Advertisement
KulturaMuzykaZestawienia

Puls Filmawki 01/2021 – rekomendacje muzyczne

Kuba Małaszuk
Kolaż z materiałów prasowych

Jak mogliście zauważyć, format, w którym polecaliśmy Wam muzykę w zeszłym roku, trochę nas przerósł, dlatego wróciliśmy dopiero w 2021 – z nową nazwą i nowym pomysłem. Tym razem, nasze wpisy będą pojawiały się szybciej, będą obejmowały więcej pozycji, kosztem opisów, które będą krótsze. Na deser będziemy wrzucać konstruowane przez nas playlisty, zawierające nasze ulubione piosenki z danego miesiąca – włącznie z tymi, które tu opisujemy. Mniej czytania, ale dużo więcej nowości do sprawdzenia – wydaje nam się, że to całkiem niezły układ. Nie przedłużając, zaczynamy muzyczne podsumowanie stycznia:

To był dobry miesiąc dla fanów rapu. Już pierwszego stycznia świetny, nie schodzący z mojego odtwarzacza przez ładny tydzień, pełen przekminionych bitów i zapadających w pamięć melodii mixtape The Alpha Jerk wydali wspólnie reprezentant Atlanty – Key! oraz utalentowany nowojorski producent Tony Seltzer (warto poznać jego tejpy nagrywane wraz z WiFiGawdem). Z zapadaniem w pamięć gorzej w tym roku u gangsta rapera z Miasta Aniołów – G Perico, który rozpoczął rok niezłą EPką Free, ale zawiódł później nieaspirującym długograjem Welcome to the Land. 

Fanom (i nie tylko!) klasycznej nawijki polecam jednak single Gabe’a ‘Nandeza Chrisa Cracka – Ox oraz False Evidence Appearing Real. Chris, lecąc po wychillowanym, płynącym, nieco soulowym bicie, robi to samo co zawsze, ale robi to tak samo dobrze. Gabe natomiast jest dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Odkryłem go w tym miesiącu i liczę, że jego nadchodząca płyta zamiesza, bo gość dysponuje naprawdę magnetyzującym flow i fajnie czaruje na bicie. Właśnie, àpropos bitów. Niesamowitą robotę zrobił producent Nerdcoke, tworząc instrumentalne na wspólną EPkę z BoofPaxkMookym. Dostarczył mu ślicznych, synthowych, ambientowych podkładów, z którymi Boof doskonale wiedział co zrobić – hipnoza, trans, latanie. Podobnych słów można określić, mówiąc o Disrespectfully, czyli nowym singlu 10kdunkina – soundcloudowego cloud rapera, któremu mocno kibicuję (nie tylko dlatego, że ostatnio zrećwitował mnie na Twitterku).

No dobra, pogadałem trochę o mniejszych zawodnikach, to na deser tuzy. Pi’erre Bourne puścił kolejny album. Tym razem rapuje na nim Frazier Trill, dla którego jest to pełnometrażowy debiut. Rewelacyjna produkcja i naprawdę zadowalający występ wokalny Fraziera. A teraz o drugim najlepszym singlu tego miesiąca, czyli Last Day In Kodaka Blacka. To przepiękna, wzruszająca, emocjonalna opowieść chłopaka, który właśnie wychodzi z więzienia z absolutnie zachwycającym wykonaniem ze strony Kodaka. Mam nadzieję, że linijka: I don’t know, I think it’s over for this rap game shit, nie oznacza nic złego, bo ten kawałek jest tak śliczny, że nie mogę się doczekać tego, co dalej.

Wspomniałem, że to był drugi najlepszy singiel stycznia, a jaki był najlepszy? Oczywiście Chemtrails Over The Country Club Lany Del Rey. Zachwycony jestem tą piosenką, tym jak ekscytująco się rozwija, tym jak cudownie nostalgiczny nastrój buduje ten minimalistyczny instrumental. Dzieło. W ogóle, całkiem dobry miesiąc to był, jeśli chodzi o popowe single. Xiu Xiu powróciło do robienia lżejszej muzyki i wraz z Grouper, puściło eteryczne, dream popowe A Bottle of RumJosiah Wise, znany szerzej jako serpentwithfeet, jeden z moich ulubionych wokalistów R&B, obiecującym singlem Fellowship zrobił mi smaka na nadchodzący album.

Przeczytaj również:  Przepis na eurowizyjne zwycięstwo – czego nauczyły nas konkursowe triumfy?
Okładka singla “Chemtrails Over The Country Club” Lany Del Rey

Nie tylko single były mocne w popie, ponieważ po czterech latach, z drugą w karierze EPką (A Piper for Janet) powróciła powoli wschodząca gwiazda – Cosmo Pyke, czyli gość, który brzmi trochę jak King Krule, ale dużo mocniej niż Archie trzyma się jazzu. Kolejny album studyjny wydał też Buck Meek (gitarzysta Big Thief), serwując nam urokliwą, ciepłą americanę, pełną slajdującej gitary i ładnych melodii. Skoro już jesteśmy przy muzyce operującej gitarami, wypadałoby wspomnieć o Yasmin Williams – solowej gitarzystce, która wydała uspokajający, rewelacyjnie zagrany (serio, zazdroszczę jej skilla na akustyku) album pt. Urban DriftwoodPrzyznam się szczerze, że trochę mnie znużyło to wydawnictwo, ale tytułowy utwór, jest takim BENGEREM, że nie mogłem nie polecić wam sprawdzenia Yasmin.

Teraz trochę więcej instrumentów. Kolejną płytę wydał Weezer, zespół, którego całym sercem nie znoszę, którego fenomenu nie potrafię pojąć, ale też nie zamierzam oszukiwać się, że czwarty kawałek z tej płyty, czyli Numbers, dogłębnie mnie nie poruszył. Jestem dzieckiem wychowanym na wczesnym Coldplayu i The Frames, a ten track trochę daje mi vibe tych zespołów. Jeśli lubicie Weezer, to sięgnijcie też po całe OK Humanbo fani raczej sobie chwalą. Ja nie lubię, ale kim ja jestem? Bardzo lubię za to South Loop Summer, czyli debiutancki długograj Hospital Bracelet, ponieważ to cholernie porządna, kipiąca emocjami (powtórzenie alert) emówa. Lubię też londyński zespół Shame, który na drugiej płycie (Drunk Tank Pink) poszedł wyraźnie w stronę brudu. Nie ma tu już tak ładnych piosenek, jak moje ukochane One Rizla z debiutu, ale jest satysfakcjonujący, surowy post-punk.

Jeśli już zahaczyłem o brud, to poświęcę akapit muzyce znanej z niewielkiej czystości. Death metalowcy z Gatecreeper zabawili się trochę w Nails, na EPce pt. An Unexpected Reality i choć nie jestem wielkim fanem tego zabiegu, to 11-minutowy, monumentalny death doom metalowy benger, jakim jest Emptiness, położył mnie na kolana, więc gorąco polecam. Mistrzami w maltretowaniu kolan słuchaczy są także Portrayal of Guilt – hadcore’owcy z Austin, którzy ewidentnie bardzo lubią black metal, bo na We Are Always Alone wpływy z tego gatunku odgrywają ogromną rolę. Zdecydowanie najbardziej brutalny album stycznia. Zaraz obok stoi Calvaire od Francuzów z Ferriterium. Jeśli lubicie współczesny black – Mgłę, Deathspell Omega, tego typu klimaty – ten album jest dla was. Ferriterium to maszyna, która nie bierze jeńców

Okładka “Calvaire”  Ferriterium

Po silnych wrażeniach, nadeszła pora na trochę spokoju, który powinien przyjść wraz The Blue of Distance nowojorskiej kompozytorki – Elori Saxl, która sprezentowała tą płytą wodnisty ambient, silnie czerpiący z tradycji post-minimalistycznej. Grane przez nią na oboju, delikatne melodie skutecznie pozwolą wam odpłynąć do innej krainy. Udanym ambientem, skomponowanym na organy, popisał się także Giulio Aldinucci na EPce Music from Organ. Ostatnim wybranym przeze mnie wydawnictwem styczniowym jest Isles, czyli drugi album duetu Bicep. Wciąż wolę ich debiut, ale Isles to zestawienie urzekających, skąpanych w ambiencie brejków i garaży. Jest się przy czym rozpłynąć. –Kuba Małaszuk

Przeczytaj również:  Poète maudit? Recenzujemy "Kino według Godarda" z Millennium Docs Against Gravity

Szczerze, to Kuba swoimi opisówkami pięknie podsumował miesiąc, a to, co mi pozostało, to jedynie zasugerować kilka rzeczy w ramach uzupełnienia jego listy. Styczeń tradycyjnie poświęcam raczej na obczajanie płyt z innych lat, często nadrabiając projekty, na które w natłoku premier nie miałem czasu. Tak było z zespołem Sweet Trip, których niedawno polecił na swoim Twitterze rewelacyjny komiksiarz Bazgram. Zacząłem więc słuchać ich płytki z 2009 roku – You Will Never Know Why (mega granie dla wszystkich fanów miękkiego, kojącego popu na gitarach) – a tu się okazało, że puścili dwa nowe single! Walkers Beware! We Drive into the Sun / Stab-Slow to zestaw dwóch dreampopowych piosnek, wyśpiewanych oddychającymi wokalami, które, pozbawione typowych refrenów, okazują się być zaskakująco progresywnymi utworami. Serio, zwróćcie uwagę jak to wszystko ewoluuje w tle, zapraszając na parkiet, coś pięknego!

Do tańca też niejednokrotnie porywają piosenki na debiutanckim albumie Arlo Parks. Młoda Brytyjka dała się poznać ciekawym koncertem w Opolu (nie na festiwalu polskiej piosenki tho) przed paru laty, lecz jej ówczesna EPka nie była dla mnie szczególnie ciekawa. Collapsed In Sunbeams to jednak kompletnie inna para kaloszy – ambitne, artystycznie dojrzałe wydawnictwo, gdzie wokalistka miesza soul z bedroomowym popem i prezentuje zarówno wrażliwe, przepełnione emocjami strony (Caroline z początkowym riffem, jak z nowej płyty Lianne La Havas), jak i melodyjne, skrajnie przebojowe numery – na szczególne uznanie zasługuje wypełnione hookami Too Good, które od kilku dni nie schodzi z moich głośników oraz stylowe Hope z porywającym refrenem.

Okładka “Collapsed In Sunbeams” Arlo Parks

Kolejnym odkryciem z Wielkiej Brytanii była dla mnie grupa Squid i ich kawałek Narrator, nagrany z Marthą Skye Murphy. Zaczyna się jak LCD Soundsystem, potem brzmi jak Foals z początków kariery, by po 3 minutach kompletnie wywrócić wszystko do góry nogami, wprowadzić apokaliptyczne, hałaśliwe riffy i… zamilknąć. A potem wybuchnąć – jeszcze głośniej, z rozdzierającymi wokalami i niesamowitą atmosferą. Przesłuchanie tej piosenki to jak przesłuchać cały album, serio.

Teraz trochę o rapie, bo Kuba wcale nie wyczerpał tematu. Zawiodłem się jego brakiem patriotyzmu (może czeka na lutowe zestawienie, żeby opisać nową płytę Żabsona?), więc ode mnie grupa o złowieszczej nazwie HAŁASTRA i ich tegoroczny singiel PRZEŁOM. Gangsterski rap pełną gębą, od samego słuchania tego mrocznego podkładu jeży się włos na głowie, doskonale dopełnia go zresztą obniżony głos MC. Czyżby najciekawszy nowy polski rapowy duet od czasu Pro8l3mu? Jak będziecie zapętlać za 3 lata to wspomnicie moje słowa. Z rapsów warto jeszcze zapoznać się ze styczniowym kawałkem JPEGMAFIA, czyli FIX URSELF!gdzie Peggy kolejny raz eksperymentuje z melodią. Niektórzy mówią, że brzmi tu jak Drake – a ja odpowiadam – i co w tym złego? A na dokładkę zaserwujcie sobie króciutki, zaledwie 30-minutowy tejp Tha God Fathim oraz Your Old Droog o filmowym (w końcu nazywamy się Filmawka) tytule Tha Wolf On Wall St – kawał rewelacyjnej, oldskulowej nawijki na eleganckich bitach. Peace! –Wiktor Małolepszy

Playlista:

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.