Advertisement
Amazon PrimeRecenzjeSeriale

Check-out/Check-in. “Continental: W świecie Johna Wicka” [RECENZJA]

Krzysztof Kurdziej
Continental: W świecie Johna Wicka / Materiały prasowe Amazon

Nie minął nawet rok od naszej ostatniej wizyty w uniwersum Johna Wicka. Czwarta część z Keanu Reevesem w roli głównej spotkała się z niezwykle pozytywnym odbiorem i wniosła serię na zupełnie nowy poziom, zwłaszcza w kwestii realizacji scen akcji. Po jej sukcesie była to zaledwie kwestia czasu, aż uniwersum zacznie się rozwijać i rozszerzać o nowe produkcje. I tak też się stało. Już po kilku miesiącach wracamy do tego brutalnego świata, a Lionsgate na start oferuje nam trzytygodniowy pobyt w hotelu Continental. 

Serial już na starcie zaskakuje swoją formą, ponieważ nie jest on klasycznym, ośmioodcinkowym tworem. Postawiono tutaj na trzy, półtoragodzinne odcinki, które można nazwać mini-filmami. Warto zresztą przypomnieć sobie, że pierwszy John Wick trwał 1 godzinę i 41 minut, a więc prawie tyle samo, co jeden odcinek najnowszej produkcji. Dłuższa forma sprawdza się tu całkiem dobrze. Widz może jednak nie być gotowy na ilość dialogów i wprowadzonych na starcie wątków, bo jest ich o wiele więcej niż w filmach. Pierwsze dwa odcinki to w zasadzie ekspozycja i przygotowanie bohaterów do finałowej akcji w ostatnim  odcinku.

Potrzeba też czasu, by wątki zaczęły się zazębiać. A to wszystko może przeciętnego fana serii najzwyczajniej w świecie zanudzić i odepchnąć od przebrnięcia przez całą opowieść. A czy serial o czymś tak zwykłym jak hotel może wypalić? Oczywiście, że tak. Zwłaszcza, że mówimy o sieci hoteli z całego świata, które oferują noclegi dla ludzi z przestępczego podziemia i pozostają przy tym neutralnym terytorium. Już filmy wiele nauczyły nas o nich oraz o zasadach w nich panujących; pokazały, jak wiele zależy od stojącej nad wszystkim rady. Mimo to, były one zawsze owiane tajemnicą, co stało się jedną z większych zalet tej instytucji. Tak, jakbyśmy sami nie do końca mieli prawo być gośćmi tego hotelu.

Continental: W świecie Johna Wicka / Materiały prasowe Amazon

Rozczarowanie przychodzi w momencie, gdy okazuje się, że o samym Continentalu w zasadzie nic nowego się nie dowiadujemy. Jest to w znacznie większym stopniu historia o tym, jak Winston stał się jego kierownikiem, niż jak sieć hoteli działa. Zresztą wyraźnie postawiono tu na inną kartę. Fabuła serialu zabiera nas do lat siedemdziesiątych, co automatycznie staje się głównym atutem produkcji. Nowy Jork to okrutnie brutalne i mroczne miejsce, a bohaterowie serialu idealnie się w tym świecie odnajdują. Otaczające ich miasto zdaje się być nawet ciekawsze, niż sam hotel. W dodatku to właśnie na ulicach spędzamy więcej czasu, niż w tytułowym Continentalu. Jednak klimat serialu to nie tylko kłęby dymu i kolorowe neony w Chinatown. Swoje robi tu także muzyka, ponieważ wybór kawałków z tamtych lat jest naprawdę bogaty i nie tylko umila nam wycieczkę po ulicach Nowego Jorku, ale także nadaje odpowiedniej dynamiki w scenach akcji.

Przeczytaj również:  Target: orgazm. „Babygirl” – recenzja z Wenecji

Colin Woodell jako młody Winston przyzwoicie odnajduje się w swojej roli, choć miał bardzo trudne zadanie, by wejść w buty, które oryginalnie nosi niebywale charyzmatyczny Ian McShane. Całkowite naśladowanie McShane’a mogłoby się skończyć co najwyżej karykaturą. Na szczęście daleko mu do tego. Jego Winston jest szalenie zdeterminowany i już na wstępie przerażająco pewny siebie. Dostaje w bonusie coś, czego McShane nigdy nie dostał, czyli czas na rozwój swojej postaci. Ayomide Adegun jako młody Charon to wręcz kopia, jeśli chodzi o aparycję tej postaci w wykonaniu Lance’a Reddicka. Nie dostaje on tyle czasu ekranowego co Woodell, jednak wykorzystuje swój czas bardzo poprawnie. Wokół nich przewija się jeszcze wiele innych postaci, jednak większość z nich mogłaby spokojnie być bohaterami z jakiejś gry – mają jedną, wyróżniającą je cechę i potrafią się bić. I to tyle. Oczywiście ten zabieg pojawiał się już wcześniej w filmach i niejednokrotnie działał doskonale; czasami tutaj również działa, tak jak w przypadku rodzeństwa najemników, którzy starają się zabić Winstona i spółkę czy w przypadku Jenkinsa – snajpera, który ma problem ze wzrokiem, a dzięki wymieszanej z instynktem zabijania uprzejmości, dostarcza przy okazji kilku zabawnych scen. To jednak wyjątki w morzu bezbarwnych postaci. Uniwersum przyzwyczaiło nas do słabo zarysowanych charakterów, jednak tutaj niektóre z nich są wręcz do zapomnienia po kwadransie.

Continental: W świecie Johna Wicka / Materiały prasowe Amazon

Najbardziej znane nazwisko pojawia się jednak po drugiej stronie barykady. Mel Gibson wciąż nie cieszy się zbytnią sławą za oceanem i w ostatnich latach rzadko kiedy mogliśmy oglądać go w bardziej budżetowych produkcjach. Nie bez powodu niektórzy nazywają jego udział w tej produkcji “powrotem”. Tutaj przypadła mu rola Cormaca, obecnego kierownika hotelu Continental w Nowym Jorku. I już na wstępie wiemy, że jakoś do tej podmianki będzie musiało dojść, a Cormac nie zamierza oddać swojego stanowiska Winstonowi. To oznacza, że Winston, w celu zameldowania się w hotelu na stanowisku kierownika, będzie musiał wcześniej wymeldować z niego Cormaca. Jest on więc wyraźnie zarysowanym antagonistą i rola ta wyraźnie mu przypasowała.Choć Gibson daje z siebie wszystko, koniec końców jego występ pozostawia jednak niedosyt. Liczyłem na to, że w finałowych scenach będzie mógł pokazać pazury, jednak scenariusz mu na to nie pozwolił.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką: „Atlantyda: Zaginiony ląd” (2001)

Najważniejsze pytanie brzmi: jak w Continentalu wypadają sceny akcji? Tutaj trzeba jeszcze przed seansem świadomie oddzielić sobie produkcję filmową od serialu. To dwa zupełnie inne budżety i nie można oczekiwać po serialu, że utrzyma poziom i jakość filmowej serii. Zwłaszcza, gdy ostatnim razem John Wick doprowadził sceny akcji do absolutnej perfekcji, zarówno pod względem choreografii, jak i pod kątem wizualnym. Dlatego od razu mogą się w Continentalu rzucić w oczy słabsze efekty specjalne czy mniej dopracowana bijatyka. Nadal jednak jest ona momentami bardzo dobra, nawet jeśli zdarzają się zgrzyty. To samo dotyczy ilości tych scen. Nie mamy półgodzinnych sekwencji z Keanu w roli głównej, ale to nie o to tu chodziło. Continental potrzebował klasycznej opowieści i narracji, bo samymi potyczkami nic by nie wskórał. Rozumiem więc rozczarowanie niektórych widzów, którzy po czwartej odsłonie filmowej oczekiwali powtórki z rozrywki. Wciąż jest to jednak serial, który idealnie może posłużyć za rozrywkę w nieco chłodniejszy weekend. Nawet, jeśli w hotelu tym nie przebywa akurat John Wick.

 

Korekta: Jakub Nowociński

Ocena

6 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.