Nie do końca “Niesamowici atleci” [RECENZJA]
„Niesamowici atleci” to tytuł niezwykle problematyczny, ale to nic dziwnego. Till Lukat, autor komiksu, postanowił wyselekcjonować 50 sylwetek sportowców i sportowczyń, którzy z różnych powodów zasługują na uwagę. Próbując pogodzić formę narracyjną z encyklopedycznymi wstawkami, łatwo jest o potknięcia.
Album zawiera krótki wstęp, nakreślający istotę sportowych rozgrywek już w starożytnej Grecji. Następnie śledzimy kolejne postaci atletów i atletek na przestrzeni dziejów, przerywane wpisami dotyczącymi sportu ogólnie. Pierwsze poważne zastrzeżenie mam do przyjętej formy. Każdy profil składa się z całostronicowej ilustracji, czterokadrowego komiksu i encyklopedycznej notki. Do ilustracji zastrzeżeń nie mam, bo w ciekawy sposób łączą przedstawienie opisywanych osób z symboliką. Same komiksy wypadają już gorzej. Niekiedy z lekkim humorem nakreślają charakterystyczne sytuacje i cechy charakteru sportowców i sportowczyń, ale czasem stanowią prostackie wręcz wycinki jakichś sytuacji, okraszone dopisanymi przez autora dialogami. Często nie spełniają żadnej konkretnej funkcji, stanowiąc mało interesujący dodatek do notki.
No właśnie, notki. Pół biedy, że w każdym wypadku to ledwie kilka zdań. Gorzej, że są to najczęściej suche, okraszone ubogim kontekstem odpisy rodem z Wikipedii. Rozumiem, że Lukat chciał jedynie zwrócić naszą uwagę na interesujące postacie, zachęcając do przyjrzenia się im w detalach na własną rękę. Jednak nie zrobił tak naprawdę nic, żeby tę ciekawość wzbudzić. Skąpość, suchość i brak kontekstu mnie raczej wynudziły. Brakuje tutaj elementów „wow!”, które sprawiłyby, że „Niesamowici atleci” stali się naprawdę niesamowici. Co więcej, wybór faktów dotyczących niektórych z osób jest kontrowersyjny. Bo czy Zinedine Zidane, jeden z najlepszych francuskich piłkarzy ostatnich kilku dekad, naprawdę ma zostać zapamiętany przez pryzmat jego szarży głową na Materazziego? Czy jedna z najlepszych amerykańskich sprinterek, Florence Griffith-Joyner, ma być widziana przez pryzmat… swoich paznokci? I czemu autor zdecydował się na umieszczenie choćby O. J. Simpsona? I to jeszcze wybielając jego historię – zupełnie pomijając te przestępstwa, za które został skazany? Swoją drogą, merytorycznie też nie zawsze jest kolorowo. Ot, choćby wpis o Brucie Lee ze wspomnieniem, że jego ostatni film („Ostatnia gra”), nie został dokończony – choć to nieprawda, bo produkcja ta została (w zmienionej formie) wypuszczona już po śmierci aktora.
Żeby nie było aż tak gorzko, to co podoba mi się bardzo to dobór postaci. Obok oczywistych przykładów pokroju Jessiego Owensa, Muhammeda Ali (z niejasnego powodu nazwanego w książce „Mohamedem”) czy Michela Jordana, dostajemy wiele mniej znanych nazwisk. Ot, choćby koszykarka Cheryl Miller, siostra Reggiego Millera, która swoimi dokonaniami śmiało mogłaby przyćmić legendarnego brata. Innym przykładem jest Nadia Comaneci, która w wieku 14 lat (w roku 1975), ustanowiła teoretycznie nieosiągalny wynik 10.00 punktów w gimnastyce, na Olimpiadzie w Kanadzie. Muszę więc jasno zaznaczyć, że chociaż w ogólnym rozrachunku uważam „Niesamowitych atletów” za pozycję niezbyt udaną i potencjalnie bezcelową, Lukat potrafi momentami zdobyć u mnie kilka punktów. Zdobywa je właśnie za nieoczywiste przykłady, które – choć cierpią przez skąpą formę – potrafią usprawiedliwić lekturę.
Graficznie Lukatowi udaje się oddać charakter osób i sportów, chociaż ma spore problemy z dynamiką. Uderzeniom, lecącym piłką czy biegnącym sportowcom brakuje impetu, są dość płaskie. To, co może się natomiast podobać, to prosta, pastelowa paleta kolorów przy ilustracjach. Samo wydanie stoi na wysokim poziomie. Gruby papier, solidna jakość druku i porządna, twarda okładka wyróżniają to wydanie. Małe zastrzeżenia mam co do tłumaczenia („Mohamad” Ali, składnia niektórych zdań), ale summa summarum wypada ono dość dobrze.
No więc czy warto się zainteresować „Niesamowitymi atletami”? Moim zdaniem niekoniecznie. Czy jednak jednoznacznie odradzam lekturę? Hm, nie do końca. Myślę, że jako pozycja rozbudzająca zainteresowanie atletami i atletkami z mniej lub bardziej ciekawymi osiągnięciami, ten komiks spisze się całkiem nieźle. Jednak tylko pod warunkiem, że naprawdę pasjonujemy się sportem i chcemy znaleźć punkt zaczepienia do poszerzenia horyzontów. W innym wypadku polecam jednak spasować i sięgnąć po inne lektury z pokaźnego i szalenie ciekawego portfolio Centrali.
Scenarzysta komiksowy, publicysta. Czyta za mało komiksów, nie ma wystarczająco dużo czasu na granie w gry i ma zbyt długą listę filmów do nadrobienia. Uważa, że w filmach treść powinna stać ponad formą.