CampingPublicystyka

Camping #4 – “Terrifier” (2017)

Bartek Bartosik

„Camping” to cykl tekstów, w których przybliżam czytelnikom dzieła, jakich nie znajdą w zestawieniach najlepszych filmów wszechczasów. Kino pełne miłości, niebezpieczne, nierzadko szokujące, za to zawsze, w jakiś pokrętny sposób, piękne.


 

Z reguły w Campingu przypominam i polecam filmy, które są pominiętymi przez masową wyobraźnię perełkami lub wartymi przypomnienia kamieniami milowymi w rozwoju kina nierankingowego, tworzonego z miłości i z miłością, raczej bez ambicji rozbicia box-office. Tak jest i tym razem, jednak w „Terrifierze” nie uświadczymy poetyki czy przełomowych rozwiązań narracyjnych. Zamiast tego dostaniemy obleśną, brudną i chorą fantazję zboczonego psychopaty, względnie plastyczną laurkę dla śmieciowego kina lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Punkt widzenia zależy tu od punktu siedzenia, ja oczywiście skłaniam się ku drugiej interpretacji.

Fabuła Terrifiera zasadza się na ekstremalnie kliszowym zamyśle – atrakcyjne kobiety, opuszczony budynek, morderca w stroju klauna. Wstrząsamy, mieszamy i mamy film do kupienia za 5zł na straganie przy dworcu. Tym, co wyróżnia naszego dzisiejszego bohatera od całej ligowej szarzyzny marnego horroru, jest warstwa formalna. Damien Leone, reżyser obrazu, nie cofa się przed niczym. Wchodzi w skórę kompletnie popierdolonego zwyrodnialca od A do Z, przyłączając się do jego krucjaty, której celem jest maksymalne obrzydzenie i przerażenie widza – w tym kontekście tytuł jest więcej niż pasujący.

Kreatywność w rozczłonkowywaniu, cięciu, strzelaniu, przypalaniu i każdym innym brzydkim uczynku, skierowanym w stronę bliźniego jest jednocześnie przytłaczająca i godna podziwu. By nie być gołosłownym – w jednej ze scen, uwiecznioinej zresztą na plakacie Terrifiera, z sufitu zwisa naga kobieta, podwieszona za nogi. Sposóbów na uśmiercenie jest wiele, jednak tym, które obiera się w naszym dzisiejszym filmie, okazuje się być przepiłowanie dziewczyny na pół. Piłą ręczną. Od krocza do głowy. Bez odwracania kamery.

Przeczytaj również:  Satyajit Ray – jak czytać kino bengalskiego mistrza [ZESTAWIENIE]

Na osobną wzmiankę zasługuje również główny zły filmu. Klaun Art to ktoś więcej niż zwykły zwyrol. Tagline filmu mówi, że przy Arcie Pennywise wygląda jak małe dziecko i ciężko się z tym nie zgodzić. Wyglądający jak krzyżówka wspomnianego klauna ze stajni Stephena Kinga i Ginosagiego Art to personifikacja okrucieństwa, zamiłowania do tortur i sprawiania bólu każdemu, kto znajdzie się w zasięgu wzroku.

O ile wszystkie wcześniej opisane w Campingu filmy polecam z całego serca każdemu, kto lubi kino, o tyle Terrifier jest dziwadłem na tyle osobliwym, że oglądanie go może być zarówno źródłem świetnej zabawy, jak i długotrwałej traumy. Dzisiejsza polecajka powinna mieć stempel „Oglądasz na własną odpowiedzialność”. Ja bawiłem się świetnie i czekam na więcej takich bezkompromisowych abominacji.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.