Czy wszystko spłonie? „Dwadzieścia lat później: C.K.O.D.3” | Felieton | Millennium Docs Against Gravity 2024
Czy kolektywny bunt jest jeszcze możliwy? Czy ten ogień w sercu zgasł na zawsze pod butem kapitalizmu? Kim teraz jest opresor? Kiedy wszystkie potrzeby są zaspokojone, z czym należy walczyć? Jakub Wandachowicz w swoim artykule Generacja Nic[1] odpowiada na te pytania, pisząc o bolesnym rozczarowaniu. Określa on pokolenie urodzonych w latach 70. jako istniejące bez kontekstu, generację bez tożsamości i motywacji do pozostawienia po sobie śladu. Wandachowicz miał 27 lat, kiedy jego tekst został opublikowany na łamach Gazety Wyborczej w 2002 roku. Sportretował w nim bliskich mu wiekiem przyjaciół, zaangażowanych ideowo intelektualistów, których transformacja gospodarcza zwabiła perspektywą iluzorycznej wolności, a okazała się w istocie nową strategią systemowego reżimu, czyniąc ich jego ofiarami. Nagła degradacja pokoleniowego żywiołu, zduszonego przez konsumpcyjny charakter codzienności, nie miała już szans na regenerację wobec losu kształtującego się społeczeństwa kapitalistycznego.
W Dwadzieścia lat później: C.K.O.D.3 Piotr Szczepański po raz trzeci rejestruje perypetie łódzkiego zespołu Cool Kids of Death. Grupy, która, patrząc na nią przez pryzmat tekstu Wandachowicza, sprawia wrażenie nieszczęśliwego przypadku erozji pokoleniowego zrywu, poległego w trakcie symbolicznej walki z systemowym otępieniem, o którą sekstet oparł swoje powołanie. W spojrzeniu Krzysztof Ostrowski, Jakub Wandachowicz, Jacek Frąś, Marcin Kowalski, Kamil Łazikowski i Wojciech Michalec, wraz z propozycją zagrania serii jubileuszowych koncertów, stawiają swoją działalność pod znakiem zapytania. Bowiem bunt w czasach dostatku okazuje się być produktem nie do sprzedania, a wrodzona potrzeba pozostawienia po sobie śladu jest wartością nieprzeliczalną na wskaźniki.
Czym jest Cool Kids of Death dziś? Choć to pytanie nie jest zadane wprost, reżyser stara się znaleźć na nie odpowiedź poprzez dokumentację przygotowań do trasy, a później samych koncertów. Szczególnej zadumie ulegają Ostrowski (wokal) i Wandachowicz (bas), główni tekściarze i autorzy sztandarowych hymnów formacji. Szczepański uchwyca momenty, w których muzycy usiłują przypomnieć sobie swoje dawne pomysły i przywrócić im oryginalny zapał. W trakcie tych prób przebłyskują wspomnienia z trasy koncertowej sprzed dwudziestu lat, będących jednocześnie fragmentaryczną kroniką z zapisu codzienności twórców muzycznych w realiach spartańskich warunków polskiego przemysłu fonograficznego. Jednak za sprawą wytwórni Sissy Records, na łamach której ukazał się m.in. Uwaga! Jedzie tramwaj Lenny’ego Valentino, szybko stali się jednym z najważniejszych zespołów wschodzącego milenium w Polsce, ściągając na łódzki grunt new wave, punk i katartyczny nihilizm. Cool Kids of Death jest wówczas wyrazem dla reaktywnego impulsu, sygnałem do ataku na rosnącą komercjalizację i trywializację doświadczeń, patronem zaangażowania. W atrakcyjnej formule dostatku C.K.O.D. dostrzegają kłamliwy charakter przeciwnika, na którego sposobem może być tylko opór wobec zaprogramowanej idei szczęścia, tj. mitycznego stanu możliwego do doznania wyłącznie po zdobyciu najwyższego szczebla kariery zawodowej. Wandachowicz w swoim tekście jednak nie widzi nadziei na ratunek, a Szczepański w trzeciej części opowieści o zespole uwiecznia proces entropii jego tożsamości, zbudowanej na podstawie okolicznościowej reakcji na trudną zmianę.
W zapisie Szczepańskiego szczególnie doceniam ujęcie miasta jako drugo-, a nawet trzecioplanowego czynnika wpływającego na rozwój i hibernację zespołu. Jako łodzianka z urodzenia i z wyboru nie potrafię spojrzeć na ten aspekt lekceważąco, ponieważ każdy, kto choć trochę poznał Łódź, wie, że nie jest to łatwa relacja. Narracyjna fetyszyzacja tego miasta jako dawnego przemysłowego imperium, obowiązkowego punktu na międzynarodowym szlaku handlowym i wielokulturowego centrum to w rzeczywistości mechanizm wypierający trwające do tej pory konsekwencje transformacji ustrojowej, wśród których najważniejszą jest niedookreślona tożsamość miasta pozostającego w stanie entropii. Choć w tej chwili daleko jej do wspomnień Mariusza Wilczyńskiego[2] (chyba że wylądujecie na Starym Polesiu lub na Górnej…), Łódź została zaklęta w przeszłość, postfabryczny koszmar. To muzeum niemierzalnych ambicji i cmentarz dla artystycznych rewolucji. To puszka Pandory, lecz skrywa się w niej potencjał, którego włodarze nie są w stanie zidentyfikować. Łódź to toksyczna kochanka, a my, łodzianie, będziemy ją kochać mimo wszystko. Patrzcie jak „robimy z tego grobu dom”[3].
Niema obecność miasta w historii Cool Kids of Death jest nakreśleniem kontekstu przeżywanych przez muzyków bytowych i twórczych rozczarowań. Łódź to dziura w ziemi wyżłobiona przez nowoczesność, która dotkliwie poturbowała nasze polskie Detroit i żyjących w nim ludzi. „Nagraliśmy te piosenki i sytuacja wokół nas zmieniła się diametralnie […]. Jakieś procesy zachodzą wokół nas, które nas zmieniają i nie wiem, czy się w końcu tak nie stanie, że my zupełnie niezauważalnie przejdziemy na drugą stronę” – mówi Ostrowski w 2002 roku. Po tej drugiej stronie należy „ludzkie popędy i uczucia okiełznać i zaprząc do służby społeczeństwu. Zgodnie z tym nowoczesnym sposobem myślenia wszelkie przejawy spontanicznie działającego świata społecznego, regulowanego oddolnie i samoorganizującego się, uznajemy za niemożliwe […]”[4]. Partyzantka C.K.O.D. trwała nieprzerwanie do 2011 roku, aż w końcu przyszedł czas, aby zweryfikować założoną strategię ataku lub… całkowicie złożyć broń.
W obawie przed odrzuceniem muzycy szukają luki w nowym porządku i zastanawiają się, czy z perspektywy dzisiejszych dwudziestoparolatków są już wykwalifikowanymi dziadersami czy może istnieje szansa na wytworzenie międzypokoleniowego mostu porozumienia. „Nazywamy się Cool Kids of Death i przyjechaliśmy z Łodzi z roku 2002” – tak Ostrowski otwiera koncert podczas Męskiego Grania. Pod sceną szał. Wszyscy znają teksty. Energia jak ze wspomnień. Grupa zaprezentowała się nie tylko jako żywy pomnik przeszłości, który utrwalił w sobie pokoleniową żywotność i pewien moment z historii, ale także błysk utęsknionej spontaniczności, przygodności, wolnej ekspresji. Uruchomienie tych pierwiastków w publiczności wyzwala w formacji myśl pogrzebaniu żalu na rzecz zawarcia wspólnoty z nową generacją słuchaczy – z nowymi problemami i kolejnymi pokoleniowymi wrogami, przy których zwalczaniu muzyka C.K.O.D. również może być się sprawdzić jako soundtrack.
W miejsce rezygnacji wchodzi nadzieja, a ta zdaje się otwierać przed grupą zupełnie nową perspektywę, w której skandowany do tej pory brak przyszłości zostaje radykalnie przeformułowany. Od teraz przyszłość jest niepewna, a kierunek w jakim podąży Cool Kids of Death – nie do przewidzenia. Chybotliwość jutra wynika nie tylko z położenia zespołu, ale także globalnego zatrzęsienia zakładanej cudowności kapitalizmu, która w swym wachlarzu niekończących się możliwości, uprawdopodabnia nawet najtragiczniejsze scenariusze: od nadchodzącej katastrofy klimatycznej, rozwoju technokracji, korporacjonizmu, aż po wojny. Dzisiejszemu pokoleniu, tak jak i wcześniej, potrzeba głosu o sile przebijającej się przez ścianę wielkich narracji, degradujących znaczenia realnych zagrożeń na swoją korzyść. Mając w pamięci teksty C.K.O.D. bardzo trudno nie odnieść wrażenia ich aktualności i adekwatności. Chłopaki, spójrzcie, z czym my, dzisiejsi dwudziestoparolatkowie, musimy się zmierzyć, by nadchodząca przyszłość była jakkolwiek mierzalna w kategorii czasowej. Dalej Cool Kids of Death, pomożecie? Butelki z benzyną i kamienie już gotowe!
[1] J. Wandachowicz, Generacja Nic, https://wyborcza.pl/7,75410,10939975,generacja-nic.html [dostęp: 13.05.2024]
[2] Mariusz Wilczyński osadza akcję „Zabij to i wyjedź z tego miasta” we wspomnieniach Łodzi z okresu dorastania.
[3] Fragment utworu Cool Kids of Death – „Niech wszystko spłonie”.
[4] M. Matysek-Imielińska, Splatając otwarty świat/doświadczając miejskich utopii. Teoretyczne założenia eksperymentów miejskich w duchu Tima Ingolda, „Kultura współczesna” 2019 nr 3/2019, s. 17.
korekta: Kamil Walczak
Koordynatorka Sekcji Muzycznej. Twierdzi, że pop najdokładniej odzwierciedla ducha czasów.