“Doktor Miami” – Starcie tradycji z nowoczesnością [RECENZJA]
Dążyć do idealnego ciała można na różne sposoby. Niektórzy wierzą, że wszystko jest w zasięgu ich możliwości i dzięki tytanicznej pracy w siłowni oraz zmianie nawyków żywieniowych są w stanie osiągnąć perfekcję. Inni zadowolą się masą filtrów, które upiększą ich w wirtualnym świecie. Ci, którzy chcą zobaczyć efekt wow szybko, teraz, kierują się do klinik chirurgii plastycznej. Okazuje się, że pewni mistrzowie skalpela, tacy jak dr Michael Salzhauer, stają się ikonami popkultury. W dokumencie Jeana-Simona Chartiera Doktor Miami świat wirtualnej iluzji zderza się z obrazem konserwatywnego Żyda.
Twarz dr Salzhauera to rozpoznawalna marka w Miami. Na początku pomógł mu w tym program telewizyjny, teraz działa na własną rękę w sieci. Squad dr Miami liczy 16 chirurgów plastycznych. Każdy z nich ma swój pseudonim i kostium superbohatera, pod którym skrywa się w social mediach. Sam pomysłodawca osiąga na Snapchacie, gdzie szczegółowo relacjonuje przebieg wykonywanych operacji, dziennie zasięgi na poziomie ponad 2 mln widzów. Kult beach body na słonecznej Florydzie ma się lepiej niż kiedykolwiek.
Słynny chirurg plastyczny przyznaje, że w większości operuje tyłki i biusty. Jego klientami najczęściej są młode osoby, które dowiedziały się o Dr Miami z social mediów. Nie raz pokonują setki kilometrów, aby trafić na stół do gwiazdy internetu. W dokumencie nie widzimy przypadków oszpeconych osób, czy borykających się z ogromnymi kompleksami. Pojawiają się tylko tacy, którzy chcą świetnie wyglądać w bikini i na fotkach na Instagramie. Gdy przychodzą ze zdjęciami ulubionych celebrytów i mówią, że chcą, aby któraś część ich ciała wyglądała podobnie, bohater filmu spełnia ich życzenie.
Choć dr Miami zapewnia, że jego życiowym celem jest upiększanie świata na zewnątrz, jak i wewnątrz, zdaje się, że czasami sam w to nie wierzy. Kamery Chartiera uważnie śledzą moralne rozterki chirurga. Wszak po godzinach jest bardzo religijnym Żydem. Co sobotę tradycyjnie z żoną i piątką dzieci świętuje szabat. Często chodzi do synagogi i oddaje się lekturze Tory. Jego medyczne doświadczenie przydaje się również społeczności – jest odpowiedzialny za obrzezanie żydowskich chłopców.
Tylko czy przykładny Żyd powinien reklamować się hasłem “make butts, no war”? Jak być autorytetem w oczach swoich dzieci, które uważają social media za zło, skoro dzięki nim zdobywa jeszcze większą sławę i pieniądze? Czy żona, która nie poprawia urody, wierzy w zapewnienia męża, że jest piękna, skoro on sam wstrzykuje sobie botoks?
Obraz wyreżyserowany przez Jeana-Simona Chartiera wydaje się być chaotyczny – gadające głowy przeplatają się z dokumentacją zawodowej rutyny głównego bohatera, co tworzy dość telewizyjną narrację. Im dalej w las, tym więcej ledwo napoczętych, pourywanych wątków. Tyle, że tak właśnie zdaje się wygląda codzienność dr Miami – są chwile chwały i splendoru, masa powtarzalnych czynności oraz nawracających wątpliwości, które stara się od siebie odsuwać.
Reżyser podąża z kamerą za swoim bohaterem i tworzy jego obraz głównie z perspektywy otoczenia doktora – rodziny, współpracowników, pacjentów. Na żadnym z etapów nie ocenia postępowania dr Miami, nie pogłębia też wielu ciekawych wątków, np. asystentki od social mediów, która równolegle z pracą w klinice kreowała też swoją markę.
Dr Miami z pewnością jest niejednoznaczną postacią. Dba o swoich pacjentów, przestrzegając sztuki lekarskiej. Odpiera ataki konkurentów, którzy zarzucają mu błaznowanie. Czuje spoczywającą na nim odpowiedzialność i nagłaśnia przypadki oszustw, kiedy ktoś podając się za lekarza, oferuje wykonanie operacji za znacznie niższą cenę niż u specjalisty. Z drugiej strony występuje w teledyskach raperów, przebierając się za króla i będąc dla swoich pacjentów przede wszystkim celebrytą. Choć przez lata wiódł zwyczajne życie chirurga plastycznego, postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom młodego pokolenia i dostosował się do ich wyobrażeń o idealnym lekarzu. Dr Michael Salzhauer płaci swoją cenę za bycie celebrytą-chirurgiem. Jak wielką – tego nie uściśla film Doktor Miami.
Miłośniczka kina dokumentalnego, niezależnego i zaangażowanego społecznie. Ale nie pogardzi też każdym filmem z udziałem Leonardo DiCaprio czy Adama Drivera.