FelietonyPublicystyka

Taśmy Eisensteina. Część 2

Kamil Walczak
Kadr z filmy "Iwan Groźny"

Zapraszamy na ciąg dalszy historii o wyjeździe Siergieja Eisensteina do Hollywood, a później do Meksyku, gdzie miał nakręcić swój wymarzony projekt: ¡Que viva México! Czy w końcu mu się udało? I co stało się z nagranym materiałem? 

Część pierwsza dostępna jest pod tym linkiem.

W ZSRR dużo się zmieniło od czasu wyjazdu. Pełnemu estymy zeszłej dekady reżyserowi nie tak łatwo było się zaadaptować do branżowego środowiska. Gruntownemu remanentowi uległ przede wszystkim przekaz ideologiczny – pożegnano pompatyczne, nieme produkcje na rzecz bardziej zdywersyfikowanego gatunkowo kina dźwiękowego. Wielu krytyków zarzucało Eisensteinowi zbyt małą pieczołowitość w przedstawieniu społeczności proletariackiej i tandetę wyolbrzymienia filmowych środków wyrazu. Boris Szumiacki, naczelny Sojuzkina i producent wykonawczy radzieckiego monopolu filmowego, szczególnie kontestował twórczość Eisensteina i samą personę Siergieja Michajłowicza. Ale większym problemem okazała się wiadomość, jaką wysłał Uptona Sinclaira do rządu radzieckiego. A właściwie skarga – na radzieckiego twórcę za skandaliczne zachowanie w Meksyku (oskarżenie było bezpodstawne i niejasne). Ten dostał reprymendę, bo Związek Radziecki nie miał w Meksyku nikogo, kto mógłby zdementować te plotki.

W dalszym ciągu nagrania z ¡Que viva México! nie przychodziły do Moskwy. Jak się miało okazać, Eisenstein już nigdy nie będzie w stanie bezpośrednio skontaktować się z byłym partnerem. Skontaktował się z nim za to Borys Szumiacki, główny adwersarz Siergieja, który wybrał się do Pasadeny w Hollywood i zebrał potrzebne informacje od Sinclairów, żeby móc poniżyć Eisensteina. Upton Sinclair z kolei ustalił, że Siergiej Michajłowicz umowy nie dotrzymał (m.in. sam zaczął montować film w Nowym Jorku), a więc zrzekł się swoich praw do filmu. Ale jeśli chciałby otrzymać materiały do edycji, radzieckie władze powinny zapłacić co najmniej 50 000$ (ostatecznie, mniej więcej tyle wynosiły koszty produkcji w Meksyku). Większość, w tym Szumiacki, uznała tę sumę za horrendalną. Ale Szumiackiego to za bardzo nie obchodziło.

W sierpniu Eisensteinowi został zadany kolejny bolesny cios. W hollywoodzkiej prasie pojawiła się notka, mówiące, że materiał do ¡Que viva México! zmontuje zatrudniony przez Sinclaira producent, Sol Lesser, a film nosić będzie tytuł Thunder Over Mexico (Burza nad Meksykiem). Rosjanin popadł w depresję, miał myśli samobójcze, zaszył się w swoim domu i nie miał ochoty rozmawiać o niczym. Zwłaszcza o sprawie z nagraniami. Kiedy 10 maja 1933 r. miał miejsce pierwszy pokaz filmu Lessera, utworzyły się opozycyjne grupy między środowiskiem popierającym reżysera a apologetami Amerykanina. Obraz był piękny, ale absolutnie nie przedstawiał żadnych wartości artystycznych zgodnych z intencjami oryginalnego autora.

Nie było tu mowy o nawet zbliżeniu się do Eisensteinowskiego montażu. Symptomatyczne, jakim paradoksem stał się ten film – nagrany przez Eisensteina, mistrza filmowego montażu tamtego okresu, zmontowany przez Sola Lessera, producenta filmowego, wynajętego przez Uptona, pisarza, który nie miał najmniejszego pojęcia o procesie filmowej produkcji. To było najbardziej tragiczne dla Siergieja Michajłowicza. Skomercjalizowany i wyzuty z jego twórczych wizji materiał stał się kolejną pożywką w hollywoodzkiej maszynce – coś, czego Rosjanin chciał za wszelką cenę uniknąć. Dlatego 3 lata wcześniej udał się do Sinclaira, a odrzucił propozycje Paramountu.

Experimental Cinema z Seymourem Sternem wystosowało manifest, w którym bronili oni dzieła Eisensteina i potępiali okaleczenie filmu Eisensteina w Burzy nad Meksykiem i zbezczeszczenie jego dorobku. Do redakcji Experimental Cinema przyłączyli się ludzie zaangażowani w produkcję ¡Que viva México!, środowiska artystyczne z Ameryki Południowej (Brazylia, Chile, Argentyna, Urugwaj), państw anglosaskich, Francji, Czechosłowacji czy Polski. Miało to niemały wpływ na decyzję Szwedzkiej Akademii Nauk w sezonie, kiedy Amerykanin ubiegał się o Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Sinclair nieudolnie odpierał zarzuty, udowadniając rzekomo, że Eisenstein wcale nie montował filmów samodzielnie, a często ingerowała w ten proces radziecka cenzura. W jednym z oświadczeń wykpił Siergieja Michajłowicza, argumentując, że wielki artysta nagrał 7 godzin materiału, a przecież fundatorzy projektu nie mieli tyle pieniędzy, żeby stworzyć tak długą i potężną epopeję. To, na co liczył Eisenstein, było czystą fantazją i wyciskaniem w inwestorów pieniędzy.

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

Louis Fincher, moskiewski korespondent magazynu The Nation, pomógł Siergiejowi Michajłowiczowi. Dziennikarz parokrotnie depeszował do posiadacza materiałów, z tym samym jednak skutkiem – pisarz żądał parudziesięciu tysięcy dolarów za materiały. Przy czym trzeba dodać, że Eisenstein nie godził się na żadne zarobki, nie prosił o żadne pieniądze poza tymi na produkcję filmu. Reżyser popadał w coraz głębszy stan depresyjny, który raptem przerodził się w załamanie nerwowe. Szybko został wysłany do sanatorium w Kisłowodzku.

W końcu literat oraz znajomy Sinclaira, H.W.L. Dana argumentował, że sprawa wygląd tak, jakby dzieło nagrane przez Eisensteina było własnością inwestorów, a nie reżysera.  Sinclair był coraz bardziej krytyczny wobec Rosjanina, wytykał mu, że specjalnie przedłużał pobyt w Meksyku, żeby tylko nie wracać do Związku Radzieckiego. Utrzymywał również, że sam Stalin przysłał mu telegram, w którym stwierdzał, że Siergiej Eisenstein ma w ZSRR status dezertera z powodu zbyt długiego pobytu za granicą. Ponadto powołał się na skandal, jakiego omal reżyser nie wywołał, kiedy wysłał mu z Meksyku swoje rysunki. Służby celne odkryły wśród paczek szkice roznegliżowanych kobiet i nie tylko. Amerykanin już nie tylko podważał jego dorobek filmowy (zarzucając, że nie jest do końca autorem swoich 5 filmów stworzonych w latach 20. w Kraju Rad). W listach nazywał go zboczeńcem i ironicznie “wielkim artystą”.

Na wrzesień 1933 r. przypadła szeroka premiera Burzy nad Meksykiem w Nowym Jorku. Sinclair jeszcze przed seansem po raz kolejny powtórzył, że film został zmontowany zgodnie z instrukcjami Eisensteina, że w końcu po 33 miesiącach tęgiej walki (od grudnia 1930 r.) projekt Rosjanina został ukończony.  To była porażka przeciwników pisarza. Ten z kolei, zapalony socjalista, który kandydował już (nieudanie) do Kongresu, ogłosił, że w roku następnym ma zamiar ubiegać się o stanowisko gubernatora Kalifornii z ramienia Partii Demokratycznej.

«Sol Lesser prezentuje Burza nad Meksykiem (Thunder Over Mexico), reżyseria: Siergiej Eisenstein»

Eisenstein powrócił do Moskwy i postanowił otworzyć usta. Cały czas miał przy sobie telegram, w którym amerykański nowelista wyraźnie zaznaczył, że pragnie, aby projekt został zmontowany w Rosji, Siergiej Michajłowicz wrócił do kraju, a zaraz po nim film. Ale reżyser nie chciał go publikować, ponieważ liczył, że sprawę będzie można załatwić pokojowo, że Sinclair w końcu pozwoli mu dokończyć jego dzieło życia. Aż do tej pory. Napisał 30-stronicowy list, który był jego oficjalnym stanowiskiem w sprawie i który miał zostać opublikowany przez jego przyjaciela, Josepha Freemana, wydawcę marksistowskiego magazynu The New Masses. Ale The New Masses wspierało socjalistę Sinclaira w jego kampanii na gubernatora Kalifornii. Zdecydowano o niewydaniu listu Eisensteina. Nigdy później nie został on nigdzie opublikowany.

Aby zebrać pieniądze na promocję hasła swojej kampanii Zakończyć ubóstwo w Kalifornii, Upton Sinclair potrzebował kapitału. Postanowił wykorzystać materiały z ¡Que viva México! i stworzyć jeszcze jeden film, który miał przynieść dodatkowe pieniądze. Jeszcze raz obraz, zatytułowany Death Day, wyprodukował Sol Lesser. Był to krótkometrażowy ekwiwalent epizodu nagranego przez Eisensteina podczas Día de Muertos w Meksyku oraz Epilogu. Eisenstein był zrezygnowany. Zdał sobie sprawę, że jakkolwiek nie próbowałby udowodnić swoich racji, nie wygra z Sinclairem i nie zdobędzie materiałów.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką – „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, czyli prawdziwa szkoła uczuć

Parę lat później wierna przyjaciółka i biografistka Siergieja Michajłowicza, Marie Seton, odkupiła od Uptona Sinclaira część materiałów, które próbował sprzedać. Chciała ona w jakiś sposób przesłać do ZSRR nagrania z Meksyku, które Eisenstein mógłby zmontować. Jeśli sowiecka agencja filmowa w Ameryce (Amkino) nie będzie w stanie kupić całości, chciał chociaż epizod z Dnia Śmierci. Jednak reżyser był już bardziej zaaferowany sprawą nowych filmów, które musiał zrealizować i zrozumiał, że nie jest (i nie był) podmiotem w takich negocjacjach. Dzięki działaniom Seton 26 godzin materiału zostało zakupione od Uptona przez firmę producencką Bell & Howell. W latach 1941-42 wyprodukowali oni serię filmów edukacyjnych pod czujnym okiem Williama Krusego, asystenta sekretarza generalnego Partii Robotniczej Ameryki. Były to: Zapotecan Village, Spaniard and Indian, Mexico Marches, Land and Freedom, Idol of Hope, Conquering Cross. Ostatnie pięć były często pokazywane jako jeden film zatytułowany Mexican Symphony.

Marie Seton pracowała w tym czasie nad wyprodukowaniem filmu Time in the Sun w USA zgodnie z instrukcjami Eisensteina. Był rok 1939 r. Przyjaciółka Siergieja dokończyła film rok później i zachowała negatyw, aby Eisenstein mógł w przyszłość ukończyć film według swojej wizji. Z powodu wybuchu wojny nie było to wówczas możliwe. Rosjanin zaczął wówczas pracę nad Iwanem Groźnym – projektem, który pochłonął 5 lat jego życia. W 1946 r., na balu z okazji wręczenia Nagrody Stalina za pierwszą część Iwana,  dostał zawału serca. Kiedy powrócił do zdrowia, okazało się, że w Moskwie znajdują się kopię Burzy nad Meksykiem i Time in the Sun.

Na planie “Iwana Groźnego”.

Po raz pierwszy w swoim życiu zobaczył własne nagrania z Meksyku, co prawda w nieudolnie przerobionej formie, o czym nie omieszkał nie wspomnieć. Ale był zachwycony, że może ujrzeć dzieło swojego życia. Przypominał sobie piękne krajobrazy Tetlapayacu, szczerość i żywość ducha Meksykanów, najpiękniejsze przeżyte przez niego chwile. Myślał o odratowaniu obrazu, o zmontowaniu go na nowo, o ukończeniu życiowego dorobku. Ale nie było mu to nigdy dane. 11 lutego 1948 r. dostał drugiego zawału i zmarł w szpitalu kremlowskim. Leży pochowany na Cmentarzu Nowodziewiczym w Moskwie.

Kadr ze wstępu do zrekonstruowanej wersji ¡Que viva México!. Aleksandrow wprowadza widzów w niesamowitą historię o straconych (i odzyskanych) materiałach.

Ale na tym nie zakończył się los ¡Que viva México!. Operator kamery Eduard Tisse współpracował z Sergiejem Michajłowiczem aż do pierwszego Iwana Groźnego. Z powodu konfliktów rangi artystycznej ich drogi się rozeszły, a Tisse dołączył do paru projektów Grigorija Aleksandrowa. Eduard zmarł w 1961 r., Grigorij pozostał więc jedynym żyjącym członkiem z meksykańskiej wyprawy.

Po wielu latach Grigorij Aleksandrow odkrył, że materiały nagrane przez niego, Tissego i Eisensteina w Meksyku znajdują się w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. W latach 70. zwrócono Aleksandrowowi materiały po blisko pół wieku trzymania ich w Hollywood i korzystając ze scenopisów, notatek i szkiców Siergieja Eisensteina, dokładnie odtworzył on obraz z 1932 r. Owocem tego dzieła jest reprodukcja ¡Que viva México! z 1979 r. To jedyna pełnoprawna wersja filmu, stworzona zgodnie z wizją jej twórców. A przynajmniej najbardziej do niej zbliżona.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.