„Reality” – Józefina K. [RECENZJA]
Po zdominowanym przez Barbie i Oppenheimera lipcu – produkcjach o budżecie przekraczającym zdrowy rozsądek – nadeszło oczekiwane wytchnienie. Po sezonie na wybuchy i wyśnione scenografię zrealizowane skromnymi środkami Reality, debiut Tiny Satter, przywraca wiarę, że do opowiadania o ważnych sprawach nie potrzeba wielkiej skali.
Jest rok 2017. W Białym Domu rządzi Donald Trump, a szef FBI James Comey właśnie został zwolniony ze swojego stanowiska. W biurze, w którym pracuje Reality Winner (Syndey Sweeney) zamiast okien na ścianach wiszą dwa telewizory. Nieustannie dochodzi z nich szum informacyjny generowany przez Fox News. Widzimy siedzącą w swoim boksie, wklepującą coś w klawiaturę komputera młodą kobietę o jasnych włosach. To była wojskowa, pracująca dziś na urzędniczym stanowisku. Jednak nie tutaj, a dopiero po powrocie do domu, pod którym zastaje ona agentów federalnych z nakazem przeszukania (Josh Hamilton, Marchánt Davis), zaczyna się jej z gruntu kafkowska historia.
Podobnie jak w Procesie, Satter opowiada historię o jednostce zderzającej się z opresyjną, biurokratyczną maszyną. Szkielet swojej opowieści reżyserka buduje wokół materiału dokumentalnego, jakim jest nagrany na dyktafon przez agentów przebieg interwencji i przesłuchania w domu Reality Winner. Zanim jednak dowiemy się, jaki jest powód wizyty funkcjonariuszy, reżyserka w mistrzowski sposób buduje atmosferę niedopowiedzenia, wystawiając na próbę oczekiwania widza. Trudno bowiem jest ocenić, w którym momencie rozpoczyna się gra między agentami a podejrzaną. Za zwyczajowym small talkiem mogą kryć się sugestie, milczenie nabiera znaczenia, a spojrzenia mają swoją wagę.
Najbardziej istotne dla filmu okazuje się więc to, co wisi w powietrzu i nie zostaje wypowiedziane. W warstwie dokumentalnej ma to swoje odzwierciedlenie w ocenzurowanych fragmentach rozmów agentów z kobietą. Na poziomie dramaturgicznym jest to odraczane możliwie najdłużej wyjawienie autentycznych motywów działania bohaterów. W szerszym kontekście – uobecnionym przez telewizyjne newsy przeplatające film – jest to polityczna nowomowa, a jej celem jest kreowanie doraźnych prawd dla zdobycia lub utrzymania władzy.
Polityczny kontekst całości jest zasygnalizowany, ale nie dominujący. Najważniejszą perspektywą pozostaje ta osobista, oddana w postaci kobiety, która tak samo jest elementem systemu, jak też marzy o tym, by kontynuować swoją karierę w wojsku, ma psa, kota i problemy z sąsiadami. Jest trybikiem w maszynie, a system zapomniał, że wciąż pozostaje człowiekiem – ze swoimi emocjami, poczuciem krzywdy i odrzucenia. Ten aspekt narzuca inną analogię, sytuując Reality jako daleką krewną Tylera Durdena z Fight Clubu Finchera. Z tym że, o ile w ekranizacji powieści Palahniuka mieliśmy do czynienia z uwolnieniem skrępowanej „męskiej” energii wobec zuniformizowanego świata, tak tutaj mamy realny, nomen omen, dramat kobiety wobec opresyjnej maszyny biurokratycznej reprezentowanej przez mężczyzn.
Jedną z perspektyw do interpretacji historii Satter jest władza płciowa, dotycząca kontroli jednej płci przez drugą. Oczywiście sama sytuacja, w jakiej znalazła się bohaterka, sugeruje opresyjność, jednak każda informacja dotycząca statusu matrymonialnego Reality, jej wagi, wzrostu oraz sam fakt, że druga kobieta w filmie pojawia się dopiero pod koniec, wskazują, w jakim świecie się znajdujemy. W tej rzeczywistości u władzy są mężczyźni i to oni urządzili świat na warunkach, w których historia Reality Winner mogła zaistnieć.
Jako wojskowa, dbająca o fizyczność, znająca dari, farsi i paszto, wydaje się imponować agentom FBI. Nie zmienia to tego, że jedno przeciągłe spojrzenie funkcjonariusza, jest w stanie na powrót ustanowić hierarchię. Nie jest to jednak portret ofiary patriarchatu, jak można by od razu wnioskować, a jedynie nakreślone tło obyczajowe, pozwalające na wydobycie tego kontekstu. Reality jest bohaterką niejednoznaczną. Jej roli nie da się sprowadzić do prostego mianownika.
Przy niezwykle skromnych środkach inscenizacyjnych reżyserce udało się zbudować portret głównej bohaterki, naznaczony napięciem między prawdą i fałszem, uczciwością i przebiegłością. Genialnie w roli protagonistki sprawdza się Sydney Sweeney. Ogrywa ona swoją postać na niuansach, częściej ukrywając emocje, niż je okazując. Nie można pominąć również Josha Hamiltona w roli safandułowatego agenta oraz odgrywającego jego partnera w śledztwie Marchánta Davisa. Siła tego dzieła tkwi jednak przede wszystkim w kreacji Sweeney, której spojrzenie w filmie zawsze kryje w sobie coś więcej.
Jest to więc film, który godzi ze sobą kino gatunkowe z dokumentem, precyzję w realizacji tematu z otwartością na interpretacje. Finał okazuje się nie mniej ambiwalentny. Raczej rodzi pytania, niż gwarantuje odpowiedzi. W świecie, gdzie panuje przymus posiadania opinii na każdy temat, Reality udowadnia, że prawda czasami jest gdzieś pomiędzy.
Film objęliśmy patronatem medialnym.
korekta: Kamil Walczak
Skończył reżyserię w gsf, kończy filozofię (tym razem już naprawdę się uda). Jak nie pisze to czyta, jak nie czyta to przytula swojego pieska z którym lubi spacerować, oglądać filmy i seriale. Twierdzi że popołudniowa drzemka powinna być prawem człowieka