, są na tyle luźne, że intencjonalnie pozwalają na nadużywanie władzy przez osoby, które mają zapędy sadystyczne. Systemowe przyzwolenie na przemoc, nie jest w stanie jednak zwolnić strażników z moralnej odpowiedzialności za swoje czyny. Sytuacja, w jakiej znaleźli się funkcjonariusze straży granicznej jest więc tragedią, co w filmie dobitnie oddaje historia Jana. Jeśli więc ktoś zszargał polski mundur, to byli nimi rządzący i dowództwo straży granicznej.
Dzięki metrażowi (147 minut) Holland pozwala dobrze przyjrzeć się psychologii poszczególnych bohaterów. Widzimy przemianę Jana, który w wyniku kryzysu psychicznego zaczyna pić w pracy. Obserwujemy jak zmienia się Julia, która przekracza swoje granice i z całą mocą angażuje się w pomoc osobom uchodźczym, zrażając przez to do siebie swoją siostrę (Agata Kulesza). Postać grana przez Kuleszę i reprezentowana przez nią postawa jest zresztą kolejnym oskarżeniem, jakie wysuwa Holland. Jest ono skierowane w stronę tych, u których działanie polityczne ogranicza się do pójścia raz na 4 lata na wybory; na nośnych deklaracjach, za którymi nie idą czyny. Wobec ludzi którzy w kluczowym momencie odwracają wzrok zasłaniając się własną wygodą.
Czarno-białe zdjęcia Tomasza Naumiuka są w punkt. Pełnią one funkcję przede wszystkim użytkową wobec historii. Kamera często prowadzona jest z ręki, co przypomina film dokumentalny. Monochromatyczność pozwala jednocześnie na zbudowanie koniecznego dystansu, chroniąc tym samym widza przed poczuciem nadmiernego epatowania okrucieństwem. Świetnie nakręcone są sceny leśne, jak również pościgi. To również zasługa Pavela Hrdlička. Jego montaż odpowiednio dynamizuje akcję, a w wybranych momentach pozwala sobie na pauzy, by zbliżyć nas do bohaterów. Ci z kolei grani są w sposób niezwykle wiarygodny. Na szczególną uwagę moim zdaniem zasługuje Tomasz Włosok, który niezwykle przekonująco oddał dwuznaczność swojej postaci, rozdartą gdzieś między obowiązkiem a przyzwoitością. Całość robi bardzo duże wrażenie, jest to film, który chwyta widza za gardło i trzyma przez bite dwie i pół godziny, co jest nie lada osiągnięciem.
Film ten mimo licznych oskarżeń, jakie formułuje, kończąc na tych adresowanych w stronę samej Unii Europejskiej niezainteresowanej w tym wszystkim obroną praw człowieka, nie pozostawia nas tylko i wyłącznie z poczuciem winy. Dowodem na możliwość ludzkiej solidarności i działania oddolnego jest pokazana w filmie grupa „Granica”. Zakończenie filmu to nic innego jak przypomnienie, że instytucje państwa i społeczeństwo mogą razem współpracować, pomnażając przy tym dobro. Jest więc to film przede wszystkim polityczny w tym sensie, że namawia nas i zaświadcza o wartości działania według ideałów współczucia, troski i solidarności. Jednocześnie przypominając, że człowieczeństwo jest również, a może przede wszystkim, naszym obowiązkiem.
Korekta: Kamil Walczak
Skończył reżyserię w gsf, kończy filozofię (tym razem już naprawdę się uda). Jak nie pisze to czyta, jak nie czyta to przytula swojego pieska z którym lubi spacerować, oglądać filmy i seriale. Twierdzi że popołudniowa drzemka powinna być prawem człowieka