Sprawiedliwość jest iluzją. Recenzujemy “Śledczego” z Millennium Docs Against Gravity


Temat wojny z lat 1991-1995 nie jest obcy kinematografii. Przed trzema laty mieliśmy poruszającą Aidę Jasmili Zbanić – opowieść o wejścu serbskich wojsk do Srebrenicy i próbie ucieczki obywateli z miasta. Teraz, dzięki festiwalowi Millenium Docs Against Gravity możemy oglądać Śledczego Victora Portela. Fabułę śledzimy z perspektywy Vladimira Dzury (pierwszego oficera śledczego Trybunału w Hadze), badającego zbrodnie wojenne popełniane przez Serbów na obywatelach innych nacji i wyznaniach religijnych.
Wojna na terenie byłej Jugosławii zakończyła się blisko 30 lat temu, ale reperkusje oraz konsekwencje tamtych wydarzeń oddziaływują po dziś na ten region. Jeszcze kilka lat temu relacjonowano przesłuchania zbrodniarzy przed Międzynarodowym Trybunałem w Hadze. Do tego, co jakiś czas dochodzą do nas wiadomości o napięciach, które zdaniem największych sceptyków, mogą przerodzić się w otwarty konflikt. Choć upłynęło tyle czasu, pamięć o tamtych wydarzeniach jest wciąż żywa, szczególnie wśród mieszkańców byłej Jugosławii. Victor Portel, bazując na książce Dzuro “The Investigator – Demons of Balkan War”, poświęcił najwięcej uwagi dwóm zbrodniarzom, którymi zajmował się śledczy oraz kilku naocznym świadkom. Opowiadają o tych wydarzeniach z perspektywy lat, konfrontując się z miejscami, w których pracowali, gdzie cudem uniknęli śmierci.
Na początku obserwujemy wcześniejsze śledztwa Dzuro. Właściwa historia rozpoczyna się w współczesnym Vukovarze w Chorwacji; ujęcia pokazują ulice i budynki pamiętające wydarzenia z 1991 roku. Za sprawą archiwalnych nagrań reżyser jednak przenosi nas w czasie do 87-dniowego oblężenia miasta przez jugosłowiańską armię z pomocą serbskich sił paramilitarnych. Głos zostaje oddany dyrektorce szpitala, która w strachu przed ostrzałem, podejmuje decyzję o przeniesieniu pacjentów do piwnic budynku. Brzmi znajomo i współcześnie? Do tego wrócę później, bo takich paraleli jest więcej. Idąc tropem śledztwa haskiego trybunału, docieramy do historii szczęśliwców, którzy przetrwali masakry w okolicach Vukovaru oraz żony jednego ze zbrodniarzy wojennych, burmistrza Slavko Dokmanovicia, pierwszej osoby, na temat której Dzuro prowadził dochodzenie.


Najciekawiej wypada przypadek jednego z Serbów. Początkowo prowadził własnych sąsiadów innej narodowości na pewną śmierć. W pewnym momencie dotarło do niego, co robi, że postępuje źle i zdecydował się o tym opowiedzieć. Opisując tego człowieka, Dzuro stwierdził, że mimo “nawrócenia”, nie potrafi na niego patrzeć przychylnie z powodu wcześniejszych działań. I właśnie ta kwestia; kary i winy pobrzmiewa przez cały 80 minutowy dokument. Tytułem recenzji – “sprawiedliwość jest iluzją” – nawiązuję nim do kwestii z fantastycznego serialu Perry Mason. W ironiczny i pesymistyczny sposób jedna z postaci stwierdza tam, że sprawiedliwość nigdy nie jest w pełni prawdziwa, a jest pewnym wyjściem, które ma zamknąć sprawy. Chociaż w przypadku wojny w Jugosławii ukarano wielu sprawców wojennych (w filmie padają liczby: 161 oskarżonych, z czego 90 skazanych), to pojawiają się w Śledczym głosy osób, które nie czują, że sprawiedliwości stało się zadość. Serbska aktywistka odczuwa ulgę, że takie osoby jak Żeljko Raznatović (zbrodniarz wojenny i twórca jednej z serbskich grup paramilitarnych), czy Slobodan Milosević (były prezydent Serbii) zniknęły z życia publicznego. Jednocześnie ma wiele do zarzucenia Trybunałowi za jego domniemaną stronniczość. Z kolei kobieta pamiętająca tamte wydarzenia ma w głosie żal, że chociaż ogłoszono wyroki, to dalej nie czuje, żeby coś zmieniło się przez te wszystkie lata. Wpleciona jest również perspektywa Dzuro, który opowiada, jak trudno było działać śledczym, chcącym aresztować Serbów poszukiwanych za wojenne zbrodnie. Jedna źle poprowadzona akcja, jeden błąd w procedurach i cała wieloletnia praca mogła pójść na marne i pozostawić domniemanych sprawców na wolności. I tu klimat budują archiwalne nagrania. Dołożenie przez reżysera pulsującej, budującej muzyki tylko zwiększa napięcie. Czujemy się, jabyśmy oglądali interwencję służb, rodem z kina policyjnego i wojennego.
Pisząc o tym dokumencie nie sposób nie oceniać go przez pryzmat obecnej wojny w Ukrainie. Gdyby nie gorsza jakość niektórych nagrań, można by śmiało pomyśleć, że obserwujemy wydarzenia, które mają miejsce za naszą wschodnią granicą od ponad roku. Zbiorowe groby, tajemnicze uprowadzenia, wywózki ludzi, demagogia, walka o “jeden naród”, wyzywanie od “faszystami”, medialna propaganda – to zaledwie kilka z składowych wojny ukazanych w Śledczym. Nasuwają skojarzenia między Serbami a działaniami Rosjan dzisiaj. Jest ich oczywiście o wiele więcej. Nie chcę w tym miejscu porównywać obu tych wojen – jak wszystkie, są bezsensowne. Chociaż wiele rzeczy na świecie się zmieniło, to niektóre pozostają niezmienne. Symboliczna jest w tym wszystkim postać wspomnianego Raznatovicia, któremu Portel poświęca dużo czasu. Ukazuje jego działania jako szefa grupy “Tygrysy Arkana”, następnie obiecującego polityka, oskarżonego o zbrodnie wojenne wszędzie poza rodzimą Serbią, chociaż zdecydował się współpracować z Trybunałem w Hadze (ostatecznie i tak za nie nie odpowiedział). Czemu tak się stało? Nie znającym jego historii, polecam obejrzeć ten film.


Jak wyżej wspomniałem – trudno ocenić Śledczego, nie patrząc na to, co dzieje się w Ukrainie. Ten film nie odpowie na pytania: Dlaczego wybuchła wojna w Jugosławii? Ile osób ostatecznie zginęło? Kto poniósł karę? Jak daleko sięgają jej skutki? Zestawiając świadectwa ludzi z miejscami – wczoraj i dziś – dostajemy mały wycinek tamtych strasznych wydarzeń, które wydają się tak bardzo aktualne. Jednocześnie, mała skala przedstawianej historii, sprawia, że film zapada w pamięć. Zachęca do zgłębienia tematu na własną rękę. Gorzkie wspomnienia tych ludzi oraz konkluzje Dzury pozostawiają widza z głową pełną pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. W końcu nie sposób odpowiedzieć na coś, co nie ma sensu.