Camping #6 – “Raw” [Mięso] (2016)
„Camping” to cykl tekstów, w których przybliżam czytelnikom dzieła, jakich nie znajdą w zestawieniach najlepszych filmów wszechczasów. Kino pełne miłości, niebezpieczne, nierzadko szokujące, za to zawsze, w jakiś pokrętny sposób, piękne.
„Raw” miał przed premierą całkiem zajebistą kampanię marketingową, polegającą na tym, że wszystkie możliwe media trąbiły „olaboga nie idźcie na to, zrzygacie się i umrzecie”. Sprawiło to, że jak tylko film stał się dostępny, od razu się na niego rzuciłem. No i proszę sobie, proszę państwa, wyobrazić moje zniesmaczenie, kiedy zamiast festiwalu przegryzania sobie głów i wysysania gówna z dupy dostałem alegoryczne kino artystyczne o dojrzewaniu, odkrywaniu własnej seksualności i wyrywaniu ze schematów, narzucanych nam przez społeczeństwo. Nie na to się pisałem, ale skoro już widziałem, to się podzielę wrażeniami.
Pani Justynka pochodzi z rodziny hardych wegan, którzy to, jak większość ludzi ceniących sobie wolność jednostki, narzucają swoje moralno-żywieniowe przekonania młodszemu pokoleniu. Justynka zwierzątka kocha bardzo mocno, więc decyduje się na karierę pani weterynarz. Podczas chrztu świeżaków dzieją się nieboskie sceny – zaprawiona w bojach, zdeprawowana do bólu starszyzna oblewa świeżaków krwią i każe żreć surowe mięcho. No i bach, Justynka zjada królika i jej życie zmienia się o 540 stopni, bowiem od czasu chrztu czuje ciągłą chęć na pochłanianie mięsiwa, a najlepiej to w ogóle jest, jak to mięcho jeszcze żyje.
Zarys fabuły każe sądzić, że te wszystkie rozhisteryzowane typki, wieszczące „najbardziej obrzydliwy film w dziejach” mogły mieć rację, ale mam taką małą teorię, która mówi, że kontakt z „Raw” tych dyletantów skończył się właśnie na przeczytaniu owego zarysu. Bo okej, Justynce zdarza się dziabnąć jakiegoś palucha czy nogę, ale to wszystko jest tylko tłem dla tego, co się u niej dzieje w środeczku. Okej, może jedzenie ludzi nie jest pierwszą rzeczą, którą robi się po wyfrunięciu z rodzinnego gniazdka, ale po pierwsze, nie znasz nie oceniaj, a po drugie, to tylko taka M E T A F O R A. Pod postacią kanibalizmu mamy tutaj ładnie schowane bardziej konwencjonalne żądze, które nasza bohaterka w sobie odkrywa. Czyli tak, jak ktoś mądry napisał we wstępie, mówimy o rozbudzeniu tzw. Seksualności, uwolnieniu się spod wpływu odgórnie narzuconych autorytetów i szukaniu swojego miejsca na tym łez padole. W tle przewijają się też siostrzane relacje (siostra, wiadomo, stara lambadziara – postudiowała już dwa lata, więc wygląda jak z Tumblra i nic nie robi, tylko imprezuje) i inne cuda. Generalnie byłem zaskoczony, że to debiut pani reżyserki, bo upchnięcie tylu motywów (motywików) w jednym filmie sugerowało zdecydowanie większą wprawę w filmowanko. Szanuję.
Poza tym, że „Raw” jest przemyślane, jest też ładniutkie. Największą inspirację stanowi tu film filmów, majstersztyk i cymesik – „Suspiria” w reżyserii Dariusza Argento. Sporo scen jest wręcz zerżniętych z arcydzieła Włocha, ale jak to mówi mądre przysłowie „Dobrzy artyści się inspirują, wybitni kradną”. W każdym razie, z kogo zrzynać jak nie z najlepszych? Efekt jest taki, że „Raw”, podobnie jak „Suspiria” jest jaskrawym, podbitym ZA DOBRYM soundtrackiem cukiereczkiem, z którego, jeśli jesteś wannabe hipsterem, możesz sobie wrzucić dowolny kadr na zdjęcie w tle na fejsie i będzie git. Ja wrzuciłem.
Ale żeby nie było, „Raw” to nie jest jakieś nie wiadomo jakie arcydzieło. Pani reżyserce nie udało się do końca wiarygodnie nakreślić tła dla historii. Jest to o tyle dziwne, że wszystkimi bardziej zaawansowanymi portretami psychologicznymi poważnie dała do pieca. Nie wiem, czasu jej zabrakło czy co, ale tłem dla zniuansowanej i subtelnej Justine jest banda jakichś kartonowych imbecyli, którzy zajmują się tylko chlaniem i kopulowaniem, a wszystko w jakiejś sekciarskiej otoczce. No szkoda, pani Julio, szkoda, bo były tutaj w tym pani filmie momenty, od których 10/10 się w kieszeni otwierało, ale nie, pani musiała to popsuć.
Miłośnik kina niejednoznacznie wspaniałego. Wierzy, że forma w pewnych warunkach staje się treścią. Jego życie zmieniło się, kiedy obejrzał po raz pierwszy "Martwe Zło 2".