Advertisement
FilmyRecenzjeStreaming

“W lesie dziś nie zaśnie nikt” – Pierwszy polski slasher? [RECENZJA]

Bartek Bartosik
W lesie dziś nie zaśnie nikt
fot.: Materiały prasowe / Next Film

Jakiś czas temu rzucił mi się w oczy mem mówiący, że “kiedy przeczytasz słownik, pozostałe książki to już tylko remiksy”. To powiedzonko na stałe weszło do mojego słownika, także w odniesieniu do innych gałęzi kultury, w tym oczywiście filmów. Nie jest ono stuprocentowo kuloodporne, ze względu na stały postęp technologiczny i konsekwentny rozwój języka filmowego, niemniej gdybym miał wskazać film, który idealnie jest przez nie opisywany, byłby nim W lesie dziś nie zaśnie nikt Bartosza M. Kowalskiego.

Kowalski kilka lat temu narobił dużo szumu w filmowym światku swoim głośnym fabularnym debiutem – Placem zabaw – gdzie w mocno dokumentalistyczny sposób pochylał się nad bezsensem i genezą zła, opierając historię na rzeczywistej sprawie zabójstwa Jamesa Bulgera. W międzyczasie nakręcił dla Showmaxa krótkometrażowy slasher, a w wywiadach wspominał miłość do tego gatunku, nie można więc powiedzieć, by wybór tematyki i stylistyki drugiego filmu reżysera był wielkim zaskoczeniem, ale ze względu na wyboistą przeszłość kina grozy w Polsce projekt mógł budzić wątpliwości. O ile nikt nie kwestionował motywacji Kowalskiego, o tyle obawy wzbudzał fakt, że jako naród po prostu nie mamy tego slasherowego fachu w ręku.

Obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, a Bartosz Kowalski napisał do ejtisowej, młodzieżowej grozy piękny list miłosny. Taki w czerwonej kopercie, spryskany perfumami i z buziaczkiem dla adresata.

W lesie dziś nie zaśnie nikt
fot.: Materiały prasowe / Next Film

Pretekstem dla obowiązkowej mieszanki nastolatków (popularna dziewczyna, osiłek, nerd, chłopak z tajemnicą i szara myszka) na znalezienie się w jednym miejscu został obóz offline, na który wysłani zostali ze względu na swoje uzależnienie od technologii. W tym miejscu należy się pierwsza pochwała, bo bardzo łatwo byłoby wrzucić w tym miejscu łopatologiczne moralizatorstwo spod znaku “phone bad”, Kowalski natomiast postanowił w ten sposób po prostu zabrać bohaterom kontakt ze światem, tak, żeby nic ich nie rozpraszało, kiedy są bestialsko i widowiskowo mordowani przez zmutowane, kanibalistyczne maszyny do zabijania. Mimo że ten opis zdradza dość dużo, to ze względu na charakter filmu nikt nie powinien się tymi “semispoilerami” poczuć dotknięty. W końcu po to wszyscy idziemy na ten film do kina, prawda?

Przeczytaj również:  „Teściowie 2” – Polak na granicy, czyli nowa polska komedia [RECENZJA]

To, że reżyser wychował się na kinie grozy widoczne jest w każdym kadrze, ruchu kamery, dźwięku i dialogu. Fani gatunku odnajdą w nim nawet nie tyle inspiracje, co dosłowne re-kreacje klasycznych slasherowych motywów i scen. Halloween, Martwe zło 2, Droga bez powrotu, Teksańska masakra piłą mechaniczną i Piątek trzynastego to najbardziej oczywiste skojarzenia, od których Kowalski bynajmniej nie ucieka. Gdzieś na drugim planie przewijają się również bardziej subtelne nawiązania, bazujące raczej na skojarzeniach, jak motyw muzyczny bliźniaczo podobny do tego z Cannibal Holocaust czy małe nawiązanie do Lovecrafta. Ta mozaika składa się na bardzo sprawną, zabawną i świeżą jak na nasze warunki grę konwencją. Konwencją, w której świetnie odnajduje się Julia Wieniawa, która być może nie zasłużyła na miano pierwszej polskiej “scream queen”, ale pierwszą polską final girl z prawdziwego zdarzenia zdecydowanie jest.

W lesie dziś nie zaśnie nikt
fot.: Materiały prasowe / Next Film

Realizacyjnie W lesie dziś nie zaśnie nikt zaskakuje bezkompromisowością. Polskie kino nigdy nie słynęło z efektów specjalnych, charakteryzacji czy nadmiernego epatowania ohydą i turpizmem w sferze wizualnej, ale Kowalski nic sobie z tego faktu nie robi, dostarczając dosłowne, groteskowe i silnie nacechowane komediowo gore. Humor również odgrywa w filmie niebagatelną rolę, wkładając całe makabryczne widowisko w potężny cudzysłów.

To film stworzony przez fana dla fanów, nostalgiczna podróż do pierwszych filmowych fascynacji i pean na cześć magii kina. Nie mam pojęcia, czy kolejnym filmem Kowalskiego znowu będzie horror, ale po cichu liczę na jego poważniejsze podejście do tematu, bo to, że całą ikonografię, schematy i sztuczki gatunkowe ma w małym palcu, już udowodnił. Ocena na końcu stoi gdzieś przed drzwiami z plakietką “świetne kino”, ale nie może ich otworzyć z jednego prostego powodu – twórcy, których reżyser cytuje w W lesie dziś nie zaśnie nikt napisali historię slashera. Kowalski zrobił remix.

Ocena

7 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

"Halloween", "Martwe zło 2", "Teksańską masakrę piłą mechaniczną" i "Piątek trzynastego"

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.