Klasyka z FilmawkaPublicystyka

Klasyka z Filmawką – „Podróż na księżyc” Georgesa Mélièsa, czyli narodziny marzeń

Konrad Bielejewski


Na początku był obraz, konkretnie pociąg pędzący wprost na widzów z ekranu. Do dziś krąży miejska legenda, że wielu uciekało w popłochu, krzyczało ze strachu, w przerażeniu nie rozumiało, że to zwyczajny obraz. Kino, pierwotnie zwykłe cyrkowe kuriozum, z czasem stało się nośnym materiałem dokumentalnym. Wszakże przełomowy Napad na ekspres (1903) również był niejako inscenizacją prawdziwego napadu na pociąg, lecz już rok wcześniej, na Starym Kontynencie kinematografia uzyskała nową, niespotykaną nigdzie indziej jakość – uczyniło sny prawdziwymi, a człowiekiem za to odpowiedzialnym był nie kto inny, a Georges Méliès i jego film zatytułowany Podróż na księżyc


Zobacz też: Klasyka z Filmawką – “Szczekające psy nigdy nie gryzą” Bonga

Podróż na księżyc to inspirowana powieścią Julesa Verne’a krótkometrażowa produkcja, której zawdzięczamy do dziś praktycznie każdy element fantastyki, sztuki i wyobraźni w kinie. Méliès wykorzystał swoje zaplecze jako profesjonalny magik, by prezentować widowni na całym świecie urzeczywistnienie swych snów. To on zaprezentował pierwsze efekty specjalne takie jak pojawianie się i znikanie postaci ze sceny, magicznie zróżnicowane scenografie, kosmiczne kostiumy i wiele, wiele więcej. Każdy film Mélièsa, a były ich setki, tętnił czystą, prawdziwą magią kina, wywołując zadumę, śmiech i czasami przerażenie u widzów. Niestety na skutek wielu niefortunnych zdarzeń do dnia dzisiejszego przetrwało zaledwie kilkanaście filmów tego wirtuoza kina, a wśród nich właśnie Podróż na księżyc

Streszczanie fabuły zaledwie 15-minutowej produkcji jest pozbawione sensu, lecz, oglądając ją dziś, warto spróbować wyobrazić sobie to, jak mógł wyglądać seans w tamtych latach. Przepełnione sale kinowe, muzyka rozbrzmiewająca z siedzącej obok ekranu orkiestry, promień przerywanego światła nad głowami widzów, tańczący w obłokach dymu. Śmiechy i krzyki na widok dziwacznych światów powstałych w głowie Mélièsa – prawdziwie wyjątkowe doświadczenie, dalekie od dzisiejszego oglądania filmu na kanale YouTube, na niewielkim ekranie komputera. I te obrazy, dziwaczne postacie tańczące w malowanych chmurach, gigantyczne smoki ziejące kartonowym ogniem, niepowtarzalna uczta wyobraźni. Pozostawione przez reżysera szkice scen do kolejnych zwariowanych filmów najlepiej świadczą o dzikiej kreatywności, do której był zdolny. 


Zobacz też: “Wysoka dziewczyna” – Cierpiętnicy Leningradu [RECENZJA]

Czy jednak Podróż na księżyc ma wartość dla dzisiejszego widza? W dobie efektów komputerowych, które z pewnością przerastają jakością wszystko, co Méliès mógł sobie wyobrazić o kinie wydawać by się mogło, że te proste, kartonowe scenografie, tworzone ręcznie mogą raczej wywołać śmiech niż szacunek. Jednakże biorąc pod uwagę fakt, iż to właśnie Méliès poprzez swoje filmy dał widzom wgląd w świat snów nie sposób nie czuć pewnego rodzaju respektu dla tego szalonego wysiłku, który doprowadził reżysera do upadku finansowego i ostatecznie życia w biedzie. Méliès poświęcił kinu wszystko, każdą część swojego życia, bowiem wierzył, że tworzył sztukę, mimo iż współcześni mu krytycy nigdy by nie postawili kina na równi z teatrem bądź literaturą piękną. Niczym Don Kiszot z La Manczy walczył z przeświadczeniem, iż kino to jedynie tania rozrywka dla mas. Ów pogląd zmienił się dopiero po 20-30 latach, kiedy Méliès był już w podeszłym wieku, lecz nawet wtedy udzielał się jako mentor dla młodego pokolenia francuskich filmowców, którzy przecież zmienili kino na tak wiele sposobów. Po dziś dzień artyści, muzycy i reżyserzy składają hołd słynnemu magikowi, który niczym Prometeusz skradł sny i marzenia i podzielił się nimi z nami.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.