Advertisement
FestiwaleFilmyNowe Horyzonty 2024Recenzje

„Mnich i karabin” – a po pełni księżyca chodziliśmy na wybory | Recenzja | Nowe Horyzonty 2024

Jakub Trochimowicz
kadr z filmu mnich i karabin
fot. „Mnich i karabin” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Winston Churchill podobno powiedział przed laty, że „demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego”. Kto się zgadza, bądź nie, ze stwierdzeniem byłego premiera Zjednoczonego Królestwa, to już indywidualna kwestia. Nie ulega jednak wątpliwościom, że tematy polityczne, czy te dotyczące wyborów są nośnym tematem i chętnie wykorzystywanym przez filmowców. Nie inaczej jest w Mnichu i karabinie, który był pokazywany na 24. festiwalu Nowe Horyzonty.

Oto mamy Bhutan roku 2006. Kraj przechodzi ogromną zmianę: z monarchii absolutnej ma stać się monarchią konstytucyjną, co wiąże się z ogromnymi zmianami, wpływającymi na mieszkańców m.in. podgórskiej wioski Ura. To właśnie członkowie tej niedużej społeczności są głównymi bohaterami filmu Dorjiego. W radiu starszy lama słyszy o nadchodzących próbnych wyborach i w związku z tym wysyła swojego pomocnika po tytułowy karabin na ceremonię, która odbędzie się za cztery dni podczas pełni księżyca. Przypadek? W końcu na ten sam dzień zaplanowano próbne wybory w wiosce. Jednocześnie jej mieszkańcy zastanawiają się, o co w tej demokracji chodzi, czy jest ona potrzebna i na kogo głosować: niebieskich (wolność i równość), czerwonych (rozwój przemysłowy), a może żółtych (konserwatywnych)? To prowadzi do niesnasek rodzinnych, oskarżeń o zdradę wśród najmłodszych i najstarszych mieszkańców Ury i chorobliwego popierania konkretnych kandydatów. Jakby tego było mało, w czasie wpływających na cały kraj zmian, do Bhutanu w celu kupna unikalnego karabiny z czasów wojny secesyjnej, przylatuje amerykański kolekcjoner broni. A kto będzie w stanie mu pomóc?? Oczywiście lokalny przewodnik, który pod przykrywką zwiedzania świątyń zawiezie turystę do właściciela broni. A że ma chorą żonę, która nie wie o jego „tajnej pracy”? To – w teorii – jeszcze lepiej dla zagęszczenia atmosfery.

Przeczytaj również:  Zasłużony Złoty Lew? „W pokoju obok” – wenecka recenzja nowego Almodóvara
kadr z filmu mnich i karabin
fot. „Mnich i karabin” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Te wszystkie wątki przeplatają się w Mnichu i karabinie, tworząc mozaikę bhutańskiego społeczeństwa w czasie historycznych zmian. Zagraniczne media mówią o „rodzącej się najmłodszej demokracji świata”, mieszkańcy montują telewizory i oglądają pierwszy krajowy kanał publiczny, a inni odkrywają MTV, Jamesa Bonda, w lokalnym sklepie kupując „czarną wodę”, którą okazuje się Coca-Cola. Jednak czy każdy z tych wątków rozwija się w satysfakcjonujący sposób? Najciekawszy, dotyczący uczenia się demokracji oraz jej istoty, jest rozwodniony i spłyca momentami ustrój demokraty do czarno-białego spojrzenia, tak popularnego i polaryzującego społeczeństwa we współczesnym świecie. „Dlaczego to robicie, przecież my nigdy nie byliśmy tacy chamscy” – mówi jedna z mieszkanek wioski do szefowej komisji organizującej próbne wybory. Jest świetna scena konfrontacji córki i matki, w której seniorka narzeka na zięcia i jego poglądy. Takich scen jest tylko kilka; są równoważone przez wyśmiewanie sąsiada, bo sprzedał dwie krowy, żeby mieć pieniądze na telewizor. Dosłownie.

Przenikający się najbardziej wątek mnicha poszukującego broni i amerykańskiego handlarza oraz jego przewodnika jest komediowy, ukazuje spojrzenie Bhutańczyków na kwestie finansowe, ale jego finał okazuje się rozczarowujący, przeciągnięty i nie tak intrygujący, jak początkowo dobrze zapowiadający się wątek wyborów. Bo chociaż przechadzki po pięknych Himalajach, zagubienie Amerykanina w obcym kraju może bawić i cieszyć oczy, tak im bliżej końca, tym bardziej zaczyna nużyć z powodu dodawania kolejnych miejsc i postaci. Wspomniałem, że dołożony jest do tego także aspekt kryminalny? No właśnie, jest… i tyle.

Przeczytaj również:  „Bestia” ‒ „Niech żyje miłość!” [RECENZJA]
kadr z filmu mnich i karabin
fot. „Mnich i karabin” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Jednocześnie muszę przyznać, że mimo rozwodnionego scenariusza i próby chwycenia zbyt wielu srok za ogon, to seans Mnicha i karabinu okazał się względnie przyjemny ze względu na poruszany temat zmiany ustroju oraz tych kilku scen dotyczących istoty demokracji, które przywodzą wspomnienia ze słuchania opowieści o wyborach w Polsce z 1989 roku. Na plus filmu Dorjiego działa płynne prowadzenie historii oraz jego końcowe przesłane, które czerpie z tamtejszych wierzeń. To naprawdę lekka produkcja, która wydaje się być idealnie skrojona na obejrzenie po trudnym tygodniu pracy bądź po niedzielnym obiedzie. Bo chociaż punkt wyjścia jest intrygujący, później potrafi być zabawnie, tak brakuje zmiany akcentów i bardziej szczegółowej wiwisekcji Bhutańczyków w czasie zmiany ustroju. Mnich jest, karabin również, ale zabrakło amunicji.

Korekta: Daniel Łojko

Ocena

6 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.