Advertisement
Recenzje

“Good Time” Braci Safdie [RECENZJA]

Michał Palowski

Film braci Safdie to prawdziwa perełka wśród zeszłorocznych produkcji – mało który obraz miał tyle stylu, pazura, świeżości i genialnej autentyczności. Robert Pattinson wspina się tu na wyżyny grając niejednoznacznego rzezimieszka, a wszystkim nadal śmiejącym się z Edwarda i “Zmierzchu” polecamy prześledzić filmografię Roberta, który od czasu sagi o wampirach nie pojawił się w żadnym blockbusterze, za to zmyślnie dobiera ciekawych reżyserów i projekty (Michod i The Rover, Gray i Lost City of Z Movie, a przed nim jeszcze “Damsel” braci Zellner i anglojęzyczny debiut Claire Denis, czyli “High Life”).

“Good Time” żyje miastem, żyje nocnym neonowym Nowym Jorkiem i swoją nieliczną, osobliwą obsadą (Jennifer Jason Leigh oraz Pattinson idealnie zlewają się z naturszczykami na ekranie). Historia nie bawi się w przesadną ekspozycję i rzadko zwalnia tempo, dialogi brzmią wręcz dokumentalnie, a całość pompuje soundtrack Oneohtrix Point Never(nagroda w Cannes), należy więc podkręcić głośność i zbliżyć się do ekranu. To film zarówno bardzo przyziemny, jak i zawierający pewną dozę symbolizmu, skrojony pod wiele gustów. Skromny, netfliksowy opis fabuły to ledwie początek pulpowego kanału w jaki wpadnie grany przez Pattinsona Connie.

Doceniony przez krytyków (pięć nominacji do nagród Film Independent, w tym za główną rolę męską oraz reżyserię, do tego miejsce w czołówkach najlepszych filmów 2017 według tak prestiżowych czasopism jak Film Comment magazine, Cahiers Du Cinéma (officiel) oraz Sight & Sound | The International Film Magazine) ma szansę stać się obrazem kultowym na miarę “Drive”, a bracia Safdie mają przed sobą świetlaną karierę z ich nowym żydowsko-diamentowym projektem “Uncut Gems” (z Jonah Hill i produkcją Martin Scorsese) oraz rimejkiem “48 godzin”, który również mają wyreżyserować.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.