Advertisement
AktualnościNowe Horyzonty 2024PublicystykaZestawienia

Najbardziej oczekiwane filmy na stacjonarnym 24. MFF Nowe Horyzonty | ZESTAWIENIE

Redakcja Filmawki
identyfikacja wizualna NH
Identyfikacja wizualna 24. MFF Nowe Horyzonty

Już za momencik rozpocznie się 24. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Tegoroczny program pęka w szwach od intrygujących pozycji, a my z niemałą ekscytacją wyczekujemy momentu wejścia na sale kinowe. Zgodnie z tradycją przygotowaliśmy przegląd filmów dostępnych stacjonarnie, na które czekamy po zagłębieniu się w festiwalową rozpiskę. Czy wrażenia podczas seansu pokryją się z naszymi przewidywaniami?


Dahomej, reż. Mati Diop

kadr z filmu dahomej
fot. „Dahomej” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Swoim najnowszym projektem Mati Diop udowadnia, że obecnie jest jednym z ciekawszych głosów w kinie dialogującym z duchami postkolonialnej traumy. Już w pełnometrażowym debiucie, postmodernistycznie natchnionym Atlantyku (2019), reżyserka splatała język kina społecznie zaangażowanego, horroru, melodramatu i surrealistycznej baśni, by nienachalnie stawiać diagnozy o człowieku jako sumie zewnętrznych uwarunkowań. Nagrodzony Złotym Niedźwiedziem na tegorocznym MFF w Berlinie Dahomej ponownie opiera się próbom jednoznacznej klasyfikacji na wielu rejestrach: gatunkowym, estetycznym, narracyjnym.

Opowieść o dwudziestu sześciu spośród tysięcy rzeźb, które na przełomie XIX i XX wieku zostały wywiezione z tytułowego królestwa przez francuską armię, a teraz – na skutek rewizji europejskiej polityki kolonialnej – mają z powrotem wrócić na tereny Afryki Zachodniej, prowokuje niebagatelne pytania o możliwość odcięcia od wpływów dawnego kolonizatora, odzyskania tożsamości narodowej po wielu latach podporządkowania, w końcu o kryteria definiowania tej ostatniej. Diop rozsadza od środka granice konwencji, łącząc ramę kina dokumentalnego z lirycznym, ociekającym symboliką poematem. I choć w jej soczewce Afryka to kontynent wciąż naznaczony piętnem europejskich nacisków, w centrum swoich poszukiwań autorka stawia nie tylko bolesne spostrzeżenia, ale i zalążki oczyszczającej nadziei.

Wiktor Szymurski


Motocykliści, reż. Jeff Nichols

kadr z filmu motocykliści
fot. „Motocykliści” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Austin Butler, Tom Hardy i Jodie Comer. Jeśli ta trójka nie jest wystarczającym powodem, aby wyczekiwać Motocyklistów z wypiekami na twarzy, dorzućmy do puli kolejne nazwiska: Michael Shannon, Mike Faist, Norman Reedus, Boyd Holbrook. Cały ten gang zza kamery instruował z kolei Jeff Nichols (Take Shelter, Uciekinier). Wiatr we włosach, skórzane kurtki, ryk silnika i zapach spalin. Co do takiej kombinacji zdecydowanie można mieć duże oczekiwania; mówi ona sama za siebie. Czym okażą się Motocykliści? Do jakich maszyn będziemy porównywać ten film? Starego, dobrego, klasycznego harley’a? A może do rozklekotanej motorynki, którą w środku nocy denerwuje Cię sąsiad? Ubieramy kaski, siadamy wygodnie i czekamy na przyjazd.

Daniel Łojko


Rodzaje życzliwości, reż. Yórgos Lánthimos

kadr z filmu rodzaje życzliwości
fot. „Rodzaje życzliwości” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Yórgos Lánthimos idzie jak burza. Po brawurowych Biednych istotach reżyser zdaje się nabierać tempa i wypuszcza w świat Rodzaje życzliwości. Bardzo dobrze przyjęty przez międzynarodowych krytyków film tworzy gwiazdorska obsada – Emma Stone, Jesse Plemons, Willem Dafoe, Margaret Qualley. Fabuła brzmi przy tym nowohoryzontowo. Zagubiony pracownik korporacji spełnia każdą zachciankę swojego ekscentrycznego szefa, tajemnicza kobieta wraca do domu, ale mąż podejrzewa ją o bycie sobowtórem, religijna sekta poszukuje drogi do nieśmiertelności.

Nie mogę nie oczekiwać filmu Lánthimosa, jeśli mówi się, że w Rodzajach życzliwości Grek wraca do swoich twórczych korzeni. Tytuł z pewnością okaże się złudny i zamiast życzliwości widzowie doświadczą rozdarcia głównych bohaterów, czarnego humoru oraz niepokoju. Atmosferę przed seansem podsyca już sam zwiastun, w którym Emma Stone driftuje Dodgem i tańczy tak, jakby postać Belli do końca jej nie opuściła. Jestem przekonana, że wybór Rodzajów życzliwości na film otwarcia 24. MFF Nowe Horyzonty to strzał w dziesiątkę.

Anna Czerwińska


I Saw the TV Glow, reż. Jane Schoenbrun

kadr z filmu i saw the tv glow
fot. „I Saw the TV Glow” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Nazywajcie mnie normikiem, ile Wam się żywnie podoba, ale uwielbiam analogowość współczesnego kina grozy. Nic nie poradzę na to, że niczym ćmę uwodzi mnie ambientowe światło neonów i szumiących kineskopów – tak licznie obecne w horrorach czerpiących z estetyki minionych epok. Tym bardziej, gdy poza przepięknym retro sztafażem, film ma do zaprezentowania coś znacznie ciekawszego niż straszaki wychodzące z telewizora. Jane Schoenebrun w swoim I Saw the TV Glow przekracza i miesza konwencje, wymykając się jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej. Tworzy dzieło niezwykle uniwersalne i inkluzywne, które choć czytelne w interpretacji, powinno przemówić do praktycznie każdego z widzów. Cudowna oprawa wizualna, połączona z niesamowitą ścieżką dźwiękowa (w końcu na potrzeby filmu powstał w pełni oryginalny soundtrack) i uchwyceniem ulotnego uczucia dziecięcej konsternacja otaczającym światem, tworzą film kompletny. Dzieło dojrzałe, autorskie i choć nieoczywiste, pełne zrozumienia wobec swoich bohaterów, widowni, a nawet twórców.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką: „Bulwar zachodzącego słońca” (1950)

Norbert Kaczała


Substancja, reż. Coralie Fargeat

kadr z filmu substancja
fot. „Substancja” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Nie znajdziecie drugiej takiej reżyserki. W Zemście (2017) Coralie Fargeat zręcznie trawestowała klisze konwencji rape and revenge, z jednej strony snując przy tym refleksję nad zgnilizną patriarchalnych norm, z drugiej – testując wyporność kina eksploatacji w jego najbezczelniejszym wcieleniu. Siedem lat później ta sama postać z kopniaka otwiera drzwi canneńskich salonów, prezentując Substancję – przebraną w kostium body horroru satyrę na kobiece uprzedmiotowienie wpisane w trybiki współczesnej kultury, polemikę z odgórnie narzuconymi standardami piękna i rzecz o napięciu między młodzieńczą witalnością a starczym wylinieniem. Musi istnieć mocny powód, dla którego ta na pierwszy rzut oka niepozorna gatunkowa woltyżerka z miejsca stała się jednym z najgorętszych tytułów 77. Festiwalu Filmowego w Cannes (gdzie otrzymała zresztą nagrodę za najlepszy scenariusz), a samą Fargeat zaczęto nazywać genialną spadkobierczynią Cronenbergowskiej wrażliwości. Sypiące się z każdej strony porównania do twórczości Julii Ducournau, Portretu Doriana Graya oraz Persony Bergmana nie pozostawiają wątpliwości: Substancja zastygnie w naszych trzewiach na długo po seansie.

Wiktor Szymurski


Emilia Pérez, reż. Jacques Audiard

kadr z filmu Emilia Pérez
fot. „Emilia Pérez” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

O fabule tego filmu lepiej nie wiedzieć za wiele, a najlepiej nic. Emilia Pérez podbiła serca krytyków w Cannes, w tym również moje. Film jest musicalem, jednak nawet, jeśli nie jesteście fanami tego gatunku filmowego, nie zniechęcałabym się. Połączenie szalonego i nieprzewidywalnego scenariusza ze śpiewem na papierze może wydawać się klapą, jednak szokuje fakt, że to wszystko razem współgra i działa. W dodatku JAK DZIAŁA! Audiard wciąga nas w świat meksykańskich karteli, przemocy i porwań. Robi to w subtelny sposób, w rytm równie porywającej muzyki. Momentami będziecie zaciskać pięści z napięcia, śmiać się, jak też płakać ze wzruszenia. Film do samego końca hipnotyzuje kolorami, tempem i wpadającą w ucho muzyką. Nie jest to seans jedynie łatwy i przyjemny, wywołujący wyłącznie pozytywne emocje. Nieraz zostaniemy postawieni przed trudnymi pytaniami, bez jednoznacznych odpowiedzi lub też moralnymi zagwozdkami. Z niecierpliwością czekam na powtórne przeniesienie się w te nieoczywiste meksykańskie realia.

Marysia Posiadało


Natatorium, reż. Helena Stefánsdottir

kadr z filmu natatorium
fot. „Natatorium” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Natatorium, pełnometrażowy debiut Heleny Stefánsdóttir, to podróż w najmroczniejsze rejony rodzinnych tajemnic, które skrywane latami pod warstwą niedomówień, mutują w koszmar. Co gorsza – na jawie. Islandzka reżyserka do opowiedzenia tej nierealistycznej historii wykorzystuje gatunkowe tropy, prezentując tym samym kolejną perspektywę poszerzającą spektrum napływającej nowej fali horroru. Rodzinny dramat rozgrywa się tutaj na scenie realizmu magicznego i niepokojącej atmosfery narzucającej obrazowi nieregularny rytm, który intencjonalnie wystawia oczekiwania widza na próbę, by chwilę później odciągnąć go od wyobrażonych założeń. Podobnie jest z główną bohaterką – osiemnastoletnią Lilją. Podczas niesugerujących niebezpieczeństwa odwiedzin dziadków, dziewczyna zostaje wplątana w ciąg demonicznych pokoleniowych sekretów. Od poskładania tej układanki zależy dalszy los rodziny, czego Lilja niestety nie przewidziała w trakcie swojej podróży.

Magdalena Wołowska


A Different Man, reż. Aaron Schimberg

kadr z filmu a different man
fot. „A Different Man” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Lubimy Sebastiana Stana? Trudno go nie lubić. We Fresh czy serialu Pam i Tommy udowodnił, że jest wszechstronnym aktorem. Kolejnym tego potwierdzeniem był Srebrny Niedźwiedź za najlepszą rolę pierwszoplanową na festiwalu w Berlinie za rolę w A Different Man. Grany przez niego Edward jest aktorem i ma zdeformowaną twarz w wyniku cierpienia na nerwiakowłókniakowatość. W pewnym przechodzi operację i otrzymuje piękną twarz Sebastiana Stana. Taki też punkt wyjścia filmu Aarona Schimberga według zapowiedzi ma być opowieścią o definiowaniu samego siebie w świecie pełnym ideałów i ślepego podążania za kreowaniem najlepszej wersji siebie.

Za tą produkcją stoi wytwórnia A24, więc w ciemno można spodziewać się filmu nietuzinkowego, skłaniającego do dyskusji oraz kto wie – wyśmiewającego współczesny świat? Obok Sebastiana Stana na ekranie pojawią się też m.in. Adam Pearson i znana przede wszystkim z Najgorszego człowieka na świecie Renate Reinsve.

Przeczytaj również:  Magnus von Horn – retrospektywa | Festiwal Kamera Akcja 2024

Jakub Trochimowicz


Aggro Dr1ft, reż. Harmony Korine

kadr z filmu Aggro Dr1ft
fot. „Aggro Dr1ft” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

O Harmonym Korine można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że da się przewidzieć, co zrobi. To twórca, choć mainstreamowy, wciąż awangardowy. Choć współpracujący z Seleną Gomez, Matthew McConaughey’em i Travisem Scottem, to robiący to w pełni autorski, unikalny sposób. Może to brzmi dziwnie, bo w jego dorobku znalazła się i produkcja o staruszkach kopulujących ze śmietnikami, i dramat o wąchaniu kleju, ale Aggro Dr1ft jest prawdopodobnie jego najbardziej kontrowersyjny filmem… Jeśli w ogóle przyjmiemy założenie, że mamy do czynienia z „filmem”. Stworzona przez studio EDGLRD produkcja nawet nie miała przyjąć takiej formy – tak twierdzi sam reżyser, mówiąc, że nie chciał stworzyć filmu. Idąc więc do kina na Aggro Dr1ft – lub do nowojorskiego klubu ze striptizem, gdzie odbyły się jedne z pierwszych publicznych pokazów tego dzieła – tak naprawdę nie wiadomo, na co się nastawić. A już szczególnie, gdy spojrzy się na opinie krytyków, w większości negatywne, lecz tak skrajne, że obok wściekłych jedynek pojawiają się serduszka i dziesiątki. Ten trip już obrósł kultem, więc jego pierwszy i jedyny pokaz w Polsce powinien być seansem obowiązkowym.

Wiktor Małolepszy


Bestia, reż. Bertrand Bonello

kadr z filmu bestia
fot. „Bestia” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

W ostatnich miesiącach szczególną sympatią darzę filmy, których tematyka oscyluje gdzieś wokół podróży w czasie, sztucznej inteligencji, pętli czasowych. Mojej uwadze w programie festiwalu nie umknęła więc Bestia z Léą Seydoux i Georgem MacKayem w rolach głównych. Najnowszy film Bertranda Bonella jest inspirowany opowiadaniem Henry’ego Jamesa Bestia w dżungli. Bohater Jamesa żyje w ciągłym strachu przed nieuchronną, trudną do zdefiniowania katastrofą, co izoluje go od innych i zarazem odcina od własnych emocji. Bohaterka Bonella żyje zaś w świecie po katastrofie. Jest bowiem rok 2044, a kontrolę nad ludźmi sprawuje sztuczna inteligencja, która głosem Xaviera Dolana, współproducenta filmu, namawia Gabrielle, by poddała się procedurze eliminacji silnych uczuć, łączących ją z poprzednimi wcieleniami.

Najbardziej ekscytujące będzie dla mnie odkrycie, kim lub czym jest tytułowa bestia. Wielogatunkowe dzieło, bo łączące elementy sci-fi, thrillera, melodramatu oraz filmu grozy, ma potencjał, by przejść do historii. Liczę na przedstawienie motywu podróży w czasie w odkrywczy i oryginalny sposób. Niestety po stopniowym zjadaniu zębów na filmach i serialach o podobnej tematyce oczekiwania mam bardzo wysokie.

Anna Czerwińska


Veni Vidi Vici, reż. Daniel Hoesl, Julia Niemann

kadr z filmu veni vidi vici
fot. „Veni Vidi Vici” / materiały prasowe ze strony filmu

W oświadczeniu prasowym Hoesl powiedział, że jedną z inspiracji do stworzenia filmu było przemówienie Donalda Trumpa, w którym stwierdza, że nie mógłby nikogo zabić na środku Piątej Alei. Reżyser zrozumiał te słowa dość dosłownie i przekuł je w film o socjopatycznym miliarderze, którego hobby staje się zabijanie. Amon (główny bohater) postanawia kwestionować granice swojej bezprawności. Morderstwa dzieją się w biały dzień na oczach świadków, jednak zdaje się, że nikt nie planuje go powstrzymywać. Miliarder reprezentuje sobą samonapędzającą się maszynę, jaką jest kapitalizm. Pytanie, czy komukolwiek uda się ją zatrzymać? Czy bogaci kiedyś odczują konsekwencje swoich nieetycznych czynów? Film w reżyserii Daniela Hoesla i Julii Niemann jest czarną komedią, która wydaje się być ciekawym komentarzem na kapitalistyczne społeczeństwo, w którym świat należy do nich bogatych, a czyny zdają się nie mieć konsekwencji.

Marysia Posiadało


korekta: Bartłomiej Rusek, Anna Czerwińska

+ pozostałe teksty

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.