Advertisement
PublicystykaZestawienia

10 filmów, które Tarantino radzi obejrzeć przed “Pewnego razu… w Hollywood”

Kuba Stolarz

Ciężko w to uwierzyć, ale już (i aż) za niecały miesiąc polscy kinomani będą mogli się rozkoszować kolejnym kąskiem z tegorocznego szwedzkiego stołu – a mowa o tak krwistym i soczystym mięsisku, że grzechem będzie go nie skosztować. Bowiem 19 sierpnia na nasze ekrany wejdzie dziewiąta produkcja Quentina Tarantino – “Pewnego razu… w Hollywood” – o tym, jak to dwójka kompanów i jednocześnie weteranów branży aktorskiej – gwiazda serialowych westernów Rick Dalton oraz jego przyjaciel i kaskader Cliff Booth, usiłują sobie poradzić w Fabryce Snów lat sześćdziesiątych. W tle rozwija się zarówno kariera młodziutkiej Sharon Tate, jak i kult psychicznego Charlesa Mansona. W rolach głównych Leonardo DiCaprio, Brad Pitt, Margot Robbie oraz Damon Herriman.

Krytycy? Zachwyceni niespiesznym tempem, wciągającymi dialogami i fantastycznym klimatem ówczesnego Miasta Aniołów. Widzowie? Zniecierpliwieni. Hotel? Trivago. Żart? Suchy jak pieprz. Tymczasem wyżej wzmiankowany autor, marka sama w sobie, postanowił podzielić się listą dzieł, które powinniście obejrzeć przed premierą swojego najnowszego filmu, żeby móc go w pełni docenić. Produkcje te powstały w latach 60-tych i pomogły Tarantino w bezbłędnym uchwyceniu atmosfery tego okresu. I jako że “Pewnego razu…” nakręcono pod banderą Sony, lista została spisana we współpracy z jednych z ich kanałów – Sony Pictures Television. To na nim zostaną wyemitowane wszystkie wymienione poniżej filmy.

I ostrzegamy – weźcie miotełkę. Nie obejdzie się bez otrzepywania mocno zakurzonych tytułów.


EASY RIDER (Swobodny jeździec)

Zacznijmy od bez wątpienia najbardziej znanej produkcji wśród wszystkich na tej liście – “Swobodnego jeźdźca”. Opowiada on o dwóch dorabiających jako dilerzy hipisów, którzy postanawiają wyruszyć w podróż po USA, żeby poznać znaczenie słowa “wolna Ameryka” i odkryć, na czym właściwie polega sens życia. Film w reżyserii Dennisa Hoppera stał się klasykiem dzięki temu, że kapitalnie oddał specyfikę przemian kulturowych i społecznych w czasach coraz to większego ruchu hipisowskiego, walki o prawa obywatelskie i coraz to bardziej nasilającej się w kraju paranoi. Jego sukces okazał się być przełomowy dla Hollywoodu, bowiem przy budżecie 400 tysięcy dolarów “Easy Rider” zarobił ponad 150 razy tyle, a do tego wyznaczył nową erę, w której nie liczyło się już to, jakie studio będzie tworzyło dane dzieło, i ile pieniędzy w niego wpompuje, tylko to, kto będzie stał za kamerą. Odcisnął tak duże piętno na historii kinematografii, że jego odnowiona wersja była wyświetlana na tegorocznym festiwalu w Cannes – tym samym, na którym swoją światową premierę miało “Pewnego razu… w Hollywood”.

Dzisiaj możecie go z łatwością obejrzeć w swoim domu na takich serwisach jak Chili.tv, iTunes czy HBO GO. Jednakże jeśli zamierzacie go zaliczyć na tym ostatnim, to musicie się mocno sprężyć – “Swobodny jeździec” będzie tam dostępny wyłącznie do końca lipca.


ARIZONA RAIDERS (Obrońcy Arizony)

ARIZONA RAIDERS

Byli już Riderzy, pora na Raiderów – sztandarowego przykładu klasycznego westernu. Fabuła nie jest szczególnie skomplikowana – ot, konfederacki bohater wojenny postanawia wyruszyć na Dziki Zachód, by przyłączyć się do bandyckiej grupy niejakich Najeźdźców Quantrilla. Kończy się to tym, że razem ze swoim przyjacielem trafiają do więzienia. Otrzymują propozycję – zostaną objęci amnestią, jeśli pomogą stróżom prawa dorwać przestępców. Audie Murphy w roli głównej miał być inspiracją dla Leonardo DiCaprio, który w “Pewnego razu…” gra gwiazdę seriali o kowbojach usiłującą przedostać się do świata filmu.

Ciekawostka: Murphy zagrał w 1950 roku w tytule o bardzo podobnym tytule – “Kansas Riders”. Tam wcielił się w samego Jesse’ego Jamesa, który także dołącza do ekipy Najeźdźców. Huh.


GUNMAN’S WALK (Rewolwerowiec)

GUNMAN’S WALK

Skoro już jesteśmy przy westernach – “Rewolwerowiec” to kolejna pozycja na liście QT, a zarazem historia o ojcu i jego dwóch synach przeprowadzających sobie bydło aż do Wyoming.

Tata – kiedyś gangster, teraz farmer, który chce wychować swoich synów na porządnych obywateli. Młodszy potomek – pacyfista, unika walki jak ognia. Starszy potomek – idzie w ślady ojca, uwielbia zabijać i nie zamierza ustępować nikomu z drogi. Chce chodzić do łóżka z każdą napotkaną po drodze kobietą, lubi zrzucać konie z klifu razem z ich właścicielami na grzbiecie i być najbardziej narwanym człowiekiem na świecie, co zresztą doprowadzi do ostatecznego i niezbyt delikatnego wyrównania rodzinnych rachunków. Brutalnie, szorstko, ale za to w pięknych, nakręconych w Technicolorze sceneriach.

Przeczytaj również:  Co się dzieje z MFF EnergaCAMERIMAGE? Liczne problemy toruńskiego festiwalu

BATTLE OF THE CORAL SEA

BATTLE OF THE CORAL SEA

Zanim przejdziemy do filmów z lat 60-tych osadzonych w czasach ówczesnych, przenieśmy się na moment do okresu II wojny światowej.

Kolejna na liście “Bitwa na Morzu Koralowym” opowiada o żołnierzach wojska amerykańskiego, którzy na jednej ze swoich misji zrobili zdjęcia japońskim statkom. Przyłapani na gorącym uczynku zostają złapani, a następnie uwolnieni przez brytyjskie i australijskie siły, co rzekomo przesądziło o strategicznej wygranie aliantów. Podobno nieszczególnie imponujące i wyróżniające się na tle innych produkcji wojennych widowisko, a do tego mocno naginające fakty. Ale za to w roli głównej wystąpił Cliff Robertson – czyli legendarny wujek Ben z trylogii filmów o Spider-Manie Sama Raimiego, więc hej, nie jest tak źle.


HAMMERHEAD

Hammerhead

Pora na klasyczne kino szpiegowskie. Brytyjski wywiad wynajmuje cyngla na zlecenie, Charlesa Hooda, by ten powstrzymał geniusza zbrodni o ksywce Hammerhead, który zamierza wykraść ściśle tajne dane NATO na temat broni nuklearnej. Oczywiście wyłącznie w nikczemnych celach.

Skojarzenia z Bondem nasuwają się same i do tego bardzo łatwo je wyjaśnić. Autor książki, na podstawie której powstał ten film – Stephen Coulter – przyjaźnił się z samym Ianem Flemingem i nawet mu pomagał przy tworzeniu pierwszej opowieści z Jamesem w roli głównej. Oboje służyli w Royal Navy, oboje zostali reporterami i oboje pisali dla tych samych gazet. Różnica jest taka, że tylko jeden przeszedł do historii popkultury, podczas gdy tego drugiego mało kto dzisiaj w ogóle pamięta. Pomiędzy wydaniem “Casino Royale” w 1953 a publikacją “Hammerheada” w 1964 Fleming zdążył wypuścić aż dziesięć nowelek o Bondzie – w tym takie klasyki jak “Doktor No”, “Goldfinger” czy też “Pozdrowienia z Rosji”.

Charles Hood – człowiek, który, tak jak jego przedmówca, kochał piękne samochody i szybkie kobiety, przetrwał pięć książek. James Bond – 39, z czego 14 napisał Fleming. Ale kto wie? Może Tarantino sprawi, że znajdziemy w “Hammerheadzie” drugie dno? Przekonamy się już za miesiąc.


MODEL SHOP (Sklep z modelkami)

Model Shop

Los Angeles, rok 1969. Młodemu architektowi wszystko zaczyna wypadać z rąk – nie ma pracy, za to ma długi, komornik chce zabrać mu auto, a do tego dziewczyna ma już serdecznie dość, że chłopak nie ma w najbliższych planach ogarnięcia swojego życia. Pewnego dnia zauważa na ulicy śliczną niewiastę, pracującą w pobliskim sklepie z modelkami, w którym można zamówić sobie z nimi sesję zdjęciową – erotyczną czy nie, to zależy od klienta. Ich spotkanie sprawia, że oboje zaczynają inaczej patrzeć na swoje życie. Czuć, że może jednak jest po co żyć. Że jest jakaś nadzieja.

“Sklep” jest pierwszą anglojęzyczną produkcją jednego z przedstawicieli francuskiej Nowej Fali, Jacques’a Demy, w której to zresztą pojawia się postać z poprzedniego dzieła męża Agnes Vardy – czyli Lola z filmu “Lola”. Co ciekawe, w głównego bohatera miał się początkowo wcielić Harrison Ford, ale że Columbia Pictures nie chciała postawić na nieznanego wtedy aktora, to wzięto Gary’ego Lockwooda, który chwilę wcześniej zagrał w “2001: Odysei kosmicznej”. Wytwórnia jest także odpowiedzialna za poniesioną klęskę w box-office – jako że film posiadał stosunkowo niski budżet w wysokości miliona dolarów, postawiono w ogóle go nie promować. Co poradzić.


BOB & CAROL & TED & ALICE

Z filozoficznych dywagacji na temat śmiertelności i ludzkiego jestestwa przechodzimy do nieco luźniejszych tematów – komediodramatu o dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą parach. 

Bob i Carol po weekendowej terapii grupowej stają się o wiele bardziej otwarci na świat, co prowadzi do takich sytuacji, że zdrada jednej połówki zostaje wybaczona przez to, że było to podyktowane wyłącznie potrzebami fizycznymi, a nie emocjonalnymi. Postanawiają w to wciągnąć swoich znajomych, mocno konserwatywnych Teda i Alice, co doprowadziło ostatecznie do swingingu, odkrycia, na czym polega szczęście i miłość, czterech nominacji do Oscara oraz ogromnego sukcesu finansowego.

Przeczytaj również:  Bańka pryska. „Tokyo Pop” vs „Love & Pop” | Felieton | Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2024

Można i tak.


GETTING STRAIGHT (Uciekający punkt)

GETTING STRAIGHT

Chcący świętego spokoju Harry wraca z wojny w Wietnamie na swój dawny uniwersytet, by zaliczyć magisterkę i zacząć uczyć języka angielskiego. A że znajdujemy się w latach siedemdziesiątych – czasach wielkich przemian, kultury hipisowskiej i walki obywateli o swoje – o spokoju nie ma żadnej mowy. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że jego własna dziewczyna bierze czynny udział w tych strajkach razem z jej znajomym Harrisonem Fordem, a do tego wkrótce dochodzi do zamieszek i wszczęcia stanu wojennego. Auć.

Harry będzie musiał sobie uświadomić, że nie można stać i udawać, że to nie jego sprawa, gdy dochodzi przecież do łamania praw studenckich. Wątpię tylko, czy będzie warto, bo film niezbyt dobrze sobie poradził w starciu z krytykami, którzy uznali “Uciekający punkt” za dzieło płytkie i drewniane w dialogach oraz skrypcie.


CACTUS FLOWER (Kwiat kaktusa)

CACTUS FLOWER

To film, który pewnie widzieliście, nawet jeżeli go nie widzieliście. “Kwiat kaktusa” z 1969 roku otrzymał bowiem po 34 latach swoją hinduską adaptację, Maine Pyaar Kyun Kiya?”, na podstawie której powstała komedia omyłek z Adamem Sandlerem i Jennifer Anniston w rolach głównych – “Żona na niby”.

Toni (nagrodzona za swoją rolę Oscarem Goldie Hawn) odkrywa, że jej kochanek, Julian, posiada żonę i trójkę dzieci, i przechodzi przez to próbę samobójczą. Julian po dowiedzeniu się o fakcie zamierza wziąć z nią ślub… tylko że jest jeden problem – przecież nadal “ma” żonę. Prosi więc swoją asystentkę (która notabene podkochuje się w nim od dłuższego czasu) o udawanie jego drugiej połówki. W rolach głównych: znany chociażby z “Dwóch zgryźliwych tetryków” Walter Matthau oraz Ingrid Bergman, której raczej nikomu przedstawiać nie trzeba.


THE WRECKING CREW

THE WRECKING CREW

Postanowiłem dać na sam koniec listy produkcję, która jest ściśle powiązana z nowym dziełem Tarantino. Jeżeli chociaż raz widzieliście zwiastun “Once Upon A Time In…. Hollywood”, to pewnie pamiętacie moment, w którym Sharon Tate chwali się bileterce kina, że wystąpiła w filmie, który jest obecnie w nim wyświetlany. Zaraz potem widzimy kawałek sceny, w której Tate cieszy się z tego, że jej rola wywołuje radosny śmiech wśród widowni.

Tytułem o którym mowa, jest “The Wrecking Crew” – ostatnia polecana przez Quentina produkcja, przedostatnia rola Sharon Tate oraz ostatni wypuszczony przed jej śmiercią film – czyli kolejna szpiegowska komedia z kolejnym wannabe Jamesem Bondem jako główny bohater. Tym razem trzeba powstrzymać nikczemnego hrabię, który chce zaburzyć światową ekonomię poprzez kradzież miliarda dolarów w czystym złocie! Naszemu dzielnemu protagoniście, Mattowi Helmowi, zostaje przydzielona do pomocy niejaka Freya Carlson (Sharon Tate) – sympatyczna, aczkolwiek dosyć pierdołowata (co widać zresztą w zwiastunie “Pewnego razu…”) przewodniczka po Danii.

A to, co się potem dzieje, to typowe sci-fi tiru-tiru z gadżetami i klimatem rodem z kreskówkowych Bondów z Rogerem Moorem, które wyróżnia się wyłącznie tym, że to ostatni film z Helmem, jaki w ogóle powstał (nie licząc późniejszego serialu z 1975), i tym, że zostaje wspomniane w filmie Tarantino.

+ pozostałe teksty

Dziennikarcze, tłumaczka, YouTuber, jełop. Kocha plastelinę animowaną poklatkowo, chce wyjść za Zakochanego bez pamięci, gardzi Vegą bardziej niż sobą, szybciej stoi, niż Ty biegasz, a co najgorsze, JEST Ryanem Goslingiem. Dosłownie.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.