„Na pełny etat”. Miejski dreszczowiec | Recenzja | Nowe Horyzonty 2022
Kilka tygodni temu w Łodzi odbył się strajk pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy poprzez zajęcie kluczowych ulic w infrastrukturze miasta skutecznie uniemożliwili mieszkańcom przemieszczanie się transportem publicznym. Tramwaj, którym wówczas jechałam, zatrzymał się pomiędzy przystankami. Zdezorientowani i, przede wszystkim, zdenerwowani ludzie zaczęli rozglądać się po sobie w poszukiwaniu wytłumaczenia dla zaistniałej sytuacji. „O co chodzi?”, „Czy pojedziemy dalej?”, „Cholera, co za banda idiotów!”. Również zaczęłam ciskać klątwami pod nosem, ale szybko się uspokoiłem. To nie ja zostałam zmuszona do walki o swoją godność, wobec czego konieczność powrotu do domu spacerem w żaden sposób nie uderzyła w moją cierpliwość.
Idąc, zastanawiałam się nad potencjalnymi zwrotami akcji, które to zdarzenie zainicjowało w losach osób tkwiących w potężnych korkach. W głowie pojawiły się dziesiątki różnych scenariuszów. Być może ktoś się spóźnił na ważne spotkanie, ktoś nie zdążył z pomocą. Być może zawalił się wtedy czyiś świat. Éric Gravel w swoim drugim pełnym metrażu, Na pełny etat, sportretował życie Julie – kobiety, której wyliczony co do minuty harmonogram dnia zostaje zrujnowany przez paraliż komunikacji miejskiej Paryż przez trwające w stolicy protesty.
Julie mieszka na francuskiej prowincji wraz z dwójką dzieci. Codziennie wstaje wczesnym rankiem, by odprawić swoje pociechy do niańki i zdążyć na pociąg do Paryża, gdzie pracuje jako główna pokojówka w pięciogwiazdkowym hotelu. Ze względu na miałkie wynagrodzenie i nieregularnie wypłacane alimenty od byłego męża Julie aktywnie poszukuje innego zatrudnienia w korporacji marketingowej. Z tyłu jej głowy nieustannie wybrzmiewa echo telefonów z banku, ponaglających realizację zaległych płatności. Bohaterka z konieczności została uwięziona w wycieńczającej rutynie, w której nadmierna ilość obowiązków i brak czasu pozbawiają ją zarówno sił, jak i tożsamości. Po powrocie do domu Julie poświęca ostatnie chwile dnia na zabawę z dziećmi, by za moment domknąć to błędne koło i rozpocząć maraton od nowa.
Zawieszona w pętli codzienności kobieta stopniowo zaczyna tracić kontrolę nad ilością spraw, o których należy pamiętać. Punktem kulminacyjnym nieprzerwanego napięcia jest wspomniany już strajk. Sparaliżowana infrastruktura miasta wprowadza chaos do dopiętego na styk życia bohaterki – późne powroty do domu wpływają na cierpliwość niańki, Julie zaczyna spóźniać się do pracy, staje się coraz bardziej nieuważna. Zaufanie przełożonej, która do tej pory przymykała oko na błędy głównej pokojówki, zaczyna sięgać zenitu, na horyzoncie pojawia się ryzyko utraty pracy. Wstrzymane przejazdy kolejowe zmuszają Julie do pozostania na noc w Paryżu, co z kolei pogarsza relacje z opiekunką do dzieci. Ciśnienie wzrasta, a perspektywa zbliżającej się katastrofy wydaje się być nieunikniona.
Na pełny etat to thriller, którego źródło tkwi w upływającym czasie i (auto)destrukcyjnej organizacji życia. Jedynym statycznym momentem w przytłaczająco dynamicznym obrazie Gravela są ostatnie sekundy przed wybrzmieniem porannego alarmu budzika. Zbliżenie na śpiącą twarz protagonistki oraz przebłyski niewyraźnych wspomnień są chwilą na zaczerpnięcie oddechu przed kolejnym dniem, a zasłużony odpoczynek nadejdzie dopiero weekend, który zamyka tygodniową strukturę filmu.
Francuski reżyser kreuje portret kobiety, samotnej matki, pracownicy na tle codziennej egzystencji życia. Dzięki prostocie tej realistycznej kompozycji wyeksponowane zostają frustracja, lęk, niepewność, zmęczenie, a nawet bunt i rozpacz. Przy akompaniamencie energicznej, pulsującej muzyki i niemym wołaniu o pomoc, Julie jednak nie zamierza przestać robić dobrej miny do złej gry, co wkrótce obraca się przeciwko niej.
Tytuł filmu odnosi się do dwóch przestrzeni – sfery zawodowej oraz prywatnej. Julie pracuje na pełny etat w pięciogwiazdkowym hotelu, po czym wraca być matką dla dwójki swoich dzieci. Gravel, biorąc na warsztat temat macierzyństwa, ukazuje, że ten model bywa społecznie nieakceptowany i realnie niemożliwy, co wybrzmiewa podczas jednej z rozmów kwalifikacyjnych. Rekruterka zauważa czteroletnią lukę zawodową w CV Julie i wyraźnie lekceważy jej tłumaczenia o cennym czasie poświęconym wychowywaniu dzieci.
Julie jest zobligowana przez rzeczywistość do rzetelnego wykonywania swoich obowiązków, których ceną są unicestwione pragnienia i tożsamość. Cierpienie spowodowane utratą autonomii zostało przedstawione w subtelnych momentach słabości, na które bohaterka nigdy nie może sobie pozwolić. Napięcie znajduje swoje ujście w drobnych, niezauważalnych gestach. Zostawia przy tym rysy na jej psychice, która w końcu nie wytrzymuje. Julie waha się, kiedy syn prosi ją, by spała w jego łóżku, krzyczy na dzieci, gdy nie jest w stanie nad nimi zapanować. Ekspresja nie jest wyłącznie efektem narastającej frustracji, ale także zamanifestowanym buntem wobec pełnionej roli, niezgodą na zastaną sytuację, głosem uśpionego Ja, domagającego się poszanowania swoich granic.
Gravel zbudował miejskie kino akcji na fundamencie atrybutów codziennego życia, stosując przy tym bardzo proste środki. Rezygnując z filtra zbędnych symboli, demonstruje ekstremalny przypadek Julie – namiastki rzeczywistości w skali mikro. Kamera podąża za bohaterką w gorączce jednostkowego dramatu, a ja przeżywam tę gonitwę coraz bardziej z każdą mijającą minutą.
Filmawka jest partnerem 22. edycji Festiwalu Nowe Horyzonty
Koordynatorka Sekcji Muzycznej. Twierdzi, że pop najdokładniej odzwierciedla ducha czasów.