Advertisement
FestiwaleFilmyNowe Horyzonty 2024Recenzje

„Motocykliści” – chłopaki też płaczą | Recenzja | Nowe Horyzonty 2024

Daniel Łojko
Motocykliści Nowe Horyzonty recenzja
fot. „Motocykliści” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Motocykliści to jak na razie największy film w dorobku Jeffa Nicholsa. Uznany w kręgach kina niezależnego reżyser miał już pod swoją batutą takie nazwiska, jak Matthew McConaughey, Reese Witherspoon, Adam Driver, Kirsten Dunst czy Michael Shannon, który do tej pory zagrał w każdym filmie twórcy Uciekiniera. Do tego imponującego CV dołączyli m.in. Jodie Comer, Tom Hardy oraz jedno z najgorętszych hollywódzkich nazwisk – Austin Butler. Czy Motocykliści spowodują, że w serwisach streamingowych nastąpi nagły wzrost odtworzeń utworu Born To Be Wild? W to szczerze wątpię. Nie jest to typ filmu, którego można było się spodziewać.

Nichols historię oparł na fotoksiążce The Bikeriders Danny’ego Lyona z 1968 roku, gdzie dziennikarz zebrał migawki z życia klubu motocyklowego Outlaws, z którym podróżował i przebywał w latach 1963-1967. W filmowej wersji do czynienia mamy dowodzonymi przez niejakiego Johnny’ego Wandalami, a wydarzenia podczas serii wywiadów wykłada widzom Kathy – żona jednego z członków klubu. Bohaterka Jodie Comer znienacka trafia do spowitego oparami benzyny i papierochów świata pełnego pozorów. Fikcjonalizowana historia prawdziwych Outlaws pozwoliła wyznaczyć Nicholsowi bardzo małą, lokalną skalę. Z tego też powodu rzadko kiedy ruszamy się poza obrzeża Chicago i okolic, a nawet sąsiedni stan Wisconsin wydaje się być odległym światem. Nie uświadczymy też żadnych intryg, krwawych, międzyklubowych konfliktów czy policyjnych zasadzek i efektownych pościgów. Motocykliści są obrazem przyziemnym, opowiadającym o grupie ludzi pragnących przynależności. Wielu z nich ma pracę, dzieci, a i trafi się nawet ktoś z niezłym samochodem. Kiedy jednak przychodzi odpowiedni czas, narzucają skórzane kurtki, wskakują na swoje jednoślady i grupą ruszają na szosę, kończąc zazwyczaj nad butelkami różnych alkoholi w lokalnym barze.

motocykliści
fot. „Motocykliści” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Reżyser jest w quasi-scorsesesowej narracji bardzo bezpośredni. Kiedy jedna postać pyta Johnny’ego: „I co, założymy sobie jakiś klub, żeby siedzieć na czterech literach i gadać po motocyklach?”, ten odpowiada: „Tak właśnie zrobimy.”, a następnie wydarzenia te po prostu obserwujemy na ekranie. Motocykliści żonglują kliszami i chociaż film nie ma skonkretyzowanej fabuły jako takiej, szybko można przewidzieć kto, kiedy i dlaczego. Kobieta czy koledzy z klubu? Małżeństwo czy ryk silnika? Wpuszczać nowych, pozwalając na rozszerzenie struktur czy może jednak zostać w kumpelskim gronie? W końcu chodzi przecież o zajawkę, bycie kolektywem, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nichols sprawnie rozpoczyna wątki, równie sprawnie kończąc je w momentach, kiedy się tego nie spodziewamy, co miewa dla bohaterów różnorakie konsekwencje. Wpisuje się to w ogólną, prostą konstrukcję scenariusza: żadnych dużych plot twistów, pompatycznych przemówień, skomplikowanych psychologicznych portretów i narracyjnych puzzli. Motocykliści utrzymują z resztą stałe tempo, nie łamiąc ograniczeń prędkości, ale delikatnie wytracając ją w okolicach umownego trzeciego aktu. Twórcy zaskakują czasem szczyptą absurdalnego humoru, przełamując udawaną powagę niektórych bohaterów i jeszcze bardziej ich uczłowieczając.

Przeczytaj również:  „Prawdziwy ból” - czy twój jest lepszy niż mój? | Recenzja | American Film Festival 2024

Tom Hardy zalicza tu swój najlepszy filmowy występ od czasów Zjawy, bawi się postacią Johnny’ego, nawiązuje do Marlona Brando – wlewa w bohatera charyzmę, siłę przywódcy, zblazowanie, ale i zmartwienia, zmęczenie, rozczarowanie, niemoc. Te ostatnie objawiają się zwłaszcza wtedy, kiedy obraz zahacza o czasy sromotnej porażki Stanów Zjednoczonych w Wietnamie. Napływ niemających dokąd pójść weteranów, narkotyki, istny Dziki Zachód w świecie motocyklowych klubów. Frustracja społeczeństwa odbija się i na Johnnym, a mogłoby się przecież wydawać, że bandy twardzieli w skórach system nie dotyczy. W końcu nazwy takie, jak Wandale, Renegaci czy Martwe Diabły, nie wzięły się znikąd. Motocykliści są jednak zwykłymi facetami. Nie dziwota więc, że kiedy sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli, część z nich odwiesza kurtki i chowa motocykle do szopy, przypominając sobie oraz nam, że są przecież obarczeni podatkami czy listami zakupów. Niejednokrotnie pokazują, że pod twardymi szczękami i groźnym wzrokiem tak naprawdę kryje się wrażliwość lub strach, a klubowe barwy przestają mieć znaczenie, gdy obok nie ma kolegów. Życie ponad klub, nigdy odwrotnie – przynajmniej tak w teorii powinno być. W kwestii aktorskich występów rozczarowywać może Austin Butler – jedna mina, przesadna dramatyczność, tak, jakby grało samo nazwisko. Ciężko stwierdzić, z czego wyniknął taki stan rzeczy, bo pomysł na postać Benny’ego Nichols ewidentnie miał (kliszowy narwaniec z ładną buzią i włosami à la James Dean). Pierwszy plan dopełnia Jodie Comer, której postać jest swego rodzaju łączniczką między widzem a światem spaliniarzy. Szkoda, że twórcy nie dali brytyjskiej aktorce do zagrania czegoś więcej, bo w jednej z pierwszych scen jest niczym magnes przyciągający wzrok. Jej mikroekspresje pokazujące niezręczność, zaciekawienie i zauroczenie, chwilowo przyćmiewają kolegów z obsady. Zamiast tego, Internet w głównej mierze skupił się na tym, jak bardzo „chicagowski” jest jej akcent. Na drugim planie przewija się za to sporo znanych twarzy. Michael Shannon, Boyd Holbrook, Karl Glusman, Damon Herriman czy Norman Reedus konkretnie ubarwiają moto-zgraję, ale ich występy kwalifikują się do niczym nie wyróżniających się postaci towarzyszących. No chyba, że na wyróżnienie zasługują paskudne pozostałości po zębach bohatera Reedusa. Szkoda, bo Nichols dysponował sporą mocą. Nie jednak wycisnął z tej maszyny czegoś więcej. Aż prosiło się tu o intensywniejsze spalenie gumy i zawarczenie potężnym silnikiem, aby wszystko wokół się zatrzęsło.

Przeczytaj również:  „Sing Sing” – Szekspir w łańcuchach | American Film Festival 2024 | Recenzja
motocykliści
fot. „Motocykliści” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Jest w Motocyklistach scena, w trakcie której jeden z klubów ewidentnie szuka bójki z drugim. Krew buzuje, pod przykrywką już prawie się gotuje, chłodnica wysiada, aż w końcu wybucha bitka. Panowie komisyjnie „dają sobie po mordach”, a po cięciu siedzą na trawie, sączą zimne, chmielowe napoje, rozprawiając coś o narządach, napędach, paskach i innych rzeczach z mechanikowskiej gwary. I taki jest też film Nicholsa: prosty w środkach, przekazie czy celu. Opowiada wszakże o prostych ludziach z prowincji. Dla niektórych motocykl jest odskocznią od życia codziennego, dla innych absolutnym priorytetem. Tuż przed Nowymi Horyzontami zastanawialiśmy się, do jakiego jednoślada przypasują Motocykliści. Ostatecznie nie będzie to żaden z nich. Nie będzie to też elegancka Vespa, wyścigowe Ducati czy turystyczny Gold Wing. Gdyby obraz Nicholsa pojechał na zlot motocykli, absolutnie niczym by się nie wyróżnił. Nie byłby to żaden legendarny model ze zmodyfikowanym wydechem, ultralekką ramą i ulepszonym silnikiem. Mógłby pochwalić się swoją obecnością, ale nic ponad to. Z jednej strony szkoda, że mając taką obsadę twórcy nie pokusili się o coś więcej. Coś bardziej zapadającego w pamięć. Z drugiej nasuwa się jednak pytanie: czy wszystko musi być rewolucyjne, wspaniałe i wychodzące poza ramy? Motocykliści sprawdzają się jako letni, niezobowiązujący, ale za to jakościowy seans „do kotleta”. Takich filmów zdecydowanie potrzebujemy. Ostatnio może bardziej, niż zwykle.

korekta: Anna Czerwińska
+ pozostałe teksty

Dziennikarz, maruda, fan „Gwiezdnych wojen", „Władcy Pierścieni" filmów superbohaterskich oraz muzyki wszelakiej. Chociaż jego gust ukształtowało „GTA: San Andreas", to nie znajdziecie większego fanatyka utworu „Na jednej z dzikich plaż" grupy Rotary.

Ocena

6 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Dzienniki motocyklowe, Easy Rider

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.