Advertisement
HBO MAXRecenzjeSeriale

„Pingwin” – ciągle drugi [RECENZJA]

Daniel Łojko
pingwin
fot. Macall Polay / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

„Znowu drugi. Całe życie ciągle drugi. Nawet, jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi. W życiu wiecznym także drugi?”. Chociaż słowa te w kultowym Nic śmiesznego wypowiedział Adaś Miauczyński, Pingwin z pewnością mógłby się z nimi utożsamić (skoro w uniwersum Matta Reevesa istnieje Solidarność, to kto wie – może Marek Koterski nakręcił ten film?). Ba, Oswald Cobb nie był nawet drugi. Zawsze w cieniu. Gość z etykietką „przynieś, podaj, pozamiataj”. W gangsterskim zawodzie sprowadzony do roli pachołka, piął się po szczeblach wyżej, kończąc tam, gdzie zaczynał – jako pachoł. Za dzieciaka zazdrosny o swoich braci. Ciągle z boku. W drugim (o ironio) rozdziale The Batman Epic Crime Saga ruszamy tam, gdzie mroczny rycerz zagląda na razie bardzo nieśmiało.

Tydzień po zniszczeniu opaski brzegowej przez Riddlera, zalaniu części Gotham i śmierci mafijnego bossa Carmine’a Falcone, mieszkańcy próbują powrócić do rzeczywistości. Wśród nich kryje się jednak gangsterski element, a przestępczy półświatek dopiero zaczyna pogrążać się w chaosie. Każdy ma chrapkę na nowe terytoria, interesy i konflikty, chce skubnąć coś dla siebie. Nie inaczej próbuje zrobić „ciągle drugi” Pingwin. Po latach pracy dla rodziny Falcone, Oz postanawia sięgnąć po to, co według niego od dawna mu się należy i zasiąść na przestępczym tronie Gotham. Do gry wkracza jednak córka dawnego bossa, Sofia. Pingwin zanurza nas w przestępczej części miasta, ukazując jego wiele ciemnych stron. Następuje tu całkiem ciekawy zabieg, bo serial rzadko kiedy wybiega poza granice gangsterskiego świata. Jakby funkcjonował równolegle do tego zwykłego, dopiero podnoszącego się po powodzi. Showrunnerka Lauren LeFranc zabiera nas zatem do ciemnych zaułków, szemranych magazynów, klubów, ale i wielkich, mafijnych posiadłości.

pingwin
fot. Macall Polay / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

Chociaż produkcja zgrabnie porusza się po scenariuszowych torach, zalicza też po drodze wiele komiksowo-fantastycznych głupotek. Za przykład niech posłuży scena z podrzuceniem scyzoryka z drugiego odcinka, potężny, rozpoznawalny i w dodatku ranny gangster ot tak uciekający z więzienia o zaostrzonym rygorze czy niezwykle duża częstotliwość wpadania głównego bohatera w łapska wrogów. Wątpliwości mogą budzić również niektóre z postaci drugoplanowych: dr Julian Rush (do którego fani już zdążyli dorobić teorie o byciu Strachem na Wróble), Luca Falcone czy przedstawiciele innych gangów Gotham głównie bez celu wypełniają czas ekranowy. Chociaż zdarzą się dwa czy trzy momenty, gdy przydadzą się jako fabularne narzędzia, to przez większość czasu leżą zakurzone w szopie. Miało to zapewne przedstawić przebiegłość zarówno Pingwina, jak i Sofii w potyczkach intelektualnych. Produkcja w tej kwestii niejednokrotnie narzuca wspomnianej dwójce plot armor.

Przeczytaj również:  „Dziki robot" – miłość, śmierć i robot [RECENZJA]

Główny bohater to najgorsza, możliwa kanalia. Oz kombinuje, mydli oczy, donosi, kłamie – wszystko jedynie dla swojego zysku. Król może być tylko jeden. Serial świetnie rysuje złoczyńcę, bez usprawiedliwiania go i robienia z niego antybohatera, co w ostatnich latach stało się przedziwnym trendem (patrz: Loki). Dostajemy również mały wgląd w życie Pingwina, zahaczającteż o jego dzieciństwo. Te zabiegi w teorii mają przybliżyć nas do głównego bohatera, a jednocześnie nie służą, by budzić w nim sympatię. Raczej, aby pokazać, jak zepsuty był już od najmłodszych lat i dlaczego rzadko kiedy cofnie się przed osiągnięciem swoich celów. Colin Farrell zapowiadał, że wraz z końcem serialu znienawidzimy Cobba i miał absolutną rację. Twórcom udało osiągnąć się zamierzony efekt, a ostatnie kilka minut finałowego odcinka to idealna puenta całej produkcji. Może też prowokować zasadne pytania o fascynacji i dopingowaniu antagonistów. Walter White koniec końców również był w Breaking Bad złoczyńcą. O Colinie Farrellu wiele już zostało powiedziane. Przykrycie irlandzkiego aktora charakteryzacją paradoksalnie podziałało Pingwinowi na korzyść: zamiast znanej twarzy obserwujemy kogoś całkowicie innego, co jeszcze bardziej urealnia postać i zbliża nas do niej. Oz błyszczy: od akcentu, przez nierozpoznawalny głos, po język ciała. Przeciwieństwo i jednocześnie podobieństwo głównego bohatera stanowi Sofia Falcone.

Pingwin
fot. Macall Polay / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

Tragiczne tło postaci Cristin Milioti konkretnie ją zahartowało. Również cechuje ją kalkulacja, przebiegłość i inteligencja. Owianą złą sławą córkę groźnego bossa, charyzmatyczna Milioti gra zimnie, wyrachowanie, magnetycznie. Swój talent pokazuje w odcinku poświęconym jej bohaterce, ilustrującymcierpienie i przemianę Sofii. W kwestiach aktorskich nagród z pewnością będzie mocną zawodniczką. Laureatka Grammy za rolę w musicalu Once ma już za sobą współpracę z Martinem Scorsese, główną rolę w Jak poznałem waszą matkę czy Palm Springs, lecz pozostaje mieć nadzieję, że teraz jej kariera dostanie jeszcze większego boosta. Rozgrywka między Pingwinem i Sofią przypomina szachy: tyle, że na początku partii ktoś przewrócił szachownicę, rozsypując biało-czarne bierki, a ktoś inny próbował je pozbierać i kontynuować grę. Dużo wydarzeń na ekranie jest kwestią szczęśliwych przypadków, zbiegów okoliczności oraz plot armorów. Można na nie przymknąć oko, ale potrafią uwierać.

Przeczytaj również:  „Szczwany Lis” – o dziecięcej naiwności i pokusie fałszywych wzorców | Recenzja | Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2024

Zarówno Matt Reeves, jak i Lauren LeFranc prezentują Gotham potrafiące wchłonąć nieostrożnych. „Gangsterka to gra, która nie ma zasad”, mówi Oz swojemu „drugiemu”, podopiecznemu Victorowi. Pingwin lubi prawić puste frazesy o braniu tego, co się należy. O niesprawiedliwościach świata. Za tym gadaniem idą jednak czyny człowieka, który w mig gotowy jest wyrzec się wszystkiego – oczywiście, jeśli oznacza to zysk dla niego. Pogrywa ludźmi, a kiedy tylko przestają mu być potrzebni lub jawią się jako najmniejsza słabość i przeszkoda, po prostu się ich pozbywa. Sam usprawiedliwia się przed sobą, używając do tego obietnicę złożoną matce, ale koniec końców nie ma wątpliwości – Pingwin jest jak Walter White. Robi to, co robi, bo jest w tym dobry. Pomimo osadzenia serialu w rozpoczętym już uniwersum, występują pewne problemy z zachowaniem jednej, ważnej spójności. Nieco na bok spycha ją za to wiele mniejszych smaczków. Co jednak ważniejsze, Pingwin funkcjonuje zarówno jako osobna opowieść, jak i uzupełnienie uniwersum, a jego znajomość ma nie być wymagana, aby lepiej odebrać drugiego Batmana. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, z Ozem ponownie spotkamy się za dwa lata. I jest, na co czekać.

korekta: Krzysztof Kurdziej

+ pozostałe teksty

Dziennikarz, maruda, fan „Gwiezdnych wojen", „Władcy Pierścieni" filmów superbohaterskich oraz muzyki wszelakiej. Chociaż jego gust ukształtowało „GTA: San Andreas", to nie znajdziecie większego fanatyka utworu „Na jednej z dzikich plaż" grupy Rotary.

Ocena

7.5 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Batman, seriale gangsterskie, w których główni bohaterowie mówią po angielsku z ciekawym akcentem

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.