Klasyka z Filmawką – “Made in Hong Kong” Fruit Chana
Made in Hongkong Fruita Chana, wyreżyserowany w 1997 roku, powstał w iście niezależny sposób. Mała obsada, krótki czas powstawania produkcji, niskie koszty spowodowały, że film ma swój niepowtarzalny, szorstki wydźwięk, a mimo tego nie cierpi w żadnym stopniu na mankamenty kina niskobudżetowego. Duża w tym zasługa fenomenalnego stylu Chana, który potrafi rozkładać sztafaż kostiumowy w sposób wyjątkowo przemyślany, raz po raz, przeskakując między melodramatyczną konwencją o historii kochanków a gangsterską czarną komedią. Z okazji dwudziestolecia premiery filmu powstała też rekonstrukcja w wersji 4K, oddająca ukłon w stronę nihilistycznej wizji reżysera, która wcześniej z powodów braków technicznych nie mogła po prostu powstać. Taką wersję mogli też zobaczyć widzowie tegorocznej 13. edycji Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków.
Zobacz też: Cień azjatyckich gigantów – 13. Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków [FELIETON]
Głównym bohaterem jest Jesienny Księżyc, chłopak opuszczony przez ojca, wychowywany jest przez matkę. Porzucił on studia i nie podjął żadnej pracy, bo jak twierdzi, najważniejsza jest swoboda. Całymi dniami włóczy się po mieście. W czasie swoich wędrówek poznaje Sylvestra, chłopaka, którego problemy intelektualne powodują, że jest on gnębiony przez okolicznych chuliganów. Starając się jakoś zarobić na życie, chłopcy poznają Ping i jej matkę. Kobiety, które od lat, w sprytny sposób unikają płacenia długów wichrzycielom. Między Księżycem i Ping rodzi się uczucie, a sielankowy nastrój zburzony zostaje serią niefortunnych zdarzeń, które mają miejsce po tym, jak Sylvester znajduje martwe ciało samobójczyni i jej listy.
Fabuła zdaje się na pozór prosta, niemniej krótkie streszczenie fabuły nie jest miarodajne w stosunku do tego, co zostaje nam zaoferowane w filmie. Największy kunszt objawia się w sposobie opowiadania historii. Ciągłe zmiany punków widzenia kamery, raz z żabiej perspektywy, innym razem boskiej; zabawa montażem, raz urywanym, szybkim, innym razem stosowane stopklatki; wykorzystanie emocjonalnej muzyki klasycznej na zmianę z techno. Wszystkie te technikalia nie są zwykły popisem, sztuką dla sztuki, barokowym przechwalaniem się twórcy czy też przekładaniem formy nad treść. Bynajmniej nie taki jest zamysł reżysera i jego wąskiej (liczącej 5 osób) ekipy. W AD 1997 oddają oni swój obraz Hongkongu (Tak myśmy wtedy widzieli to miasto, to nasze spojrzenie – powiedział podczas spotkania Masterclass organizowanego na festiwalu Pięć Smaków Fruit Chan).
Hongkong Chana jest przesiąknięty motywem labiryntu. Rządzą w nim triady (chińskie grupy gangsterskie), w większości zapełnione młodymi ludźmi. Jest w tym subtelna krytyka społeczna i ekonomiczna miasta, która w groteskowy sposób wybrzmiewa w scenie, gdy Moon wraz ze swoimi ludźmi wchodzi do firmy, poszukując jednego z wichrzycieli nachodzącego Ping. Dla młodzieży łatwiej wejść w światek dekadentyzmu i nihilistycznej autodestrukcji, aniżeli spróbować w legalny sposób zarobić pieniądze. W tym mieście nawet altruistyczne intencje – jak próba ofiarowania własnych organów do transplantologii – nie ma prawa bytu.
Zobacz też: “Mały Cheung”, czyli Hong Kong oczami dziecka [RECENZJA]
Autor insynuuje w Made in Hong Kong, w formie plakatów, motywy bliskie takim filmom jak Leon Zawodowiec, czy też Urodzeni mordercy. Przeplatanie się motywu zabijania i potrzeby zawarcia bliskiej więzi. Nie bez powodu główny bohater nękany jest w nocy erotycznymi snami o samobójczyni. A Sylvester zawsze krwawi, gdy w pobliżu jest Ping. W metafizyczności ukryte jest silne pragnienie poznania drugiego człowieka, które w jakiś sposób umyka w hongkońskiej zgniliźnie. W pierwszym przypadku Moon nie może skontaktować się ze zmarłą kobietą, mimo że odczuwa podobieństwo do jej sytuacji, a Sylvestra ogranicza jego ułomność intelektualna, skazująca go na wieczne bycie pośmiewiskiem. Moon zostaje później porzucony przez matkę. Ping natomiast dowiaduje się o śmiertelnej chorobie, a Sylvester coraz bardziej zapada się w gangsterskim świecie. Chan nie sygnalizuje, żeby z tego labiryntu dla głównego tria bohaterów było jakieś wyjście, chociaż przyjaciel Moona postanawia zrezygnować z gangsterki na rzecz małżeństwa z ukochaną – niemniej i tu pojawia się śmieszność relacji, w której on robi, co ona chce, a gdy już łamie dane słowo, to tak, żeby ona się nie dowiedziała.
Twórca krytykuje także starsze pokolenia, które pozostawiło młodsze, porzucając je, nie dając żadnych wskazówek. Utrzymuje żwawe tempo i groteskowość poszczególnych scen, dzięki czemu jego film ogląda się jak rasowe kino gangsterskie, a spowolnienie następuje wyłącznie w sygnalizowanych scenach romansowych i subiektywizacji mentalnej głównego bohatera. Kiedy ten zwierza się ze swoich myśli lub gdy spędza czas z Ping, tempo narracji przyjmuje częściowo wymiar znany z kina Wonga Kar-Waia – z jego licznymi wizualnie miłosnymi obrazami potęgowanymi w emocjonalnym slow motion, stanowiącym clue jego postmodernistycznego liryzmu.
Każda scena ma wymiar odzwierciedlający stan psychiczny głównych bohaterów, potęgowany przez klaustrofobiczne wnętrza i wyzwalające plenery, których w tym mieście jak na lekarstwo. Przy tym dzieło Fruit Chana jest w pełni świadome zmian, jakie zachodzą w Hongkongu w związku z restoracją zwierzchności Pekinu. Sygnalizują to rozmowy o chińskich bohaterach, audycje radiowe w języku mandaryńskim czy nawet sposoby cięcia owoców. W antybohaterskim wzorze protagonisty zawarta jest też mistyfikacja kina opowiadającego o chińskich triadach – przedstawione grupy przestępcze w filmie stanowią śmieszny obraz ludzi zmierzających do niczego.
Zobacz też: Wywiad z Pemą Tsedenem, pierwszym tybetańskim reżyserem
Melancholijny obraz Chana, pełny groteskowego, ironicznego humoru, stanowi idealny wstęp do późniejszej twórczości reżysera, którego nigdy nie przestały intrygować tematy wykluczonych ludzi, którzy miotają się w szale i bezsilności, aby odnaleźć swój własny kąt. Dynamiczne obrazy i szaleńcze tempo jest narracją uniwersalnego filmu; to obraz jednostki żyjącej w świecie ciągłych zmian. Ostatnie wydarzenia z Hongkongu potwierdzają tylko, że ironiczne Made in Hong Kong jest nader aktualne, a przeciętny człowiek dalej jest zależny od osobliwych stosunków międzynarodowych.
Student kształcący się na filmoznawcę. Szukający sensu życia w kinie, z uwielbieniem zaglądający w rejony azjatyckie. Kino doskonałe widzi u Kurosawy, poezję dla zmysłów u Chan-wook Parka. Siły witalne czerpie z humoru Allena, a Weltsmchmerz pogłębia u Herzoga. Na świat patrzy oczami Burtona i Lyncha. W wolnej chwili słucha rocka, głośno, bo samemu żyje po cichu.