“Return of the Obra Dinn” – Poczuj się jak prawdziwy detektyw! [RECENZJA]
Kiedy pod grą podpisuje się Lucas Pope, twórca świetnie przyjętego Papers, Please, to nie można obok niej przejść obojętnie. W Return of the Obra Dinn wcielamy się w agenta ubezpieczeniowego, który ma za zadanie odkryć tajemnicę stojącą za śmiercią załogi tytułowego statku na początku XIX wieku. Odkrywając kolejne dowody i łącząc je wszystkie w logiczny ciąg, powoli uzupełniamy nasze notatki w celu rozwikłania zagadki. Ot, wydawać by się mogło, że to kolejna przygodówka, jakich wiele, w której musimy klikać wszystko na wszystkim – prawda? Oj, zdecydowanie nieprawda.
Przeczytaj również: Jesteś tylko zabawką… [FELIETON]
U podstawy rozgrywki leży zegarek Memento Mortem, dzięki któremu możemy przeżyć ostanie chwile poszczególnych członków załogi w zamrożonych w czasie scenkach. Zagadek nie rozwiązujemy jednak poprzez liczne interakcje ze światem czy działanie tu i teraz, jak ma to miejsce w wielu przygodówkach czy grach logicznych. W Return of the Obra Dinn musimy uciec się do dedukcji. Ze zbioru przypuszczeń na temat tego, kto, w jakim miejscu i w jakich okolicznościach zginął, należy dojść do twardych wniosków, które złożą się w większą historię. Czy ten człowiek to kapitan? Czy przygniótł go głaz, czy bela drewna? A może rozerwała go macka? Żeby odpowiedzieć na te pytania, należy skrupulatnie przeczesywać miejsce dochodzenia, słuchać dialogów, łączyć poszlaki, stawiać hipotezy i weryfikować je z – początkowo skromną – wiedzą na temat załogi. Znamy ich imiona, nazwiska, role na statku, niekiedy twarze i niewiele więcej. Z czasem jednak, wykluczając jedne hipotezy, łatwiej będzie nam postawić kolejne. I tak załogant po załogancie, aż zbierzemy jak najdokładniejsze informacje.
To, co w tej produkcji jest naprawdę dopieszczone, to poziom trudności. Zaczynamy od kojarzenia prostych faktów, a z czasem dochodzimy do dość rozbudowanych łańcuchów, w których musimy zidentyfikować wiele ruchomych elementów, często wracając się do wcześniejszych wspomnień. I choć wspomniałem, że eliminowanie kolejnych hipotez sprawia, że łatwiej nam jest postawić kolejne, nie znaczy to wcale, że odkrywając los jednej postaci, nigdy już do niej nie wrócimy. Nawet najdrobniejsze szczegóły z jednej sprawy, takie jak relacje między postaciami, mogą okazać się kluczem do ustalenia czyjejś tożsamości nieco później w grze. Jednocześnie, chociaż wszystko się rozgałęzia, gracz nie czuje się przytłoczony, a gra jest bardzo sprawiedliwa w swojej logice.
Intrygująca, jednocześnie niezwykle klimatyczna jest stylistyka Return of the Obra Dinn. Sam twórca nazwał ją 1-bit. Dwa kolory, duży kontrast, a wszystko poskładane z wyraźnie widocznych pikseli. I choć całość jest zadziwiająco czytelna, zdarza się, że momentami nie widać wszystkiego dokładnie. Szczególnie, że postać sterowana przez gracza ma bardzo ograniczone możliwości ruchu i przybliżania kamery. Lubię sobie jednak powtarzać, że to nie jest błąd, a raczej ograniczenie wynikające z założeń rozgrywki i poziomu trudności. Wiecie, trochę jak legendarne już „it’s not a bug, it’s a feature”. Oszczędna jest też warstwa audio, ale podobnie jak grafika, buduje specyficzną estetykę, która pozwala zanurzyć się w świat wykreowany przez Pope’a.
Jeśli chcecie więc poczuć się jak prawdziwy detektyw (bo wiadomo, że nie ma lepszych śledczych niż agenci ubezpieczeniowi!), oraz poznać pełną intryg, skąpaną w mitologicznych sosie historię załogi Obra Dinn, to czeka Was zakup obowiązkowy. Tak inteligentnej, przemyślanej mechaniki, której głównym narzędziem jest rozum gracza a nie kawałek kodu, nie znajdziecie w żadnej produkcji AAA. I pewnie w niewielu innych produkcjach w ogóle.