Advertisement
AktualnościOctopus Film Festival 2024Publicystyka

Gdzie jest Johnny? Czyli czemu duch Mario Bavy jest wiecznie żywy w slasherach | Felieton | Octopus Film Festival 2024

Jakub Trochimowicz
kadr z filmu in a violent nature
fot. „In a Violent Nature” / materiały prasowe Octopus Film Festival

„Najbardziej skrajną formą horrorów są slashery, traktowane z pogardą od ich pierwszego pojawienia się na ekranie. Jednocześnie są też niesamowicie popularne. Najgorsze z nich wciąż mogą stanowić rozrywkę. Najlepsze z nich ujawniają nam brutalną prawdę o nas samych, naszych lękach i sekretnych pragnieniach” – tak o slasherach mówił Eli Roth w swoim znakomitym serialu History of Horror, w którym wraz z wieloma zacnymi gośćmi ze świata filmu przybliżał historię kina grozy i jego pochodnych.

Być może też macie znajomych, którzy za horrorami nie przepadają, ale slasher to obejrzą, bo w sumie może przestraszyć, ale przy tym stanowi idealną rozrywkę do spędzenia wieczoru w swoim gronie i odgadywaniu, kto zginie następny, a kto może okazać się zabójcą. Prostota konstrukcji slashera (ot, wysyłamy dzieciaki na obóz i nagle zaczynają tam ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach) oraz ogromny potencjał drzemiący w postaciach samych morderców sprawił, że mamy mnóstwo filmów, które stały się franczyzami z sequelami, prequelami, rebootami, requelami etc. Wymienić można chociaż Halloween, Piątek trzynastego, Krzyk czy Koszmar z Ulicy Wiązów, a serii jest wiele więcej. Na tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Dość już tego przydługiego wstępu. Lubimy slashery, oglądamy slashery i będą one też obecne podczas siódmej edycji Octopus Film Festival. Za protoplastów gatunku uważa się Psychozę Alfreda Hitchcocka i Podglądacza Michaela Powella. Jednak za pierwszego przedstawiciela tego nurtu uchodzi  Krwawy obóz Mario Bavy z 1971 roku, który był pokazany na tegorocznym Octopus Film Festival. Film, który, chociaż wywodził się z gatunku włoskiego giallo, to położył podwaliny pod późniejszą twórczość m.in. Tobe Hoopera, Johna Carpentera czy współcześnie Chrisa Nasha. W trakcie tegorocznego Octopusa pokazany zostanie film In a Violent Nature autorstwa kanadyjskiego twórcy, u którego widać pewne punkty wspólne związane z filmem Mario Bavy.

kadr z filmu krwawy obóz
fot. „Krwawy obóz” / materiały prasowe Octopus Film Festival

Bo co nam się przede wszystkim kojarzy ze slasherami? Gromada bohaterów (najczęściej nastolatków), jedno miejsce akcji, tajemniczy zabójca i krwawe morderstwa – tak w dużym skrócie. Te wszystkie aspekty zawarł Bava w Krwawym obozie. Posiadłość nad jeziorem? Jest. Kilku bohaterów (nastolatkowie i dorośli)? Są. Tajemniczy zabójca? Grasuje. Wymyślne zabójstwa? Jak najbardziej, jeszcze jak! Nie będę więcej zdradzać z całej opowieści poza tym, że nie brakuje tam zaskakującego wątku ekologicznego. Lepiej o tym się przekonać na seansie filmu podczas samego festiwalu albo tuż po nim, jeśli zabraknie czasu. Bo chociaż od premiery Krwawego obozu minęły już blisko 53 lata, to ciągle zaskakuje on przede wszystkim wspaniałym talentem Bavy do inscenizowania zabójstw oraz ich niezwykłej krwistości. Ten aspekt w momencie premiery wywołał wiele dyskusji i kontrowersji, sprawiając, że brytyjska cenzura nie pozwoliła na dystrybucję tego filmu. Nie brakuje też zmyślnych retrospekcji, które tylko zagęszczają całą intrygę.. Zdradzę jeszcze, że moje ulubione zabójstwo dokonane jest przy pomocy przedmiotu przypominającego włócznię. Więcej nie powiem.

Przeczytaj również:  Żyć wiecznie. Oasis – „Definitely Maybe” [RETROSPEKTYWA]

Film Bavy był oczywistą inspiracją dla twórców Piątku trzynastego, z 1980 roku. Obóz nastolatków nad jeziorem, grono bohaterów, tajemniczy zabójca i co dla gatunku oczywiste – nieznany morderca, który grasuje między obozowiczami. Sean S. Cunningham skopiował wręcz kilka ujęć z Krwawego obozu. Nie tylko w pierwszej części, bo podobnie było także w drugiej, gdzie nie brakowało ujęcia wyjętego żywcem z filmu włoskiego reżysera. Szeroko cytowane były też ujęcia z punktu widzenia zabójcy, które prawdopodobnie najlepiej wykorzystał John Carpenter w wybitnej scenie otwierającej Halloween.

Jak jednak Krwawy obóz ma się do In a Violent Nature? Szukając prostych analogii na zasadzie przywoływanej dwukrotnie wyliczanki: grupa bohaterów? Jest. Las i jezioro? Także. Tajemniczy zabójca? Oczywiście. Krwawo? Tytuł mówi wszystko. Nie brakuje nawet pewnego wątku ekologicznego, który niejako wynika z tytułu filmu, ale także pojawia się w dialogach filmu Chrisha Nasha. O ile jednak w filmie Bavy wszystko zaczyna się od zmyślnego zabójstwa, o tyle In a Violent Nature jest bardziej połączeniem slashera ze slow cinema. Nie brakuje statycznych, dłuższych ujęć, chwil ciszy, gdzie spokojnie czekamy na erupcję przemocy. A nawet gdy jest względny spokój, reżyser doskonale buduje napięcie, jak w fantastycznej scenie przy ognisku, w trakcie której opowiedziana jest historia lasu, w którym biwakują bohaterowie. Najważniejszą zmianą jest jednak to, że od początku historię śledzimy z perspektywy zabójcy, a nie jego przyszłych ofiar. Co jasne – skoro są punkty wspólne między filmem Nasha a Bavy, to są także z serią Piątku trzynastego. A jaki? Najprostszy możliwy. Otóż imię naszego tajemniczego zabójcy to… Johnny.

Przeczytaj również:  „Beetlejuice Beetlejuice”, czyli oficjalnie witamy jesień [RECENZJA]
kadr z filmu in a violent nature
fot. „In a Violent Nature” / materiały prasowe IFC Films

Wracając do otwierającego ten tekst zdania Eliego Rotha – do której grupy slasherów można zaliczyć Krwawy obóz i In a Violent Nature? Chociaż w momencie premiery dzieło Mario Bavy było przełomowe, tak nie można ukryć, że w scenariuszu pełno jest durnot, które ratuje jak może maestria reżyserka i fantastyczne efekty praktyczne. Chociaż mogę narazić się paru osobom, to jednak Krwawy obóz umieściłbym półkę niżej niż Halloween czy Teksańską masakrę piłą mechaniczną. To oczywiście nie oznacza, że nie warto tego filmu zobaczyć. Co to, to nie! Co zaś się tyczy leśnych przygód Johnny’ego, to było to dla mnie zaskoczenie, gdyż widziałem slogany o „najbardziej krwawym filmie dekady” etc., do których zwykle dobrze jest podchodzić z dystansem. A In a Violet Nature zaskoczyło fantastycznie zrealizowanymi mordami, świetnie budowanym napięciem, ciekawym romansowaniem ze slow cinema i dosyć przewrotnym zakończeniem, które w niezwykłe sposób odwoływało się do pierwszego filmu o postaci Leatherface’a.

Więc jeśli byliście i widzieliście Krwawy obóz na Octopusie, albo nawet wcześniej, to powiedziałbym wręcz, że trzeba skonfrontować ten film ze współczesnym, niemainstreamowym spojrzeniem na gatunek w In a Violent Nature. Które podejście do tego typu kina bardziej Wam podejdzie? Dlaczego starsze jest lepszego od nowszego albo na odwrót? Z tym zawsze warto się mierzyć i o tym dyskutować. Żeby jednak nie było – na film Nasha także dobrze się wybrać, nawet jeśli nie widziało się Krwawego obozu

Korekta: Łukasz Al-Darawsheh

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.